Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2015, 20:36   #18
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Couryn i Leila na zakupach...

- Wiesz… Nie, żebym się narzucała… - zaczęła Leila, zerkając kątem oka na Couryna - Ale skoro wypływamy jutro z rana, to kolację można sobie na mieście jeszcze urządzić, jeśli wyrobimy się odpowiednio sprawnie z zakupami. - zasugerowała.
- Nie narzucasz się - odpowiedział Couryn. - Sam chciałem to powiedzieć, jak już zostaniemy sami. Troje to tłok - zażartował. - A wypływamy pojutrze - poprawił ją.
- Ah, racja. Tym lepiej - to dwa wieczory. - zaśmiała się cicho. - Gdyby jeden było nam mało.
- Dwa wieczory i cały dzień między nimi - dodał Couryn.
Szli, lawirując wśród tłumu w poszukiwaniu sklepiku z odzieżą.
- Wybierasz sklep - powiedział Couryn. - Z pewnością znasz się na tym lepiej, niż ja. Tylko pamiętaj, że nie szykujemy księżniczek na bal, a małych marynarzy, którzy będą biegać po wantach i nie powinni świecić... majtkami - zażartował.
Dziewczyna westchnęła teatralnie.
-Tak, niestety, wiem. Nadal jednak mają wyglądać ładnie. Ja wyglądam jak księżniczka? Nie. Jak marynarz? No, może w paradnym stroju… Świecę majtkami? Nie. - roześmiała się.
- A szkoda - westchnął Couryn, po czym również roześmiał się.
Komentarz na temat świecenia pozbawił ją na chwilę tchu. Ze śmiechu.
- Ładnie wyglądam? - zapytała w końcu, kontynuując swój wywód i odpowiedź na to pytanie pozostawiając jemu.
- Ślicznie, milady. - Couryn skłonił się, podobnie jak niedawno zrobiła to Leila.
- No - stwierdziła, jakby żadnej innej odpowiedzi się nie spodziewała. - Wniosek? Wiem, jak się trzeba ubrać. I ubierzemy je odpowiednio.
- Gdybym miał cień wątpliwości - powiedział - to sam bym je ubrał.
Gdy tak szli i rozmawiali, nawet nie zauważyli, gdy skręcając w kierunku targu, weszli w oddział łapaczy.
- Widzę, że nosicie barwy tej nowej pinasy od kapitana Deva, okazać papiery.
Wymownie stukając w dłoń pałką, zarządzał sierżant dowodzący oddziałem...
- Ano, nosimy, sierżancie - odparł Couryn. Miałby co prawda ochotę odebrać tamtemu pałkę, ale ta ochota tylko mignęła i zgasła. - Papiery również mamy.
Sięgnął za pazuchę i wydobył ozdobiony pieczęciami papier.
- Dobry połów, jak na razie? - spytał.
Sierżant odebrał papiery.
- Bardziej tego już wymiąć nie mogłeś - burknął sierżant - Już za sam fakt lekceważenia naszej pieczęci powinniśmy cię spałować. Masz szczęście, że nie mamy na to czasu.
- Pieczęć jest nienaruszona, a papier czysty i niepogięty - odparł Couryn. - Nie ośmieliłbym się obrazić pieczęci - dodał.
Sukinsyny. Pewnie złość ich brała, że nie mieli się do czego doczepić, pomyślał.
- Jeszcze dokumenty panny i idziemy łapać suczychsynów, którzy nie pragną służyć naszej Republice, mimo że zdrowe byki z nich. - mruknął do Leili.
Dziewczyna podała swój egzemplarz sierżantowi. Do tej pory niosła go w ręce, plecak bowiem był zbyt wypchany, by próbować zmieścić w nim coś bez szkody.
- Wszystko jest w porządku, panowie. Pojutrze wypływamy, przyszliśmy tylko na zakupy - uśmiechnęła się uprzejmie, biorąc Couryna pod ramię.
Dobry humor jej nie opuszczał.
- Papiery macie w porządku. Możecie iść dalej. - odpowiedział, lekko uśmiechając się w odpowiedzi na uśmiech Leili.
Trudno powiedzieć, czy ze względu na poprawność dokumentów, czy na jej uśmiech, ale mężczyzna z gbura zrobił się nawet uprzejmy. Leila lubiła obserwować takie zmiany w ludziach.
- Masz dobry wpływ na ludzi - powiedział Couryn, gdy łapacze nieco się oddalili. - Nawet na sierżantów - dodał z lekkim przymrużeniem oka.
- Uśmiech może dużo zdziałać. Nie zawsze jednak jest przydatny. Szkoda, że nie można nim wygrać walki. - powiedziała wesoło - Może powinnam nadać takie imię mojemu rapierowi? - parsknęła z rozbawieniem.
- Uśmiechem będziesz niszczyć wrogów? - spytał Couryn.
- Brzmi całkiem nieźle. - przytaknęła.
- Broń, mająca swe imię. Popieram. - Couryn skinął głową.
- Myślisz, że do tego potrzebna jest jakaś uroczystość? Czy po prostu można stwierdzić “Moja broń będzie nazywać się Uśmiech” i już? - zastanawiała się na głos.
- Może jak nadanie statkowi imienia? Nadaję ci imię... Oczywiście w odpowiedniej oprawie. Coś wymyślimy. A może kapłan by był potrzebny? Tempusa na przykład? Chociaż chyba nie...
- To już by było strasznie poważne! I preferowałabym jednak Uśmiechniętą Panią, pasowałoby po całości. - zaśmiała się cicho - Możemy po prostu opić chrzciny winem. Jak dla mnie wystarczy. - wzruszyła ramionami.
- No to urządzimy mu chrzciny. - Couryn skinął głową, akceptując pomysł Leili.

Couryn i Leila przeciskali się przez tłum, który na targu wydawał się jeszcze gęstszy. Dziewczyna wypatrywała miejsca, w którym mogłaby kupić coś odpowiedniego. Zajrzała do trzech kramów, ale z żadnego nie była zadowolona. W końcu dojrzała gdzieś na uboczu niewielki sklepik umieszczony w jednym z budynków mieszkalnych okalających plac. Uchyliła drzwi i zajrzała do środka.
W tym niewielkim zakładzie krawieckim sprzedawano różne ubrania, lecz po odzianym w sztormiak manekinie spodziewać się można było, iż szyto tu głównie ubrania na potrzeby żeglarzy.
Za ladą stał starszy mężczyzna. Na półkach oprócz bel materiałów, piętrzyły się już gotowe ubrania.
- Czym mogę państwu służyć - powiedział, kuśtykając zza lady. Gdy się już wyłonił zza niej, przyczyna jego kuśtykania stała się jasna, nogę miał uciętą w kolanie, a do niej przymocowaną drewnianą protezę.
Właśnie takiego miejsca i takiego sprzedawcy Leila szukała. Wiadomo było, że najlepsze ubrania na pokład sprzedawać będzie ktoś, kto również na pokładzie był. Co prawda nie miała pewności, że sprzedawca był kiedyś żeglarzem, ale na takiego wyglądał. Jej to wystarczało. Zadowolona wciągnęła Couryna do środka.
- Dzień dobry. - dygnęła grzecznie - Potrzebujemy trzy komplety ubrań dla dziewcząt pokładowych, mniej więcej tego wzrostu. - wskazała mu dłonią trzy wysokości, do jakich sięgały Greta, Elza i Ann.
- Dzień dobry - do powitania dołączył się Couryn.
- Coś prostego, najtańszego na początek. Tylko prowizorycznie. Lada moment wrócimy z nimi, żeby dopasować trochę lepsze odzienie na statek. - wyjaśniła - Może nam pan pomóc? - uśmiechnęła się.
- Z pewnością zna się pan na tym - dodał Couryn. Marynarz, który stracił nogę, to było dość typowe. Można było sądzić, że i właściciel tego sklepiku został kaleką w taki właśnie sposób.
Mężczyzna pokuśtykał za ladę.
- Mam coś idealnego – rzekł, składając trzy komplety ubrań: barwione na brązowo lniane tuniki bez rękawów, bermudy i szerokie bufiaste spodnie uszyte z płótna żaglowego ze sznurkami przy dole nogawek do związania.
- Co zaś się tyczy kobiecych ubrań, to pani winna wiedzieć najlepiej, czego potrzebują.
Zerknął wymownie na piersi Leili, a potem na półkę z lnianymi, a również jedwabnymi biustonoszami.
Couryn odruchowo spojrzał w tę samą stronę, czyli na biust dziewczyny.
Leila z konsternacją popatrzyła na sprzedawcę, potem na Couryna, unosząc lekko jedną brew i uśmiechając się kącikiem ust. Przeniosła następnie wzrok na wskazane półki i wtem dotarło do niej, o co chodzi.
- Tak, oczywiście, zaraz coś dobiorę. W razie gdybym pomyliła się z rozmiarem, zajrzymy tu z dziewczynami i dokupimy coś jeszcze. Nawet jak coś będzie za duże, to pewnie szybko podrosną. - powiedziała, podchodząc do półki z bielizną - A jeśli chodzi o ubrania, to w istocie, idealne te kompleciki. - dodała z zadowoleniem.
- Przyda się jeszcze jeden komplet dla każdej z nich, ale to już dobierzemy jak przyjdziemy ponownie - dorzucił Couryn. - Razem ze sztormiakami, bo to przecież będzie niezbędne.
- I obuwiem, jeśli i to u pana dostaniemy. - rzuciła Leila przez ramię, przebierając w lnianych biustonoszach - A jeśli nie, to może nam pan poleci jakieś dobrego szewca.
- Na pokładzie statku chodzi się boso względnie w takim pokładowym obuwiu.
Rzucił na ladę parę butów wykonanych z bardzo miękkiej skóry, bez twardych podeszew.
- Jednak trzeba je dobrać pod wymiar, by dobrze nogę chroniły i nie przeszkadzały we wspinaniu się po linach, jedynie kapitan i oficerowie mają prawo chodzić po pokładzie w normalnych butach - przemówił z naganą w głosie.
- Ale dziewczyny muszą mieć w czym wyjść na miasto - sprostował Couryn. - Tak polecił kapitan, a my z rozkazami nie mamy zamiaru dyskutować.
- Szewca znajdziecie trzy sklepy dalej. Ja jedynie mogę sprzedać takie chodaki.
Powiedział udobruchany, kładąc na ladzie klapki z podeszwą z grubej, twardej skóry z rzemieniami do ich wiązania.
- Wrócimy z naszymi podopiecznymi do pana i dobierzemy rozmiary tego obuwia pokładowego, tak jak pan mówił. - potwierdziła. - A na razie chyba weźmiemy trzy pary chodaków? - spojrzała na Couryna, potrzebując potwierdzenia dla tego pomysłu. - To i tak tylko na miasto i tymczasowo.
- Majątku na to nie stracimy, a bruk jest mniej przyjazny bosym stopom niż deski pokładu. - Couryn skinął głową.
- To będzie razem trzy sztuki złota, wskazując na ubranie. Potrzebujecie jeszcze czegoś?
- To jak ponownie przyjdziemy - odparł Couryn. - Potrzebny mi solidny sztormiak. Ale taki prawdziwy, co zniesie i deszcz, i wodę morską, i nie przemoknie po godzinie.
- Mamy najlepsze, płótno żaglowe podszywane odpowiednio garbowaną skórą, słyszałem, że niektórzy w potrzebie robili z nich saki na wodę. To będzie jeszcze po sztuce złota za jeden.
Na stół powędrował sztormiak barwiony na żółto.
- O coś takiego właśnie mi chodziło. - Couryn dokładnie obejrzał proponowany przez sprzedawcę sztormiak. - Proszę to dla mnie odłożyć. Nie chcę tego nosić tam i z powrotem.
W tym czasie Leila odliczyła już z sakiewki trzy sztuki złota za odzienie zakupione dla panienek Golddragon. Zastanawiała się też przez chwilę nad zakupem sztormiaka, ale uznała, że spieszyć się nie musi, wszak planowali tu jeszcze wrócić.
- Może pan to spakować? - spytał Couryn, wskazując na zakupy.
- To jeszcze trzy srebrniki za worki marynarskie - dodał sprzedawca, kładąc na ladzie długie worki z odpowiednimi sznurami do przenoszenia i wiązania, wykonane z grubego żaglowego płótna.
Couryn wpakował każdy komplet ubrań do innego worka, a potem dwa worki schował do trzeciego, by zaoszczędzić miejsca.
- Jak tylko nasze panny będą gotowe, to je tutaj przyprowadzimy - powiedział, podczas gdy Leila odbierała resztę z czwartej sztuki złota.
- Do zobaczenia. - uśmiechnęła się do sprzedawcy, dygnąwszy grzecznie i przytrzymała Courynowi otwarte drzwi.
Obciążony podwójnym bagażem Couryn podziękował jej skinieniem głowy.
Gdy tylko znaleźli się na ulicy, ruszyli ponownie w stronę łaźni.

Do łaźni dotarli bez przeszkód. Witający był ujmująco uprzejmy.
- Witam w Domu Ognistowłosej. Czym mogę służyć tak uroczej parze? Prywatny pokoik z dyskretną obsługą i muzykami. Może wolicie skorzystać przedtem z rozkoszy masażu lub też posłuchać występów bardów w sali biesiadnej? Oferujemy wszelkie rozkosze dla ciała i ducha według zasobności waszych sakiewek.
Couryn już miał powiedzieć ”tak”, doszedł jednak do wniosku, że po pierwsze - jego sakiewka, nawet zasilona zaliczką od kapitana, nie wytrzymałaby takiego obciążenia. A po drugie - Leila, choć miła i sympatyczna, różnie mogłaby zareagować. A po trzecie - najpierw obowiązki, a potem dopiero ewentualne przyjemności.
- Najpierw chcielibyśmy się dowiedzieć, czy jest tu jeszcze nasza towarzyszka. Weszła tu, z trzema podopiecznymi - powiedział.
- Elfka z trzema zapuszczonymi dziewczynkami pokładowymi? Tak jest, jak mniemam to pierwszy dzień ich nowego życia, bo żeglarze nie są tak zapuszczeni. - Potem się uśmiechnął. - Macie państwo co najmniej jeden dzwon, a może nawet dwa, nim sobie z nimi w łaźniach poradzą i fryzjer zrobi porządek z włosami.
Leila z wielką chęcią skorzystałaby z oferty przybytku. W dzieciństwie przywykła do tego, że każda jej zachcianka była spełniana. Jednak poczucie obowiązku nie pozwoliłoby jej teraz na cokolwiek innego niż wypełnianie rozkazów kapitana. Z niejakim żalem odezwała się do mężczyzny:
- W tej chwili niestety nie mamy czasu, ale jestem pewna, że niebawem go znajdziemy. - uśmiechnęła się.
- W zasadzie... czekając, aż Lea upora się z obowiązkami, moglibyśmy się odświeżyć i skorzystać z wanny - odparł. - Z przyjemnością pomogę ci w myciu pleców - zaproponował żartobliwym tonem.
Popatrzyła na niego, mrużąc z uśmiechem oczy. Zastanawiała się przez chwilę, ile było w tym żartu, a ile prawdziwej propozycji. Ona sama nie miała się czego wstydzić, a bardzo polubiła Telstaera w nadzwyczaj krótkim czasie.
- Z przyjemnością skorzystam. Byle tylko Lea z dziewczynami nie musiały na nas potem za długo czekać. - przestrzegła go.
- Poczeka - zapewnił ją Couryn. Wszak nie miała innego wyboru... - Najwyżej dziewczynki zjedzą coś słodkiego. W takim razie dla nas wanna. I woda taka w sam raz do kąpieli. Chyba że wolisz bardzo ciepłą - zwrócił się do Leili.
-Letnia jest w porządku. Ciepło jest na zewnątrz. - odpowiedziała z uśmiechem.
Witający przysłuchiwał się z uśmiechem.
- Czy zdecydowaliście się już? Zatem prywatna łazienka z prywatną łaźnią parową, jakieś inne życzenia, wino, jedzenie, muzyka, masaż?
- Niestety... - Couryn z żalem pokręcił głową. - Tym razem czas nam nie pozwoli na skorzystanie ze wszystkich przyjemności, jakie oferuje wasz piękny przybytek. Zatem tylko łazienka.
Leila skinęła na potwierdzenie jego słów.
-Czyli sama kąpiel bez rokoszy ciepła i pary?
Upewnił się witający.
~ Rozkosze pobytu sam na sam w zupełności wystarczą ~ pomyślał Couryn.
- Tak, jak najbardziej - powiedział.
- Zatem sztuka złota za wynajęcie prywatnej łazienki.
Couryn natychmiast położył przed tamtym złotą monetę.
- Proszę bardzo - powiedział.
Dziewczyna też odruchowo sięgnęła do kieszonki w bandolierze, ale widząc, że mag zapłacił złotem, wzruszyła tylko leciutko ramionami.
~ Następnym razem ja stawiam. ~ pomyślała.
Mężczyzna zadzwonił kryształowym dzwonkiem, po chwili pojawił się młody chłopak.
- Zaprowadzisz państwa do prywatnej łazienki numer osiem, tylko kąpiel. To co zawsze.
- Proszę za mną.
Młodzieniec poprowadził ich prawym korytarzem do samego końca, wprowadził do niewielkiej salki, w której wanna mosiężna wpuszczona była w podłogę. Z pieca zdjął garnki z gotującą się wodą i napełnił wannę. Przesunął mosiężną dźwignię i do wanny dolała się zimna woda.
Przygotował ręczniki i mydła.
Jeśli woda jest za gorąca, to proszę dolać zimnej tą dźwignią, jeśli będzie potrzeba gorącej, to proszę dzwonić lub samemu się obsłużyć. - to mówiąc młodzieniec wskazał dźwignię, piec i sznur od dzwonka wiszący przy drzwiach. Po czym wyszedł.

- Panie przodem - zażartował Couryn.
Leila odpowiedziała mu łobuzerskim uśmiechem i podeszła do ławy, na której mogła położyć swoje rzeczy. Zdjęła kapelusz i szarfę, po czym wzięła się za rozpinanie kamizelki. Spojrzała przez ramię, unosząc lekko brew, a w jej oczach błyszczały figlarne iskierki.
- Chyba nie będziesz tak stał?
- Połączę przyjemne z pożytecznym - odpowiedział. - Poczekam chwilkę, bo taki widok nieprędko może mi się zdarzyć - wyjaśnił z uśmiechem. - Zaraz pójdę w twoje ślady - zapewnił.
Dziewczyna zsunęła z ramion kamizelkę i poskładała ją, odkładając na ławę. Przysiadła obok i zzuła buty.
- Ciekawe, jakie kajuty dostają bosmanowie na takiej pinasie… - zastanawiała się na głos, rozsznurowując koszulę.
Couryn, stale się jej przypatrując, powoli poszedł w jej ślady. Powiesił bosmańskie insygnia na wbitych w ścianę wieszakach, a obok powiesił tunikę.
- Kajuty... - Skrzywił się odrobinę. - Pewnie jedna wspólna, dla wszystkich bosmanów - powiedział, zabierając się za ściąganie kolczej koszulki.
Leila zupełnie nie czuła się skrępowana. W końcu lata całe pływała na “Farsie”, przyzwyczaiła się więc do męskich spojrzeń.
- Trzeba zostać oficerem. W końcu oni dostają też wino - powiedziała, zdejmując koszulę i zsuwając spodnie.
Rozbieranie się na stojąco było nieco niewygodne, zatem Couryn usiadł obok dziewczyny, po czym ściągnął wysokie buty.
- Chyba nieprędko zostaniemy oficerami - powiedział. - Chociaż wizja wina i własnej kajuty brzmi obiecująco.
Rozpiął i ściągnął koszulę, po czym zabrał się za rozpinanie spodni.
Leila zaśmiała się cicho.
- Trzeba mierzyć wysoko. – powiedziała, zdejmując bieliznę i kierując się ku wannie.
Ciało miała smukłe, wyrzeźbione kilkuletnią pracą na okręcie. Couryn przez moment wpatrywał się w jej plecy, pośladki i zgrabne nogi, po czym rozebrał się do końca i ruszył w stronę wanny... zastanawiając się, jak Leila zareaguje na wyraźne objawy zainteresowania jej osobą.
- Jaka jest woda? - spytał.
Wchodząc do wanny, dziewczyna miała czas, by przyjrzeć się Courynowi. Zareagowała, jak to ona, figlarnym uśmiechem i lekkim uniesieniem brwi.
- Wprost idealna. Zapraszam - odparła, siadając.
Couryn skorzystał z zaproszenia, wbrew logice siadając naprzeciw niej, która to pozycja zdecydowanie nie sprzyjała myciu pleców, za to pozwalała z bliższej odległości spojrzeć na biust dziewczyny. Z czego Couryn nie zamierzał korzystać w nadmiarze...
- Możesz się obrócić? - spytał po chwili. - Chyba że przy myciu nie mam się ograniczać do pleców - dodał, sięgając po mydło i gąbkę.
Leila początkowo rozsiadła się wygodnie, ramiona opierając na brzegach wanny. Podobało jej się, jak na nią patrzył. Podobało jej się, że podoba się jemu. Przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu, tym razem jednak jej oczy przesłonił delikatny cień powagi.
- To zależy… - mruknęła cicho. - Zakładając, że w którymś momencie skończy się ta wojna… I że oboje tego dożyjemy. - zaśmiała się gardłowo - Powtórzymy to?
- Proponowałbym powtórkę zanim jeszcze skończy się wojna - odparł, przenosząc wzrok z piersi dziewczyny na jej twarz. - Przez tydzień nie wyjdziemy z wanny - dodał. - Jak się wszystko skończy.
Jego odpowiedź również jej się spodobała. Pokiwała lekko głową.
- Lubię mieć pewne rzeczy jasno powiedziane. - uśmiechnęła się - Nie zamierzam być chwilową rozrywką. W porządku? - przechyliła lekko głowę.
- Jak najbardziej. - Skinął głową, zamierzając równocześnie złamać jedną z podstawowych zasad obowiązujących podczas wojny. Zasadę, która brzmiała “Nie wiąż się z kimś, u boku kogo będziesz walczyć”. Odłożył mydło i wyciągnął rękę.
Leila podała mu dłoń i przysunęła się do niego. Uśmiech ponownie tańczył też w jej oczach.
- Tydzień z wanny, tydzień z łóżka - zamruczała cicho, przysuwając się jeszcze bliżej.
- Dwa tygodnie - poprawił ją Couryn. - Razem trzy - powiedział cicho.
Przyciągnął do siebie dziewczynę. Z pewnością nie było to wykorzystywanie okazji... Jak mógłby jej nie pocałować na przypieczętowanie porozumienia.
Odwzajemniła pocałunek, wolną dłonią muskając policzek Couryna.
- Nie musisz więc ograniczać się do pleców… - zamruczała, odpowiadając na pytanie, od którego zaczął się temat.
Couryn namydlił gąbkę, a potem zabrał się, może nieco zbyt delikatnie, za mycie biustu dziewczyny. I gąbką, i dłonią, który to sposób uznał za znacznie przyjemniejszy i po krótkiej chwili odłożył gąbkę na bok.
Leili ten sposób również bardziej odpowiadał. Na jego dotyk reagowała delikatnym drżeniem, jakiego gąbka z pewnością nie potrafiła wywołać. Usadowiwszy się wygodnie między jego nogami, pozwoliła swoim dłoniom błądzić po jego ramionach i plecach.
Trwaj chwilo, jesteś piękna, mógłby powiedzieć Couryn, gdyby akurat zebrało mu się na filozoficzne myślenie.
- Mogłabyś się podnieść? - spytał, gdy uznał, że Leila z obu stron została dostatecznie namydlona.
- Uklęknąć? - zademonstrowała z lekkim uśmiechem.
- A może wstać? - wstała, a woda delikatnym strumyczkami spłynęła po nagim ciele.
- O, tak jest dobrze - odparł Couryn, patrząc jak strumyki i krople wody spływają po interesujących krągłościach.
Po chwili owe krągłości poczuły dotyk jego namydlonych dłoni.
Spoglądała na niego z góry. Jedną dłoń wplotła w jego włosy, bawiąc się nimi i przeczesując je delikatnie. Nogę uniosła i założyła mu na ramię, uśmiechając się niby niewinnie. Jednocześnie zachowała perfekcyjną równowagę.
- Potem zamiana - powiedziała z rozbawieniem.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”

Ostatnio edytowane przez sheryane : 15-05-2015 o 22:08. Powód: korekta
sheryane jest offline