Otwin przyjechał do wsi pozytywnie nastawiony, wiedział że przybyli tu aby znaleźć i zabić było nie było - człowieka, lecz nie dopuszczał tego faktu do swoich myśli. Póki co traktował to jako wycieczkę. W końcu jako chłop raczej nie zapuszczał się za daleko od wsi. Z czasem gdy zobaczył tłum chciał zsiąść z Eduarda i pieszo ruszyć na powitanie mieszkańców, jednakże powstrzymało go ich zachowanie. Co jest? - pomyślał. Słowa o zabójcach sprawiły że zdębiał na chwilę, pewnie z tego powodu również Ernesto odstąpił. Jak wiadomo, instynkt stadny, gdy przywódca odpuszcza to i reszta marnieje z miejsca. Dla Ernesta i Edurarda takim właśnie przywódcą był Otwin, a dla Otwina natomiast Oswald, więc gdy ten ostatni wykazał się zimną krwią i jął poskramiać motłoch to reszta również nabrała animuszu. Otwin wiedział że w walce najkorzystniej byłoby korzystać z miecza zadającego ciosy i tarczy te ciosy blokującej, lecz w tym przypadku, co zrozumiał po działaniach Oswalda, liczy się postrach i pokaz siły. Wyjął zatem, zamaszystym ruchem oba swoje ostrza, demonstrując jak sprawnie się nimi posługuje. Edurado nie znał sztuczki z staniem dęba, lecz miał swoją, typową dla kóz bijących się swymi rogami, więc spuścił łeb i ruszył nagle ze dwa kroki w przód by po chwili cofnąć się spowrotem. Całośc w akompaniamencie chrzęstu stalowej zbroi i stojących w powietrzu dwóch mieczy Otwina. Ernesto nie pozostawał w tyle, ruszył kilka kroków w przód szczerząc kły i jeżąc sierść. Teoretycznie powinno to wystarczyć aby odstraszyć pospólstwo, przecież nikt o zdrowych zmysłach ... właśnie, o zdrowych zmysłach... |