Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2015, 10:52   #12
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Lea, Couryn, Leila, Nevan rozmowa w "Pierwszej Fali"




Neevan, dostrzegając trochę niezręczną ciszę, która zapanowała między przyjętymi do załogi Złotego Smoka wyjął z kieszenie harmonijkę ustną i zaczął grać ciut smutną ale za to bardzo znaną i lubianą melodyjkę... Jakoś nie miał ochoty na nic wesołego.

Couryn słuchał tego przez chwilę, mając coraz mniej zadowoloną minę.

- Nie znasz czegoś weselszego? - spytał. - Na podniesienie nastroju czy rozbudzenie ducha walki niezbyt się to nadaje - powiedział.

- Znam, pewnie, że znam. Tylko… smutno mi po prostu.

- Czemuż więc się tu zjawiłeś, z nastrojem jak na pogrzeb? Bez optymistycznego spojrzenia na świat dość trudno ruszać na wyprawę.

- Widzisz, w ogóle nie powinno mnie tu być. Miałem opiekować się rodziną, dbać o żonę, wychować córkę. No ale wyszło inaczej. Zaciągnąłem się z nadzieją, że trafimy na piratów z Sembii i może uda mi się znaleźć jakiś ślad mojej córeczki…. Wiesz, oni ją porwali. Nie wiem czemu… Chociaż się domyślam. To mógł być ten drań Krwawy Johann. On czerpał przyjemność ze znęcania się nade mną. Pewnie postawił sobie za punkt honoru zniszczenie mi życia. Żebym ja mu jeszcze coś zawinił…


- Pobudki twe są szlachetne. Jeśli trafimy na ich ślad i kapitan Ci pozwoli się za nią rozejrzeć, pomogę ci. - usłyszeliście elfkę, która ni stąd ni zowąd dosiadła się do waszego stolika, jednocześnie przenosząc doń swoje rzeczy - Ja płynę w dość podobnym celu, mianowicie chcę chronić tych, którzy mogliby zostać porwani przez piratów.

- Dziękuję za te słowa wojowniczko. To dla mnie dużo znaczy.


- Zaszczyt dla was, że nie dla góry złota w ten rejs płyniecie - powiedział Couryn, mając cichą nadzieję, że niedługo się skończą takie ponuro-górnolotne gadki.

- A ty, zaklinaczu, dla złota płyniesz?
- spytał Neevan, do którego dotarła aluzja Couryna, a nie chciał przecież od razu wyjść na marudę i smutasa.

- Bez wątpienia nie popłynąłbym w ten rejs na piękne oczy kapitana - odparł Couryn.

- W sumie nie ma nic złego w uczciwym zarobku
- Neevan przechylił lekko głowę na bok, po czym wrócił do swoich organek, grając tym razem weselszą melodię.

Słysząc już zmianę tonu gry elfka lekko się uśmiechnęła. - No, wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. W sumie gdzie moje maniery… Nie wiem czy słyszeliście jak się przedstawiałam, ale to nie jest ważne. Jestem Lea Dawnbringer. Paladyn Lathandera. Bardzo mi miło - wyciągnęła dłoń do niezajętego graniem towarzysza rozmowy chcąc się przywitać.

- Couryn. Couryn Telstaer - ponownie przedstawił się Couryn. - Mag. Trochę nietypowy - dodał, tytułem wyjaśnienia.

- W takim razie cieszę się, że mamy cię po swojej stronie. Nawet nietypowy mag wciąż jest magiem. Jakkolwiek na to patrzeć. - uśmiechnęła się Lea i rozejrzała się po sali, by znów skupić wzrok na rozmówcy. - Ciekawe ile jeszcze zejdzie naszemu kapitanowi dobieranie załogi. Ale trochę nas już tu jest… Żeglowaliście kiedyś?

- Od siódmego roku życia - odparł Couryn. - Z pewnymi przerwami, oczywiście.

Neevan przestał grać. - W sumie to ja się też przedstawię, jestem Neevan. - powiedział bard kłaniając się Courynowi i Lei. - Pływałem i to sporo, najpierw przez prawie cztery lata jako niewolnik na Karmazynowej Czaszce, okręcie pirackim, później już jako wolny człowiek na kilku statkach handlowych.

- Widać tylko ja mogę powiedzieć, że mam tylko wiedzę teoretyczną. - Lea skrzywiła się nieco na swoje własne słowa i zamilkła na obecną chwilę.

- A ty? - Couryn zwrócił się do dziewczyny, która niedawno dawała pokaz umiejętności szermierczych i całkiem nieźle dawała sobie radę.

Pytanie maga wyrwało ją z zamyślenia. Przyglądała się bowiem kolejnym ochotnikom z zainteresowaniem tak dużym, że zupełnie zapomniała o manierach.

- Oh. Przepraszam! - wyglądało na to, że naprawdę przejęła się swoją ignorancją - O co pytałeś?

Uśmiechnęła się przepraszająco do Telstaera i pozostałych rozmówców.

- Jakież to losy sprawiły, że postanowiłaś się zaciągną
ć - powiedział Couryn. - Tudzież jakież masz doświadczenie w walce na pokładzie i marynarskim fachu.

- Zapragnęłam tworzyć załogę, a nie tylko należeć do już istniejącej. - odparła wesoło - Potrzebowałam zmiany, czegoś nowego, przygody, wiatru w żagle! Siedem lat pływałam na “Farsie” u kapitana Seawooda. Coś tam umiem. - błysnęła zębami w kolejnym uśmiechu.

- Nie żebym miał coś przeciw nowicjuszom - powiedział Couryn - ale pierwsze kroki na pokładzie nie są łatwe. Szczególnie jak zaczyna kiwać - dodał.

- Na szczęście do wszystkiego można się z czasem przyzwyczaić. Czasem wydaje mi się, że lepiej czuję się statku niż na stałym lądzie. Ale pierwsze dni potrafią być ciężkie, racja. - odparła, sięgając po opiekaną rybkę.

- Nie sądzisz, ze ryb za chwilę będziemy mieć powyżej uszu? - uśmiechnął się Couryn. - Może tak poczęstujesz się czymś bardziej... lądowym?

Błyszczące radością oczy przesunęły się po stole zastawionym różnego rodzaju darami morza.

- No chyba nie… - zaśmiała się - Może już musimy zacząć się przyzwyczajać. Chyba że proponujesz kolację w jakimś innym miejscu? - dodała wesoło.

- Jeśli tylko szczęśliwy los na to pozwoli
- Couryn skinął głową w uprzejmym ukłonie - będę zaszczycony twoim towarzystwem.

W zasadzie nie spodziewała się takiej odpowiedzi na coś, co w zamierzeniu miało być tylko radosnym żartem. Niemniej jednak ucieszyła się. Poczuła, że znalazła właśnie całkiem niezły materiał na przyjaciela.

- Świetnie. Jesteśmy umówieni. Tylko żeby był tam jakiś rum. Trzeba uczcić nasz sukces. - nalała sobie słabego piwa i uniosła naczynie w geście toastu - To za współpracę! - zwróciła się tym razem do wszystkich.

- A, i jestem Leila - dodała szybko, orientując się, że chyba i o tym zapomniała na początku.

- I za sukcesy!
- dołączył się do toastu Couryn.

- Niech Lathander rozświetla naszą drogę. Gdziekolwiek nas zaprowadzi. - Mówiąc to paladynka uśmiechnęła się, a dłonią musnęła krzyża znajdującego się na szyi. - Ja nie będę piła żadnego alkoholu. Trzeba zachować sprawność oka, by być gotowym w każdym momencie na co, co los przyniesie.

Dziewczyna napiła się piwa i skinęła na słowa elfki.

- Oczywiście. Świetnie strzelasz. - wskazała ruchem głowy ścianę, do której wcześniej celowała Lea - Mam jednak nadzieję, że wychylimy kiedyś kielich czy dwa, gdy znów nadejdą spokojniejsze czasy.

- Mam nadzieję, że na okręcie nie znajdzie się żaden przesądny, co to uważa, ze baba na pokładzie to pech
- powiedział z uśmiechem Couryn, zmieniając temat z alkoholi na bardziej... żeglarski.

- No niechby spróbował. Wtedy jemu samemu tego pecha przyniosę. - zaśmiała się.

- No i widzisz... Spełni się stary przesąd
- roześmiał się Couryn.

- W końcu jeśli ktoś w nie wierzy, to niech będzie gotowy na to, że się spełniają. Raz taki jeden chciał mnie wyrzucić za burtę “Farsy”, ale jakoś w końcu przełknął moją obecność, a “Farsa” pływa do dziś. Wy nie wierzycie w te bzdury, prawda? - zwróciła się do Couryna i pozostałych mężczyzn.

- Z kobietami tak jest
- odparł Couryn - że jedne przynoszą pecha, a inne wprost przeciwnie. I pokład z tym nie ma nic wspólnego

- No to oby nasza, póki co, trójka przyniosła wam tylko szczęście. Jakkolwiek je rozumiecie. - uśmiechnęła się łobuzersko i pociągnęła kolejny łyk piwa.

- Nie mam wątpliwości. Najmniejszych nawet. Wasze zdrowie. - Couryn uniósł kufel, kierując swe słowa pod adresem obecnych przy stole pań.

- Dziękuję. - napiła się wraz z nim - Myślicie, że przed wypłynięciem uda nam się jeszcze urządzić jakąś zabawę? W końcu nie wiadomo co czeka nas niebawem… Potańczyłabym. - rzuciła z westchnieniem.

Lea podrapała się po głowie zastanawiając się nad przynoszeniem przez kobiety pecha na pokładzie, ale zarzuciła te rozmyślania po krótkiej chwili. Średnio znała marynarskie przesądy.

- Dziękuję Leilo. - ukłoniła się lekko w stronię swej rozmówczyni.

- Wydaje mi się, że po zakończeniu rekrutacji będziemy musieli od razu stawić się na pokładzie “Złotego Smoka”. Sama bym na wiele nie liczyła na twoim miejscu w tym momencie. - rzekła poważnym tonem jak to miała w zwyczaju, kiedy coś “przewidywała”.

- Jestem... rozczarowany - powiedział Couryn, spoglądając na Leilę. - Bardzo. Nie dość, ze kolacja mnie ominie, we wspaniałym towarzystwie, to jeszcze tańce przejdą nam koło nosa.

Dziewczyna roześmiała się serdecznie.

- Nie wiem, czy taniec ze mną byłby taką przyjemnością. Po prawdzie to za wiele tam nie umiem… Może nie podeptam, ale żadna ze mnie zdolna tancerka. - mrugnęła do niego - Ale kolacja to strata, fakt. - ściszyła głos - Chyba że urządzimy sobie jakąś już na pokładzie. Pod niebem pełnym gwiazd. I tak dalej.

- Jak chcecie potańczyć to i na pokładzie się da - wtrącił nagle Neevan - mogę wam coś zagrać.

- Ale to już nie ten nastrój
- odparł Couryn. - Nie mówiąc o setce zawistnych oczu - dodał.

- No na to już nic nie poradzę, przecież sami chcieliście się dostać do załogi, to teraz nie marudzić.
- Odparł Neevan, mrużąc oko do Leili, bard zdawał się być już w lepszym nastroju niż przed kilkunastoma minutami.

- W takim razie, Leilo, zapraszam cię na tańce na pokładzie - zdecydował się szybko Couryn. - Pokażemy światu, jak potrafią tańczyć marynarze. - Uśmiechnął się do dziewczyny.

- Zaszczytem będzie tańczyć do muzyki tak uzdolnionego szantmena. - uśmiechnęła się do Neevana -I z przyjemnością z tobą zatańczę, Courynie. - odpowiedziała całkiem poważnie jak na jej dotychczasowe zachowanie. - Ja tam nie narzekam, lubię obracać się w doborowym towarzystwie, a póki co na to się zanosi.

Couryn przyłożył dłoń do serca, na znak wdzięczności.

- Piękna partnerka, dobra muzyka, gwiazdy... Czy można marzyć o czymś więcej - powiedział. - Z niecierpliwością czekam na te tańce.

- Czasem niewiele brakuje do szczęścia. - dodała, nie przestając się uśmiechać - Być może nam to wystarczy, szczęściu innych trzeba będzie dopomóc. - zerknęła na Neevana.

- Może byśmy, wszyscy razem, wybrali się na małe zakupy przed opuszczeniem portu? - zaproponował Couryn. - Pewnie kapitan nie miałby nic przeciwko temu, gdybyśmy poszli całą grupą.

- Sam nie wiem, mi nie pozwolił nawet pożegnać się z żoną, więc myślę, że niedługo wyruszamy. Lepiej nie podpaść spóźnialstwem na samym początku. - Neevan nie podzielał entuzjazmu towarzysza, pewnie dlatego, że po prostu nie cierpiał robić zakupów.

- Szczerze mówiąc… O ile lubię ładne rzeczy, o tyle najpierw muszę na nie zarobić. - zsunęła kapelusz z głowy, położyła go na rzeczach otrzymanych od kapitana.

Kosmyk włosów zagarnęła za ucho, a srebrne bransoletki zadźwięczały jakby na podkreślenie jej słów.

Couryn co prawda nie cierpiał na brak gotówki, ale nie zamierzał się tym aż tak przechwalać.

- Nie wypada - powiedział - żebym cię obsypywał prezentami już pierwszego dnia znajomości. - Uśmiechnął się. - Nie wypada zaś, bym jak coś kupował, a ty byś tylko na to patrzyła.

- Iskrzy między nimi - Neevan szepnął do Lei.

- Nie, zdecydowanie nie pierwszego! Możemy pomyśleć o tym później. - rzuciła wesoło. - Jeśli los pozwoli, oczywiście.

Szeptu barda, rzecz jasna, nie dosłyszała.

- Co innego kwiaty czy kolacja - ze śmiertelną powagą powiedział Couryn. - Ale na razie częstujmy się tym, czym chata bogata.

Dając dobry przykład poczęstował się marynowaną ośmiorniczką.

Leila sięgnęła tymczasem po śledzika i uzupełniła niedobory trunku w kuflu.

- Zatem, moi współtowarzysze, mogę zapytać skąd pochodzicie? - nie zamierzała dopuścić, by przy stole zapadła cisza.

- Możesz, oczywiście - odparł z uśmiechem Couryn.

- Waterdeep - krótko stwierdził Neevan, sięgając po smażonego dorsza i jednocześnie chowając do kieszeni organki.

- To raczej dość daleko. - nie chciała zagłębiać się póki co w to, jak bard dotarł aż tutaj, być może nie były to najprzyjemniejsze wspomnienia - Zatem skąd, Courynie? - zwróciła się do maga, który najwyraźniej bawił się w grę słów.

- Ostatnio z Sembii - odparł Couryn. - A tak w ogóle to z Altumbel. Tyle tylko, że to było bardzo dawno temu.

- Ja pochodzę z Doliny Sztyletu. - odpowiedziała krótko i zwięźle wyraźnie czerpiąc większą przyjemność ze słuchania ich rozmowy niż z udzielania się w niej. Przynajmniej tak wyglądała.

- Kawał świata przemierzyliście… - przyznała z niejakim podziwem Leila. - Ja urodziłam się w Granicznych Królestwach.

Poczuła się trochę niezręcznie, bo nie chciała od razu wypytywać o jakieś prywatne sprawy, więc ostatecznie jednak na chwilę zapadła cisza...

- Zaciągnij się do marynarki, poznasz świat
- uśmiechnął się Couryn. - Tak przynajmniej słyszałem z ust pewnego werbownika - dodał.

- Nie wiem, czy poznawanie świata w czasie wojny jest takim najlepszy pomysłem. - powiedziała lekkim tonem. - Ale jak to mnie mówiono: jest ryzyko, jest zabawa - miecz, kostucha albo sława.

- Prawie niczym zawołanie najemników
- stwierdził Couryn. - Bardzo dobrze brzmi. - Skinął głową z uznaniem.

- Będę kiedyś kapitanem. Będę miała dwa statki - "Ryzyko" i "Zabawę". - zażartowała.

- Ryzyko? Ryzyko ma sens tylko wtedy kiedy cel który próbujemy osiągnąć jest tego wart, ryzyko dla zabawy to brawura, a ta nigdy nie popłaca - wtrącił Neevan tonem filozofa.

Couryn spojrzał na Leilę, tłumiąc uśmiech.

- Nikt nigdy nie mówił, że żeglowanie po morzach to jakaś zabawa czy niepotrzebne ryzyko. Oczywiście ci, co nie ryzykują powinni siedzieć w domu. - Dolał bardowi piwa do kufla.

- Leilo? - Uniósł dzbanek.

- Wybaczcie napady wisielczego humoru, pobrzdąkam może trochę to przestanę psuć nastrój - powiedział Neevan, zdejmując z ramienia lutnię.

Dziewczyna skinęła magowi.

- Jeszcze trochę mogę wypić. Dziękuję.

- Lubię czasem zaryzykować, ale patrzę również na innych. Nie wpakuję nikogo... Postaram się nie wpakować nikogo w swoje ryzykanckie akcje. - wyszczerzyła się w uśmiechu.

- Kto nie ryzykuje... - Couryn nie dokończył znanego powiedzenia. - Z tobą popłynę w ciemno - zapewnił.

Umilkła na chwilę, przyglądając się mu z lekkim uśmiechem. Zastanawiała się, ile było w tym zapewnieniu z poprzednich żartów, a ile powagi. Uznała jednak, że bawi się zbyt dobrze, by cokolwiek miało to psuć. Kobiety często za dużo myślały. Czasem trzeba było po prostu iść na żywioł. I być nim też trochę.

- Na koniec świata i jeszcze dalej. - powiedziała cicho i uderzyła delikatnie swoim kubkiem o jego.

Kufle zderzyły się z niezbyt głośnym stuknięciem.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 14-05-2015 o 10:54.
Cedryk jest offline