Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2015, 23:32   #34
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
DETROIT LATO 2010 dzień 2

PRZED ZMIERZCHEM


Karl Hoobs wrócił do swego mieszkania sfrustrowany i nieco przybity. Rozumiał sytuację. Wszak był człowiekiem rozsądnym, w dodatku pracodawcą któremu nieobce było zarządzanie siłą roboczą. Rozumiał wyjątkowość wydarzeń. Rozumiał chaos. Niemniej i tak to co zobaczył na posterunku nieco go przybiło.
Zwłaszcza w kontekście tego co zobaczył w mieszkaniu Larry’ego. Bo niewątpliwie biedakowi coś się stało. Miał wszak na to dowody na komórce i słyszał zeznanie jednego świadka. Tylko jednego… inne drzwi pozostawały głuche na jego pukanie. Inni ludzie nagle nie mówili po angielsku, bądź niczego nie widzieli lub nie słyszeli.
Jedynie jedna osoba odważyła się powiedzieć co nieco. Że ciężko ranny Larry wrócił do swego mieszkania brocząc krwią z boku. Potem.. gdzieś około północy słychać było z jego kawalerki, jakie krzyki, ryki bólu, odgłosy pazurów drących ściany… Nikt się nie odważył sprawdzić co się dzieje. A rano.. nie było już ciała Larry’ego. Drzwi były już wyważone, więc… sąsiedzi splądrowali mieszkanie. I dlatego nikt nic nie chce powiedzieć.
Z tymi dowodami Karl stanął w kolejce na posterunku policji. Oficer do którego w końcu dotarł spisał wszystko i przejął materiał dowodowy i… tyle. Nie mógł się tym zająć. Ostatnio w mieście alarmująco wzrastała liczba zarówno zabójstw jak i zaginięć. W tym funkcjonariuszy policji. Przy braku ludzi, łączności… Policja skupiła się głównie na utrzymywaniu jako takiego porządku na ulicach, zostawiając sobie śledztwa na później.
Rozumiał sytuację, ale i tak był zawiedziony.
Potrzebował odmiany nastroju i taką odmianą było też propozycja wspólnego odwiedzenia pobitego przez policję Jamesa Trentona. Dobra okazja do zacieśnienia więzów z sąsiadami. Jechała Olga Wiereznikow, a oprócz niej Paul Hoover, Brain Woods oraz Bert Bernstein.
Całkiem spora grupka, więc dlatego pojechali kultowym hipisowskim wozikiem.


Który to był własnością Trentona. Była więc to prawie wesoła wycieczka. Gdyby nie jej powód, to nic nie psułoby nastrojów jadącej grupki. Przynajmniej do czasu dotarcia na miejsce.
Szpital był duży i profesjonalny… z ładnym holem. Był też… opustoszały. Żadnych pacjentów, żadnych lekarzy, żadnych ludzi. Nawet recepcja była pusta. W dodatku, korytarze w głębi szpitala miały chyba uszkodzone oświetlenie, bo tonęły w mroku.
Hopes chyba wyraził nastroje wszystkich podsumowując sytuację słowami.- Co tu się do cholery dzieje?!

PO ZMIERZCHU


Bycie uczciwym obywatelem czasami... ssie. Charlie Belanger stwierdził to po czwartej godzinie. Co prawda zapewniono mu lokum tylko dla siebie, ale...


… bez wygód i rozrywek. Zamknięty w celi Charlie został bowiem zapomniany. Policjanci nie mieli na niego czasu. Na posterunek przychodziły coraz to nowe osoby, a oficerów policji było zaskakująco mało. Co Belangera trochę dziwiło… trochę tylko. Po tym co widział, miał nieco własnych podejrzeń co do sytuacji.
Póki co jednak siedział za kratami samotny i zapomniany. Dostał jakiś posiłek w okolicy obiadu i tyle.. znów pozostało mu “medytowanie za kratkami”.
Miał wrażenie i zapewne słuszne, że tutejsi oficerowie policji uważali go za gorącego kartofla. Nie bardzo wiedzieli co mieli z nim zrobić. A pozbyć nie bardzo się go mogli. A poza tym… ściemniało się już. Kiedy zamierzali go wypuścić?
Zmarnował cały dzień. Nie. Policja zmarnowała mu dzień!
Te gniewnie rozmyślania Charliego przerwały głośne krzyki bólu. I strzały… na posterunku policyjnym, takie strzały nie wróżyły nic dobrego. Ani takie okrzyki. Co się tam do licha działo?!
Wkraczający aresztu śledczego policjant, trzymał się lewą dłonią za krwawiący bark i trzymał rewolwer w dłoni. I strzelił do przeciwnika próbującego zaatakować. Przeciwnika którego Charlie zobaczyć nie mógł, gdyż był on poza polem jego widzenia… nadal w korytarzu prowadzącym do miejsca obecnego pobytu studenta. Ale… jego głos usłyszał. Skrzekliwy warkot bólu. Ni to ludzki, ni to zwierzęcy.

Tara Lantana nie miała takich kłopotów, za to pojawiły się inne…
Trzy wesołe dziewczyny, ubrane bardzo wyzywająco to wręcz zaproszenie do zabawy… albo kłopotów.
Tara wolała zabawę… ale kłopoty pojawiły się same. Wyszły trzy na podbój miasta i skierowały się pod wodzą roześmianej Aiko do kolejnych barów, by na końcu wylądować w “Różowym Ogierze”. W klubie z męskim striptizem, z “najlepszymi drinkami z palemką na tym brzegu rzeki” jak twierdziła Aiko.
Klub ten… wydawał się opuszczony. Klientek było jak na lekarstwo. Striptizerów...


apetycznych co prawda, też było mniej. Jakoś impreza się w tym klubie nie kleiła. Choć tańczące męskie ciała były na widoku, rozbawiona Aiko i JC zaś na wyciągnięcie ręki. Wszystko co trzeba, by się nieźle zabawić. I sumie, choć atmosfera w klubie nie była zabawowa to… czy to był problem? Były niemal królowymi klubu, mogły same rozkręcić imprezę. Zwłaszcza, że nieliczni chłopcy na scenie wili się zmysłowo, właściciel przy barze obiecywał zniżkę na drinki. A Aiko i JC tuliły się do Tary przyglądając się “gubiącym” ciuszki striptizerom. Dopiero, gdy na skinięcie barmana, paru pakerów zaczęło zamykać wszystkie drzwi klubu na sztabę i zamek, do głowy Tary przyszło, że nie wszystko jest tak jak być powinno. Wszak zostały zamknięte w klubie, wbrew swej woli.

NOC

Nie tylko ona… George Harris spał snem sprawiedliwych, po długim i męczącym dniu pełnym niemieckiego języka. Skupiony na tłumaczeniu kolejnych stron technicznego bełkotu w końcu mógł się udać na zasłużony spoczynek, wiedząc że jutro czeka go to samo, a następnego dnia to samo, aż w końcu otrzyma nagrodę za swą harówkę.
Jednak owa drzemka zakończyła się gwałtownie. Głośne strzały z dubeltówki wyrwały Harrisa ze snu…
Kolejne strzały potwierdziły, że Harris bynajmniej już nie śnił. Ktoś strzelał… bardzo blisko.
Coś się wydarzyło tej nocy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline