Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2015, 08:41   #23
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przechodząc koło kolumny, w którą wbite były amulet i pierścień, dojrzeć można było, iż miejsce połączenia wyglądało tak, jakby zawsze były one jednością z marmurem.
Greta dojrzała amulet i podeszła do niego.
- Leo twój amulet - powiedziała ujmując go, wyjmując z kolumny, podając dziewczynie amulet Lathandera.
Na to szybko odpowiedział Główny Kapłan.
- On już do niej nie należy. Wyróżniona, skoro byłaś w stanie go wyjąć z kolumny, jest on Twój i tylko Twój. Nikt, komu nie byłby on przeznaczony, nie byłby go w stanie wyjąć. Pierścień Zakonu Astra będzie czekał na kolejnego godnego.
Dziewczynka podniosła brwi ze zdziwienia.
- Naprawdę - po czym podeszła znowu do kolumny i spróbowała wyjąć pierścień. Chwilę się z nim siłowała, lecz nie była w stanie go ruszyć. Potem uśmiechnęła się zakładając na szyję amulet.

- To zaproszenie dotyczy również państwa - Bennon zwrócił się do Couryna i Leili, wskazując, by podążyli za Leą i dziewczynkami.
- Dziękujemy bardzo - powiedział Couryn, nie wypuszczając Leili z objęć.
Dziewczyna delikatnie wyswobodziła się z jego ramion.
- Weźmy rzeczy - powiedziała cicho, zabierając swój plecak i udając się do stolika.
Couryn, towarzyszący jej jak cień, usiadł zaraz obok.
- Czym się poczęstujesz? - spytał, podsuwając dziewczynie półmisek pełen smakołyków.
Leila wybrała sobie niewielką gruszkę, duszoną w winie, i nałożyła na talerz.
- Dziękuję - mruknęła, wbijając w nią wzrok.
Wcale nie miała ochoty jeść, ale dla zachowania jakichkolwiek pozorów sięgnęła po widelec i zaczęła dłubać w owocu.
Couryn podał półmisek dalej, a sam sięgnął po coś bardziej konkretnego - kawałek dziczyzny w sosie własnym. Jadł ze smakiem, równocześnie kątem oka zerkając na poczynania Leili.
Leila przesuwała rozdziabane kawałki gruszki z jednego końca talerza na drugi. Od czasu do czasu zerkała na partnera, szybko uciekając wzrokiem, gdy tylko to zauważył.
- Przejdziemy się, jak skończysz? - zapytała w końcu.
Couryn z pewnym żalem spojrzał na zgromadzone na stole pyszności.
- Tak, oczywiście - powiedział, w pośpiechu połykając ostatni kęs. - Wybaczycie? - zwrócił się do pozostałej czwórki.
Leila, nie czekając na odpowiedź, odsunęła od siebie talerz i wstała od stołu. Pospiesznie dygnęła przed Leą i dziewczętami, po czym szybkim krokiem opuściła salę.
Widać było, iż czuła się bardzo niepewnie, już dawno przed nikim nie dygała.
Couryn skinął głową i pospiesznie ruszył za dziewczyną.
Zaczekała na niego przed wejściem do sali, po czym ruszyła przed siebie w nie do końca przemyślanym kierunku. Mijając pod drodze chłopca z usługi, zatrzymała się na chwilę.
- Przepraszam - zwróciła się do niego. - Znajdziemy w pobliżu park?
Młodzieniec popatrzył na parę, chyba mając w głowie powód, dla którego szukali takiego miejsca.
- Chcielibyśmy pospacerować - wyjaśnił Couryn.
- Ah - powiedział z wyraźnym brakiem wiary. - Możecie państwo skorzystać z naszego ogrodu. Tylko to w drugą stronę. - wskazał kierunek, z którego przyszli. - Za salą należy skręcić w lewo. Wyjście do ogrody znajduje się na końcu korytarza. - poinformował.
- Dziękujemy - odpowiedziała Leila, zdobywając się na cień uśmiechu, po czym skierowała się w tamtą stronę.



Ogrody przy Domu Sune zajmowały jakieś pięćset na czterysta stóp powierzchni. Kępy kolorowych kwiatów i równo przystrzyżone połacie trawy wskazywały, że ktoś nieustannie dba o otoczenie. Fasadę Wielkich Łaźni pokrywały girlandy powojników o wielkich, kolorowych kwiatach. Ocienione smukłymi drzewami alejki z jasnego żwirku ciągnęły się w różne kąty ogrodów, prowadząc do niewielkich altanek na uboczu. Każda z nich osłonięta była kolejnymi kolorowymi klombami i klonami, aby dać nieco prywatności odwiedzającym. Niewielkie skalniaki tu, maleńkie oczka wodne tam - tak mogły wyglądać ogrody w samej domenie Sune.

Leila przez całą drogę nie odzywała się do Couryna. Dopiero gdy znaleźli się w zaciszu ogrodu, pociągnęła go za rękę gdzieś pomiędzy kolorowe klomby. Od dziwnej rozmowy z pannami Golddragon wyraźnie nie była sobą, a przynajmniej nie tą sobą, którą Telstaer znał.
- Co się stało? - spytał Couryn, spoglądając z niepokojem na dziewczynę.
Uniosła drżącą dłoń do ust i spojrzała na niego szklącymi się oczami. Przez moment zastanawiała się, czy powinna mu to powiedzieć delikatnie, czy też prosto z mostu… Ale nie było w sumie nad czym myśleć.
- Nie brałeś nic przed… No wiesz. Kąpielą - zapytała z gasnącą nadzieją w głosie.
Couryn spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Co miałem wziąć?
- Coś dzięki czemu nie będziemy mieli za dziewięć miesięcy małego, różowego, kwilącego marynarza?!
- zapytała z rosnącym przerażeniem i paniką w oczach.
Couryn zatrzymał się jak wryty.
- Co ty mówisz?
- Jacy my jesteśmy głupi…
- ukryła twarz w dłoniach, kręcąc z niedowierzaniem głową - Tak bardzo nie myśleć…
Położyła mu ręce na ramionach.
- O czym mówię? O dziecku mówię!
- Skąd dziecko?
- Couryn był najwyraźniej ogłupiony zaskakującą informacją.
Leila potrząsnęła nim delikatnie.
- A skąd się biorą dzieci? - zapytała, podnosząc głos w narastającej panice.
- Ale skąd wiesz, że będziesz... że będziemy mieli dziecko? - spytał, nie bardzo pojmując wywody dziewczyny. Wiedział, oczywiście, że dzieci nie znajduje się w kapuście, ani nie przynoszą ich bociany...
Oddech dziewczyny zrobił się cięższy, przysiadła na niewielkim kamieniu w pobliżu, obejmując się ściśle ramionami.
- To nie chodzi o to, że będę! - odparła, z trudem łapiąc oddech i próbując uspokoić skołatane serce. - Chodzi o to, co będzie jeśli będę… Jeśli będziemy. - powiedziała, patrząc na niego ze strachem. - Ja nie chcę… Nie mogę… - dodała smutno.
- Nie chcesz, czy nie możesz? - Couryn był skołowany. Skoro nie może... Z jednej strony to smutne, ale z drugiej, jak nie może mieć dzieci, to skąd by miała mieć?
- No dobrze... - powiedział po chwili namysłu. - Rozumiem... Nie chcesz, ale się boisz, że jednak jesteś, tak? - spróbował wyjaśnić sytuację.
Przez moment miała ochotę zrobić mu krzywdę. Czy wszyscy mężczyźni byli tacy niedomyślni? Wzięła trzy głębokie oddechy. W końcu sama też nie mówiła zbyt mądrze, nie mogła go obwiniać o niezrozumienie. Nie było sensu denerwować się jeszcze bardziej.
- Nie chcę dziecka. Nie mogę mieć dziecka, bo to wszystko zmieni… - odezwała się trochę spokojniej. - Ryzyko jest zawsze. I to nie jest dobre ryzyko, nie takie, z którego jest zabawa. Zupełnie o tym nie pomyślałam, tam w łaźni… - dodała przepraszającym tonem. - Co będzie, jeśli… - nie dokończyła, nie chcąc kusić losu bardziej.
Courynowi jakimś dziwnym trafem wizja Leili z małą Leilą w ramionach nawet się spodobała. Uśmiechnął się w myślach, lecz na zewnątrz owego uśmiechu nie okazał.
- Chodzi ci w ogóle o dzieci, czy o dzieci w tej chwili? - spytał.
Przyklęknął koło dziewczyny i przytulił.
Przymknęła oczy, ukojona trochę jego bliskością.
- W tej chwili. - odpowiedziała cicho. - Jest wojna, a my właśnie na nią wypływamy… Mam za kilka miesięcy biegać z brzuchem po pokładzie? - ta wizja rozbawiła nawet ją, więc parsknęła cicho.
Couryna również rozbawiła ta wizja, ale wolał tego po sobie nie pokazywać.
- Jeśli nie chcesz... Przecież jesteśmy w świątyni Sune. Wyznawcy Ognistowłosej Pani z pewnością wiedzą, co robić w takich przypadkach - powiedział cicho.
Po chwili milczenia Leila pokiwała lekko głową.
- Przepraszam. Spanikowałam. - uśmiechnęła się do Couryna, powoli wracając do bycia sobą. -Postarajmy się więc znaleźć jakieś rozwiązanie. A jeśli Tymora pozwoli, będziemy mieć dzieci, gdy przyjdzie na to czas. Co ty na to? - spojrzała mu w oczy.
Miast udzielić słownej odpowiedzi pocałował ją, i to zdecydowanie namiętnie.
Uspokojona i w o wiele lepszym nastroju odwzajemniła pocałunek z uczuciem.
Couryn oderwał się na moment od ust dziewczyny i rozejrzał się dokoła. Co prawda mógłby się z nią kochać na i środku alejki, jednak zdecydowanie wolałby, żeby nikt im nie przeszkodził w tej jakże przyjemnej czynności.
- Chodźmy tam - zaproponował, skinąwszy głową w stronę znajdującej się o kilkanaście kroków od nich altanki.
Leila przytaknęła na ten pomysł. Wiedziała już nawet, co zrobić, by nie ryzykować kolejnego ataku paniki. W drodze do altanki rozejrzała się uważnie, by upewnić się, że nikt nie przeszkodzi im w oddaniu hołdu Ognistowłosej. Po raz kolejny.
 
Kerm jest offline