Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2015, 18:18   #20
Pliman
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Słońce właśnie wychylało się zza horyzontu potwierdzając nazwę nabrzeża “Wschodzącego Słońca”. Widok był wręcz hipnotyczny . “Złoty Smok” odbijał o piątym dzwonie, zatem miał jeszcze ponad trzy klepsydry, a do statku nie było daleko. Nie więcej niż trzy minuty spiesznego marszu. Neevan do tej pory miał szczęście, nie został zatrzymany przez żadną z wielu z drużyn łapaczy, przeczesujących za rekrutem miasto. Tym razem wszedł wprost w drużynę dziesięciu łapaczy pod wodzą sierżanta. W dłoniach dzierżyli pałki, a przy pasach wisiały im kordy.
- Prawie byś się spóźnił na “Złotego Smoka”, my zaś tu z rozkazu czekamy już pół nocy na ciebie Neevan. Widzisz jak to jest służba, rozkaz jest rozkazem - przy tych słowach smutno spojrzał na stojącego przy nim olbrzyma mierzącego ponad siedem stóp - Parszywa robota co nie Tom - na co zagadnięty zbrojny tylko pokiwał głową.
Potem zwrócił się do barda.
- Widzisz, kapitan rzekł do mnie. Załatwisz to z nim albo z jego żoną. Nie jestem rakarzem, aby załatwiać takie sprawy poprzez kobiety. Kapitan był wściekły, musiałeś chyba podpaść komuś na górze. Nie spodobało się to, żeś zaciągnął się do korsarza, miast jak przykładny obywatel zaciągać się na nasze statki wojenne. Widać ktoś tam na górze słuchał cię kiedyś. Pewnie miał cię upatrzonego na szantmena na swój statek, a ty mu taką nieprzyjemność sprawiłeś. By nie strzępić języka po próżnicy. Rozkaz był, “zatrzymać barda Neevana, nie niszczyć instrumentów, obić. Obitego, nieprzytomnego wraz z bagażem i instrumentami dostarczyć pod “Złotego Smoka”, ku przestrodze dla naszych obywateli. Obić żonę jeśli sam Neevan się wymknie.” Rakarska robota. przy tych słowach splunął śliną zmieszaną z tytoniem do żucia.
Na twarzach zbrojnych widać było tylko zmęczenie i obojętność.
- To jak to robimy Neevan, po złości czy po dobroci? Po dobroci, odkładasz instrumenty, bagaż i broń by cię nie korciło sięgnąć po nią, my zaś obijamy cię i z bagażem pod statkiem zostawiamy. Po złości, próbujesz się bronić, my cię obijamy, pewnie więcej i też dostarczamy pod “Złotego Smoka” z tym co zostanie z bagażu. Twoja decyzja, lecz pospiesz się bo inaczej spóźnisz się na statek.
Ze znużeniem i obojętnie zapytał sierżant.
- Jakiż sens się bronić w pojedynkę przeciw dziesięciu? - Neevan zapytał retorycznie odkładając nieśpiesznie swój bagaż - proszę was tylko byście mnie wysłuchali dobrzy ludzie, bo ja nie zaciągnąłem się na ten statek dla draki ale z przymusu niejako . Sembijscy dranie porwali mi dziecko, a obowiązek ojca każe je ratować. Macie dzieci? Co byście na moim miejscu czuli?
Neevan stanął przed nimi tylko w koszuli i spodniach - bijcie, kędy wola jeśli wam obicie bezbronnego honor ma przynieść…
Neevan wyczuł, iż zbrojni, nie mają ochoty go obijać, Wystarczyło by tylko w odpowiedni sposób przemówić do ich dusz, niekoniecznie mówiąc.
Widząc, że zbrojni stoją i patrzą na niego nieco zdziwieni jego spokojnym zachowaniem Neevan dodał. - Mam tylko 5 sztuk złota i trochę drobnicy, mogę wam dać za fatygę, żeście musieli mnie szukać. Tylko tyle mi zostało, acz graty moje się wam zapewne nie przydadzą. Wiem, że to niewiele ale… - mówiąc to sięgnął do kieszeni i wygrzebał wszystkie monety jakie tam znalazł, oczekując z nadzieją na akceptację oferty.
Twarze zbrojnych powoli zaczęły się zmieniać zniknęła obojętność, jej miejsce zaczęła zajmować złość i niechęć. Tak nie można dotrzeć do dusz tych ludzi, o czym powinien wiedzieć bard.
Widząc, że wojacy patrzą na niego spode łba Neevan pojął, że pomylił się w osądzie tych ludzi. Brał ich za drani, którzy liczą na pieniądze, a tymczasem oni chyba toczyli wewnętrzną walkę, rozkaz czy współczucie. - Przepraszam - powiedział odkładając złoto z powrotem do kieszeni i sięgając jednocześnie po lutnię, którą odłożył obok:

Najszczęśliwszy byłem w świecie
gdyś się urodziła,
gdyś, me upragnione dziecię
w kołysce kwiliła.
Gdy na twarzyczkę patrzyłem
kiedy słodko spałaś
to tak bardzo się cieszyłem,
szczęście mi dawałaś.
Teraz gdyś uprowadzona
córeczko ma miła
nie mam kogo wziąć w ramiona,
pragnę byś tu była…

Neevan śpiewał, a łzy powoli spływały po jego twarzy…
Występ barda wywołał wrażenie na zbrojnych, połowa pod koniec otwarcie ocierała łzy. Sierżant też miał niewyraźną minę, olbrzym był tylko znudzony.
- Sierżancie Terens dajmy spokój. Nie warto być rakarzem, to nie nasz fach. - powiedział jeden z nich ocierając łzy ręką.
- Tak poprowadzimy go tak by wyglądał, iż go obiliśmy, będzie współpracował. Uda to, tak nikt nie wyśle innego oddziału do jego żony. Zrobi to dla jej bezpieczeństwa. - dodał inny z płaczących - sierżancie sami macie syna w tym wieku co jego córka, za co go katować?
Sierżant ciężko popatrzył po bardzie.
- Masz szczęście bardzie, że ująłeś moich ludzi i mnie, nie pchaj się też tak z łapówkami bo ludzi obrażasz. Robimy tak, moi biorą cię pod ramiona i ciągną do trapu, tam zostawimy cię i twoje rzeczy i odejdziemy śmiejąc się. Czekasz aż ktoś po ciebie zejdzie udajesz że dostałeś. możesz swemu kapitanowi też o tym powiedzieć, niezły chłop z niego, lecz pewnie ktoś mu jest nieprzychylny w dowództwie. Będziesz współpracował?.
- Dziękuję wam dobrzy żołnierze i jeszcze raz przepraszam za głupią propozycję, nie miejcie mi za złe, bałem się po prostu, a człowiek w strachu nie myśli logicznie. Oczywiście, że będę współpracował, rozumiem, że musi to przecież jakoś wyglądać - odpowiedział Neevan z wyraźną ulgą w głosie, kładąc się jednocześnie, w teatralny sposób na ziemi.
Zbrojni chwycili Neevena ciągnąc po bruku tak, że buty obijały się o niego. Inni szli za nimi śmiejąc się głośno mówiąc o spuszczeniu łomotu nielojalnemu obywatelowi. Puścili go dość łagodnie przed trapem, obok niego ułożyli plecak i lutnię. Śmiejąc się odeszli. Po chwili Neevan usłyszał zbiegającego ze “Złotego Smoka” żeglarza.
- Szantmenie co wam? - zapytał pochylając się nad Neevanem.
- Aj… - Neevan jęknął udając ból - obili mnie. Bandziory, a nie żołnierze! Nawet nie wiem za co. Na szczęście umiem udawać, więc szybko odpuścili myśląc, że straciłem przytomność. Zabić mnie nie chcieli, to pewne. Pomóż mi, marynarzu, z bagażem jeśli łaska, trochę mnie jednak gnaty bolą - odpowiedział, nieśpiesznie podnosząc się z ziemi.
Żeglarz pomógł mu wstać.
-Szantmenie, kapitan oczekuje na ciebie w swojej kabinie
Wskazał na kasztel znajdujący się na rufie pinasy.

Neevan powlókł się wolno do wskazanego przez marynarza kasztelu niosąc ze sobą tylko lutnię, resztę bagażu posłusznie niósł za nim żeglarz.
- Zostaw bagaż pod drzwiami i idź do swoich obowiązków, bardzo ci dziękuję za pomoc - Neevan uprzejmie odprawił młodszego rangą współzałoganta, sam zaś wszedł do kabiny kapitana.
- Chciał mnie pan widzieć, sir? - zapytał przekraczając próg.
- Tak siadajcie wskazał na krzesło przed biurkiem[/i] Nie przydzielam wam na razie żadnej stałej wacht. Będziecie pod rozkazami Pierwszego on będzie wyznaczał przez pierwszy dekadzień Wam wachty. Wybierzcie sobie jakąś kajutę na dziobie pod pokładem, po czterech bosmanów w jednej. Ta najbardziej na dziobie przeznaczona dla kobiet bosmanów. Zostawcie bagaże w kajucie, za chwilę wypływamy. Wasze szanty będą potrzebne przy manewrach.[/i]
- potem powrócił do studiowania papierów leżących na stole przed nim.
- Tak jest kapitanie! - Neevan potwierdził przyjęcie poleceń. - Jeśli można, chciałbym z panem jeszcze o czymś pomówić.

- [i] Mówcie[i] - zezwolił młody kapitan.

- A więc, pewnie widzi pan, że wyglądam jakbym się w piachu tarzał. Kapitan straży posłał dziesięciu wojaków żeby mnie obili za to, że się do was na służbę zgłosiłem. Porządni to ludzie mym szczęściem byli, mimo żem ich źle z początku ocenił. Nie zrobili mi krzywdy, ale tylko trochę po bruku przeciągnęli żeby wydawać się mogło, żem nieprzytomny. Powiedzieli mi też, że jest ktoś w dowództwie nieprzychylny panu i jak mniemam przez to ich na mnie nasłano - Neevan starał się lojalnie przekazać kapitanowi wszystko czego się dowiedział.
- Kto nimi dowodził może znam?
- Sierżant Terens - odparł bard.
- Znam, dobry chłop. Dziękuje wam za ostrzeżenie, a teraz idźcie trochę się zagospodarować w kajucie.
- Odmeldowuję się! - po żołniersku odpowiedział Neevan, wyszedł z kabiny zabrał bagaż i skierował się ku swojej kajucie nadal lekko utykając, tak dla wszelkiej pewności.
 

Ostatnio edytowane przez Pliman : 17-05-2015 o 22:07.
Pliman jest offline