Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2015, 18:05   #26
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Noc i ranek z 6/7 Mirtula 1372RD

Baedus Basanta i Vincent

Rekrutacja po wydarzeniach z łapaczami szła szybciej, nie znaczy, iż żeglarzy i piechoty pokładowej przybywało w sali. Baedus Basanta i Vincent mogli obserwować jak to jeden na trzydziestu kandydatów zostaje przyjęty. Niektórzy nie mogli się z tym pogodzić. Tych straż i już zatrudnieni piechociarze przekonywali do opuszczenia sali. Często przez okno lub na kopach podkutych butów.
Do ciekawszych momentów z rekrutacji zaliczało się niewątpliwie mustrowanie Urlany.

Przez drzwi, pochylając się, weszła kobieta, dźwigająca pod każdy ramieniem chyba stu galonową beczkę. Gdy już całkiem weszła, okazało się, że chyba nawet większa beczkę beczkę przydźwigała w worze na plecach.
- To piwo, najlepsze z tatusinego browaru.
Dźwięcznym głosem zagadała olbrzymka.
Wszystko w niej było wielkie blisko siedem stóp wzrostu, szeroka zaś w barach była na blisko cztery stopy.
Kapitan Dev popatrzył z uśmiechem a na nią.
- Łapówka, czy też chcesz nas spić, by się zamustrować? Zapytał z uśmiechem na brodatej twarzy.
- Gdzieżbym śmiała kaptanie Dev. To dla złogi, a przede wszystkim by pokazać żem nie ułomek. Pływałam już na wojennych, wielorybniczych i kupieckich krypach. Walka też mi nie obca.

Powiedziała zdejmując przytroczony do pleców dwuręczny młot.
- W której ścianie chcecie mieć nowe wejście kapitanie.
- Na bogów odłóż ten młot kobieto. Jak się zwiesz?
Przerwał dowódca „Smoka” nim zaczęła demolować karczmę.
Dziewczyna, bo nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat, podrapał się w zadumie po głowie. Pod jej palcami łupież odpadał płatami i sypał niczym śnieg.
- To nie mówiłam?
Rozejrzał się po sali widząc zaś pospieszne zaprzeczenia, odparła z uśmiechem.
Jestem Urlana
Po szybkim sprawdzeniu wiedzy, przyszła kolej na walkę wybrany został do niej piechociarz niema dorównujący jej wzrostem.
Walka skończyła się szybko przy pierwszym skrzyżowaniu ćwiczebnych szabli, pękło ostrze broni piechociarza. Urlana wzruszyła tylko ramionami, po czym odrzuciła własną broń. Próbował ja zaatakować tym ułomkiem szabli myśląc, iż daje mu to jakąś przewagę. Odczuł boleśnie swój błąd, z gracją, o jaką nie podejrzewano by tak olbrzymiej kobiety zawirowała, schodząc z linii ciosu, po czym grzmotnęła go pięścią w głowę. Piechociarz padł jak byk w rzeźni po uderzeniu młotem.

W całej sali rozległy się brawa. Po taki pokazie siły, umiejętności nie było zaskoczeniem, iż Uralan został czwartym bosmanem – sierżantem.




W końcu wybrani zostali wszyscy członkowie załogi. Podpisano kontrakty, wypłacono pieniądze i wręczono symbole przynależności do załogi oraz rangi.

Na środek sali wystąpił kapitan.
Przemówił donośnym głosem.
- Zapewne wszyscy wiecie, iż Republika Turmish jest w stanie wojny. Wypływamy w może by zwalczać flotę wojenną wrogich państw, zwalczać piratów oraz wrogich korsarzy, atakować ich statki handlowe, zwłaszcza te przewożące niewolników. Pierwszy rejs trwać będzie pewnie około dwóch dekadni, może się też okazać, iż nie zawiniemy z powrotem do Alaghonu [stolica Republik Turmish], możliwe że zawiniemy do któregoś z portów państw z którymi mam podpisane listy kaperskie. – rozejrzał po zebranych, nikt jednak nie był zdziwiony takim obrotem sprawy.
Po nim zabrał głos Menalon Blasea kapitan "Złotego Smoka".

- Na pokład zostało zmustrowanych dwudziestu żeglarzy, dwudziestu dwóch zbrojnych będących piechotą pokładową oraz osiem osób o uprawnieniach bosmanów, w tym szantymen, mag pokładowy, kapelan-medyk, trzy dziewczęta pokładowe. Żeglarzy podzieli się na cztery wacht. Pierwszą będzie dowodzić nasz pierwszy oficer Deren, drugą nawigator Qentan Ostwik pełniący również funkcję płatnika, trzecią bosman Vincent, czwartą na zmianę szantymen Neevan Drżąca Struna, mag pokładowy Baedus Basanta, kapelan- medyk Krossar – wskazywał na osoby jeśli były one obecne na sali.
- Piechota pokładowa zostanie podzielona na cztery drużyny. Drużyna strzelecka składa się z siedmiu osób, dowodzić będzie nimi bosman-sierżant Lea Dawnbringer, zwana będzie "Smokami". Resztę drużyn, dobiorą sobie po pięć osób bosmanowie - sierżanci Urlana drużyna Spiżowa, Couryn Telstaer drużyna "Srebna", Leila drużyna "Złota". Jutrzejszy dzień poświecić możecie na dobór członków drużyn czy też wacht, ćwiczenia z nimi lub załatwienie sprawa, zabawę na mieście. Wachtę portową będzie miał w tym czasie wachta pierwsza. Termin wypłynięcia piąty dzwon ósmego Mitula, wraz z rannym odpływem. Teraz przejdziemy na "Złotego Smoka". Inni bosmani dobiorą drużyny po powrocie na statek.
- Jeszcze jedna sprawa. Wielu żołnierzom i oficerom nie podobało się, iż zezwolono na wydanie listów kaperskich i werbowanie takich załóg. Kontrakty powinny wam zapewnić bezpieczeństwo w razie spotkania z żołnierzami i żeglarzami, ale niekoniecznie, lepiej nie poruszajcie się więc sami bez towarzyszy z załogi po ulicach.
Kapitan Dev ostudził zapał pewnych członków załogi do samotnych eskapad po karczmach.




Przejście przez miasto w dużej grupie odbyło się bez żadnych incydentów. Drużyny łapaczy czy też żeglarze woleli schodzić z drogi załodze „Złotego Smoka”, niż narażać się na rany.
Pinasa „Złoty Smok'” jest smukłym dwumasztowym żaglowcem, mogącym nieść więcej żagli w porównaniu do podobnej wielkości statków, o czym wiedział każdy kto już choć trochę pływał.
Od rufy po koniec bukszprytu mierzył siedemdziesiąt stóp, szerokość zaś pokładu wynosiła około siedemnastu stóp. Pod bukszprytem umieszczony był galion przedstawiającego owiniętego o dziób złotego smoka. Uzbrojona była w ciężką katapultę, ustawioną na ruchomej platformie oraz sześć lekkich dział, po dwa na burcie oraz działa pościgowe na kasztelu. Było niemal niemożliwe, iż tylu ludzi mogło się zmieścić na tak małej przestrzeni. Wszystko wyjaśniło się po zejściu pod pokład. Niemal każde miejsce wykorzystane było na składane koje, środkową cześć zajmował niewielki magazyn na żywność i najcenniejsze łupy oraz prochownia. Na dziobie znajdowały się kajuty dla bosmanów i nawigatora. Najbardziej dziobową przeznaczono dla kobiet bosmanów.
Wreszcie po wybraniu koi czarodziej pokładowy i Vincent mogli udać się na spoczynek.





Krossar

Kapłan Istishia z łatwością odnalazł na nabrzeżu pinasę „Złoty Smok”. Po krótkiej rozmowie dowiedział się od żeglarza będącego na wachcie portowej, że do lazaretu wchodzi się poprzez kambuz. Lazaret był niewielki ledwo pięć na około sześć i pół stopy, z trudnością mieściły się w nim składane łóżko, szafa na narzędzia, leki i surowce alchemiczne oraz stół laboratoryjny.
Przejście po kościołach w poszukiwaniu tanich mikstur okazało się bezowocne. Wszystkie ofiarowały je w cenie pięćdziesięciu sztuk złota za jedną. Nieco więcej wyrozumiałości okazał kapłan Valkura oferując mu zestawy uzdrowiciela w cenie czterdziestu złotych monet.
Powróciwszy na pinasę kapłan dowiedział się, iż kapitan udał się na spoczynek. Zmuszony był odłożyć rozmowę na temat zaopatrzenia lazaretu na ranek.

Z rana udał się do kapitana „Złotego Smoka”.
Kajuta kapitańska była obszerniejsza od lazaretu, lecz nie tak obszerna jak by się można było spodziewać.
- Zatem jakie wieści medyku. Jakiej kwoty potrzebujesz na niezbędne zakupy?




Lea, Leila i Couryn Telstaer

Noc po drugim dzwonie 7 Mirtula

Pokój oświetlały jedynie zamknięte na noc lampy z wiecznymi pochodniami, dopalający się ogień w kominku oraz blask księżyca i gwiazd wpadający przez okno.
Jednymi drzwiami wpadła uzbrojona w wielki miecz Lea, odziana w przepaskę piersiową i lniane szarawary, drugimi naga Leila z rapierem w dłoni, za nią nieuzbrojony owinięty w prześcieradło Couryn.
Greta półleżała oparta o poduszki, cicho nuciła, głaszcząc po rudych włosach najmłodszą siostrę. Wtulona w jej pierś Ann spała, szlochając przez sen. Do niej przytulona była Elza, głaszcząca drżące od szlochu plecy dziewczynki. W pokoju nie było żadnego grożącego dziewczętom niebezpieczeństwa.
Gdy podeszli bliżej zauważyli, iż oczy Grety lśnią od łez. Przykryte były lekkim przecierałem. Według zwyczaju panującego w tych stronach spały nago. Teraz dopiero widać było jak są chude. Widać, iż długo niedojadany i głodowały.
- Przepraszam was. Czasami krzyczy przez sen a potem płacze, nigdy jej to nie budzi.
Powiedział cicho, zduszonym ze wzruszenia głosem Greta.


Couryn odetchnął z ulgą widząc, że nikt się nie włamał do komnaty dziewcząt, że nikt nie próbował ich zgwałcić czy też porwać.
- Nic się nie stało - skłamał, cofając się o krok w stronę swego pokoju. - Dobrze, że nikt was nie napadł - dodał równie cicho, zatrzymując się w progu.

W tym momencie, jako dżentelmen, powinien oddać Leili swoje okrycie, ale doszedł do wniosku, że lepiej będzie, jeśli dziewczynki będą oglądać nagą panią bosman Leilę, niż nagiego bosmana Couryna.

Lea delikatnie odłożyła na podłogę swój miecz. Poczuła zdecydowaną ulgę widząc, że siostrom Golddragon nic się nie stało, lecz niepokoiły ją ich wychudłe ciałka. Podeszła do nich i usiadła obok. W blasku księżyca dostrzec można było, że jej ubiór jest koloru jasnoniebieskiego, a w jej oczach - zatroskanie.

Otarła łzy Grety, a później pogłaskała całą trójkę.

- Nic się nie stało. - szepnęła Lea na tyle wyraźnie, by dziewczynki ją usłyszały. - Wiele przeszłyście. Wszystko będzie dobrze. Jesteście bezpieczne. - Otarła jeszcze jedną łzę, która spłynęła z oka najstarszej z sióstr.

Widać było, iż dziewczęta były spragnione dobroci drugiej osoby, pragnęły czułego dotyku drugiego człowieka, któremu zależy na nich. Greta nadal nuciła, Ann szlochała choć nieco słabiej, nadal spała. Elza odprężyła się, wpatrywała się w błyszczącymi zielonymi oczami w Leę.

Leila opuściła broń i rozejrzała się na wszelki wypadek po pokoju. Spojrzała ku łożu dziewcząt… i poczuła się kompletnie niepotrzebna. Jej i Couryna w zasadzie mogłoby tam nie być, a Lea z pewnością świetnie by sobie sama poradziła. Zresztą wyglądało na to, że dziewczynki i tak zapatrzone są w nią jak w obrazek.

- Nic tu po n… tobie - odwróciła się do Couryna, delikatnie opierając dłoń na jego klatce piersiowej i nakłaniając go do cofnięcia się w głąb ich pokoju.

Sama weszła do środka za nim. Podeszła do stołu, odłożyła rapier i sięgnęła po leżącą w pobliżu koszulę. Narzuciwszy ją na ramiona skierowała się na powrót do apartamentu dziewczynek.

- Zaraz wrócę - uśmiechnęła się do mężczyzny przez ramię. Mogła chociaż zaproponować swoje wsparcie, nawet jeśli panienki Golddragon go nie potrzebowały.

Dopiero w drzwiach zdała sobie sprawę, że pomyliła koszule. Ta była nieco za dużo, ale może i lepiej - Leila nie musiała przejmować się brakiem bielizny.

Podeszła do łóżka sióstr, aby pogłaskać delikatnie tę rudą główkę, której akurat nie dała rady głaskać Lea.

By to zrobić musiała się znaleźć na łóżku, bo dziewczynki zajmowały tylko niewielką przestrzeń z tych ośmiu stóp szerokości i długości łoża. Elza obróciła się z westchniemy w kierunku Leili i uśmiechnęła się. Ann obudziła się. Przetarła zaspane, zapłakane oczy.

- Jesteście - stwierdziła sennie - możecie spać dzisiaj tutaj? - nie do końca obudzona przemówiła zaspanym głosem.

-Tak. Będziemy tutaj przy was. - odpowiedziała Lea i uśmiechneła się ciepło - Odpoczywajcie.

Elfka położyła się obok Grety i pogłaskała Ann po głowie. Ta prawie natychmiast zasnęła.

Leila uśmiechnęła się delikatnie do Elzy.

- A może zostawimy Gretę i Ann z Leą, a ty pójdziesz spać ze mną i Courynem, Elzo? Wtedy każda będzie miała się do kogo przytulić. A jak Couryn zostanie sam, to będzie tęsknił i będzie mu smutno - zaproponowała cicho, by nie zbudzić pozostałych. - Jeśli jednak chcesz zostać z siostrami, zostanę i ja.

- A co będzie jak Ann się znowu zbudzi po koszmarze, a mnie przy niej nie będzie? - po tych słowach popatrzyła prosząco na Leilę.

Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło.

- W porządku. - Nie zamierzała nalegać. - W takim razie zaraz wrócę. Tylko powiem Courynowi, że zostaję z wami, żeby się o mnie nie martwił - szepnęła Elzie.


Jak powiedziała tak zrobiła. Zszedłszy z łoża, skierowała swe kroki ku pozostawionemu w pokoju obok Courynowi.

- Przepraaaaszaaaaam. - Szepnęła, przytulając się do niego i muskając ustami jego usta. - Próbowałam namówić Elzę, żeby przyszła spać z nami, ale koniecznie chce zostać z Ann. I chcą, żebyśmy z Leą też tam spały. - Wyjaśniła mu pokrótce. - Musisz zostać tu sam. Ale odbijemy sobie jutro… Dobrze? - Dodała z łobuzerskim uśmiechem. - Zresztą w czymś nam przerwano i musimy to jeszcze dokończyć…

Oddał równie lekki pocałunek.

- Słyszałem - odparł cicho. - Coś nam Sune nie sprzyjała tym razem. - Uśmiechnął się. - Idź spać, skarbie. Nabierz sił przed dniem jutrzejszym.

Delikatnym gestem pogładził ją po policzku, a potem, równie delikatnie, ucałował jej oczy.

- Uciekaj - szepnął.
- Dziękuję - odparła cicho.

Zwlekała jeszcze chwilę, wcale nie mając ochoty zostawiać go samego na resztę nocy. W końcu jednak wróciła do łóżka dziewczynek i ułożyła się do snu obok Elzy.

Couryn usiadł na brzegu łóżka.

Zdecydowanie nie miał ochoty na sen... Skubnął coś z tego, co zostało im z kolacji, napił się trochę wina i przez moment siedział jeszcze, wsłuchując się w oddechy śpiących obok młodszych i odrobinkę starszych kobiet.

Wreszcie jednak położył się i zawinął w koc.




Ranek około siódmego dzwonu.

Do pokojów zajmowanych przez Leę i parę cicho zapukał Główny Kapłan.
Gdy już zebrali się razem Główny Kapłan przemówił.
- Pragnę podarować dziewczętom ucałowanym przez Sune, suknie wyjściowe i wieczorowe. Jesteście ich opiekunami, więc jeśli się zgodzicie, zaraz przyślę krawcowe i już wieczorem będą gotowe one do przymiarki.




Sklep z odzieżą przy targu, około dziesiątego dzwonu.


Dziewczęta nie chciały rozstawać się ze swoimi opiekunami, zatem wszyscy sześcioro wybrali się na zakupy. Dziewczęta zaczęły już wybierać i mierzyć porządne ubrania, takie w których nie wstyd pokazać się na mieście, gdy nagle drewniane okiennice sklepu zostały zamknięte, zaś głównymi drzwiami i prowadzącymi na tyły weszło pięciu, odzianych jak żeglarze, w przeszywane ubrania, drabów. Dzierżyli w dłoniach morgerszterny. Najmłodszy z nich z blizną na policzku spokojnie rzekł. Nad ramionami wystały mu koszowe rękojeści dwóch Kordów

- Oddajcie dziewczynki a nic Wam się nie stanie. Naszemu mocodawcy zwłaszcza zależy na najstarszej.
Gdy Greta to usłyszała wysunęła się do przodku.
- Pójdę z Wami, jeśli zostawicie w spokoju moje siostry
- Nie – krzyk rozpaczy wyrwał się jednocześnie z gardeł jej sióstr.

 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 21-05-2015 o 17:23.
Cedryk jest offline