Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2015, 17:16   #13
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
W drodze

Jeremy miał się za dobrego kierowcę, spokojnego i opanowanego w większości sytuacji. Nie pamiętał by kiedykolwiek klnął na kogoś na drodze, na korkach nie używał klaksonu i cierpliwie czekał. Generalnie bywał całkowitym przeciwieństwiem siebie w sytuacjach, które naprawdę wymagały zimnej krwi.
Nie był to jego pierwszy wypadek, zdarzyło się już za czasów służby, ale nie z jego winy. Tutaj zresztą też nie była to do końca jego wina, ale siedział za kółkiem więc trochę się poczuwał.
Żałował, że nie mógł poczekać na holownik, ale szeryf nalegał, a i nie chciał zmuszać towarzyszy do czekania na deszczu razem z nim.

Biuro szeryfa

Szeryf Donavan był niezwykle uprzejmy. Podał detektywom rozgrzewającą kawę i bardzo pyszne, świeże pączki. Gdy je jedli uzmysłowili sobie, jak bardzo są głodni. Od śniadania nic jeszcze nie jedli.
Mimo całej jego uprzejmości, detektywi nie mogli się oprzeć wrażeniu, że szeryf ma jakieś ukryte intencje. W powietrzu było coś ledwo wyczuwalnego, coś co burzyło całą miłą atmosferę i budziło niepokój.
- A proszę mi jeszcze powiedzieć dokąd się państwo udają? - zapytał szeryf po wysłuchaniu relacji z wypadku.
Jeremy westchnął ciężko. Jakoś nie potrafił podzielać entuzjazmu i wesołości szeryfa.
- Podróż w interesach, nic ciekawego co najwyraźniej przerodziło się w coś nieprzyjemnego. Wiadomo kiedy wyciągną samochód z rowu i będziemy mogli dalej ruszyć? Albo ile to będzie kosztować? Byłbym wdzięczny za wytyczne do warsztatu, który się tym zajmuje - powiedział spoglądając gdzieś za ramię szeryfa, jakby spodziewając się gdzieś tam za rogiem dostrzec swój ukochany samochód.
Jessica też nie była nastawiona optymistycznie. Na drodze działo się... za dużo.
- Myślę, że będziemy musieli tu przenocować - powiedziała. - Poleci nam pan jakiś motel, szeryfie?
- Pana… - szeryf zawahał się szukając odpowiedniego słowa, aby określić Jessicę - przyjaciółka, wykazuje o wiele więcej rozsądku niż pan, panie Evans. Samochód już zapewne jest w warsztacie, ale obawiam się, że naprawa będzie musiała poczekać przynajmniej do rana. Sądząc jednak po tym, jak wygląda maska pańskiego samochodu, to może się to przedłużyć nawet do kilku dni. Fred, to świetny fachowiec, ale nie ma na stanie całej fabryki części. - uśmiechnął się szeryf Donavan - A co do motelu, to polecam motel “Siódme niebo” Znajdziecie go bez problemu. Druga przecznica w prawo od posterunku. Zaraz zadzwonię do panna Hendriks i każe przygotować wam pokoje.
Jeremy nic już nie powiedział, westchnął tylko cichutko. Pieniądze nie były jakimś strasznym problemem, ale wiele lat bez najmniejszej stłuczki zostały skasowane. Szkoda. Gdy już sami szli w stronę motelu, mruknął do towarzyszy::
- A więc? Jakieś przemyślenia? - spytał lustrując miasteczko wzrokiem. - Na temat naszej… drogi tutaj? Bo mi się parę niejasnych i nieprzyjemnych myśli nasuwa.
- Zbieg okoliczności - powiedziała Jessica pewnie. - Zjawiska atmosferyczne? Wahania ciśnienia? To wpływa na koncentrację. Lub w ostateczności jakąś baza wojskowa, eksperymenty robią. Nie nakręcaj się, Jeremy. Wiem, że Cię trząchnął ten wypadek, jeleń, Twoje wypasione autko i te sprawy , ale myśl racjonalnie.
Evans pokiwał głową wzdychając ciężko. Popatrzył w górę na niewesołe niebo.
- Ta, pewnie tak… a przedwczoraj miałem niby brać urlop.

Chwilowo zniechęcony Jeremy nie miał zamiaru spędzać zbyt dużo czasu na rozmowie z upierdliwą właścicielką pensjonatu, z którą załatwił jedynie kwestie formalne. Dalej potrzebował tylko krótkiego posiłku, kawy i był gotowy na spotkanie w rezydencji.

Taksówka

Taksówkarz był spokojnym i z pozoru niezbyt rozgadanym człowiekiem, jednak gdy Jessica podała mu adres, po paru chwilach i drobnym chrząknięciu, odezwał się.
- Hmmm… wiedźma będzie miała gości.
-Wiedźma? - siedząca z tyłu Jessica złapała spojrzenie kierowcy w lusterku. - Wiedźma? - powtórzyła dbając, żeby w jej głosie słychać było niedowierzanie i zdziwienie. - Czemu tak ją nazywasz?
- Bo to wiedźma, stara baba sprowadza fanatyków, takich jak wy i każe sobie płacić za swoje wizje. Wiedźma, czarownica, nic więcej.
- Takich jak my? - spytał ponuro Jeremy unosząc brew. - Poza tym czarownica to całkiem sporo… nie żeby nią była - dodał przykładając głowę do zimnej szyby.
- Różni u niej bywają, tacy jak wy też. Wiedźma ma wzięcie. Ale jak to mawiają, co kto lubi. Dla mnie to zwykła wiedźma i tyle.
Evans zachichotał cicho.
- A skąd to pan wie jacy my jesteśmy? Jest pan jasnowidzem? - spytał z uśmiechem. - Poza tym, są tu jakieś niezwykłe wiedźmy, skoro ta jest taka zwyczajna? Albo inne czarownice? Ktoś w ich rodzaju? - dopytał dodatkowo, bo kierowca najwyraźniej był obsłuchany i rozgadany.
- Dialektyka, drogi panie. Widzę z kim mam do czynienia i nie ma co udawać. Widzę, coście za ludzie. Wiedźma zwodzi was wszystkich.
Jeremy pokiwał głową zgadzając się z taksówkarzem.
- Przydałaby mi się ta umiejętność w pracy… a w to drugie nie wątpię. Hej a tak w ogóle - powiedział pochylając się do przodu. - O co chodzi z tym waszym szeryfem? Zachowuje się jakby nie był do końca trzeźwy czy coś.
- Donavan to porządny chłopa, nie bardzo wiem, o co panu chodzi.
- Hmm… może to po prostu ten kontrast pomiędzy normalnym policjantem, a tym z Nowego Jorku - powiedział cicho, mówiąc w zasadzie to co myślał.
- Być może - odparł filozoficznie taksówkarz. - Jesteście z NY, co tutaj robicie?
- Pracujemy - odparł krótko Jeremy. - Daleko jeszcze do wiedźmy? - spytał ucinając ten temat.
- Jeszcze kilka chwil.

Pod rezydencją

Ostatecznie ustalono, że Tony i Jessica pójdą przesłuchać wiedźmę. Jeremy'emu średnio się to podobało bo ostatecznie to on był detektywem, a Tony gangsterem, ale decyzję podjęto zanim zdążył się w zasadzie normalnie na ten temat wypowiedzieć więc pozostało mu czekać.

Jeremy stał w lesie w dość znacznej odległości od posiadłości madame Flawii. Nie chciał znaleźć się w zasięgu kamer. Gdyby Jessice i Tony’emu rozmowa nie poszła za dobrze, on miał wejść do gry.
Mijały kolejne minuty, a para detektywów nie wracała. Najwyraźniej szczerość i otwartość sprawiły, że wróżka zechciała z nimi porozmawiać.
Nagle Jeremy usłyszał za sobą jakiś dźwięk. Odwrócił się, ale nikogo nie zobaczył. Las był ciemny i gęsty.
Mięśnie detektywa spięły się i poczuł się instynktownie zagrożony. Nie bał się, ale jego zmysły wyostrzyły się. Długa i trudna podróż sprawiły, że i tak był bardzo pobudzony.
Gdy niczego nie zauważył wrócił do obserwowania domu wróżki. Kilka chwil później Jeremy znowu usłyszał jakiś szelest. Ponownie odwrócił się i tym razem strach zajrzał mu w oczy. Na przeciwko niego, w odległości jakiś dziesięciu metrów stał duży, szary wilk.


Zwierzę wpatrywało się w niego przenikliwie. Jeremy stał niczym sparaliżowany, zastanawiając się jak zareagować.
Szczerze nie spodziewał się, że ten las jest aż tak dziki. Taki dom powinien odstraszać zwierzęta, a nie je przyciągnąć, więc czego ten tutaj chciał? Był sam, więc raczej z dala od reszty watahy czy leża, Jeremy nie mając czasu na myślenie postanowił starać się zachować spokój. Stał przypatrując się wilkowi, uspokajając oddech. Ręka nie powędrowała do ukrytej za paskiem pałki teleskopowej, ale myśli się ku niej skierowały. Jeśli coś złego miało się stać, to nie z jego inicjatywy.
Jeremy stał w bezruchu, a serce waliło mu jak oszalałe. Czuł zapach swojego potu, zapach strachu, ale też coś więcej pierwotną woń agresji i dominacji.
Wilk zrobił krok do przodu, a potem następny. Zaczął powoli zbliżać się w stronę mężczyzny. Pysk trzymał nisko przy ziemi, a jego błyszczące ślepia cały czas wpatrzone były w Jeremy’ego.
Evans był zmieszany. Wilk nie wydawał się agresywny, zresztą podobno atakowały ludzi tylko gdy ci naprawdę im zagrażali, alby gdy były chore, a mimo to zbliżał się do niego. Powoli uklęknął w pozycji gotowej do skoku w bok i wystawił spokojnie ręce na znak pokoju.
Jeremy przykucnął. Jego mięśnie były napięte i gotowe do skoku w bok, gdyby tylko zwierzę zaatakowało. Wilk zbliżył się o kolejny metr. W tym momencie od detektywa dzieliło go tylko dwa kroki. Evans czuł zapach jego futra, a nieubłagane spojrzenie wilka sprawiało, że czuł się jak zahipnotyzopwany. Być może właśnie dlatego Evans nie uciekał. Być może to właśnie to spojrzenie sprawiło, że nie poruszył się ani o centymetr.
Kolejne głośne uderzenie serca odbiło się w uszach detektywa ogłuszającym echem. I właśnie w tym momencie wilk niemal z miejsca skoczył w jego stronę. Jeremy spróbował odskoczyć w bok, ale wilk był szybszy.
Mężczyzna poczuł jak wilcze łapy uderzają w jego tors, po czym wnikają w niego. To jakże schizofreniczne uczucie niemal pozbawiło go przytomności.
Wilk skoczył na niego i w jakiś niewyjaśniony sposób wyparował. Gdyby nie ból w klatce piersiowej i siniaki, Evans mógłby pomyśleć, że to co się przed chwilą zdarzyło, nigdy nie miało miejsca.
Wokół panowała niczym nie zmącona leśna cisza. Detektyw leżał oparty o pień drzewa i próbował zrozumieć, co się przed chwilą stało.


Dyszał ciężko przez parę dobrych chwilę, w końcu jednak drgnął nagle, otrząsnął i szybko poderwał na nogi, obmacując marynarkę, jakby chcąc się upewnić, że wciąż ma tors.
Co to niby wszystko miało znaczyć? Wilk ani się nie szczerzył, nie warczał, nie miał żadnego powodu by atakować, nie dawał żadnej oznaki, że miał to zrobić, ale i tak skoczył.
Na dodatek w ogóle nie istniał.
Miał jeszcze chwilę na uspokojenie się i dojście do siebie, zanim Tony i Jessica nie wrócili. Sam zagadnął do nich pierwszy pytając czego się dowiedzieli, by oni nie pytali, czy jego coś w tym czasie nie spotkało, chociaż czemu niby mieliby tak myśleć?
Po powrocie do motelu zaszył się w swoim pokoju na kilkanaście minut, rozebrał się i umył by potem dokładnie obejrzeć te dziwne... obrażenia i poszukać jakichś innych śladów.
Później jednak udało mu się stosunkowo opanować.
Wątpił jednak by udało mu się łatwo zasnąć. Postanowił spróbować szczęście na mieście, znaleźć warsztat i sprawdzić stan samochodu. Później czekała go chwila w miejscowym barze, gdzie chciał popytać o Flawię, szeryfa i ostatnie wydarzenia w mieście. W celu pozyskania informacji był gotów postawić parę kolejek najbardziej rozgadanym ludziom, bo zadziwiające czasem było jak wiele potrafią wiedzieć zwykłe miastowe chłopy, które po ciężkim dniu pracy spotykają się na piwsku.
Przede wszystkim chciał jednak wrócić do Nowego Jorku. W ogóle niespecjalnie chciał tutaj jechać po tym jak Tony zadeklarował chęć by nie zostawiać Jessicy samej z tą wyprawą a teraz, nie dość, że czuł się niepotrzebny to rozwalił samochód.
W planach miał przecież wizytę w ostatnim niesprawdzonym jeszcze miejscu podanym przez Veronicę - szkole do której chodziła Pamela. Plany te jednak gdzieś przepadły w trakcie spotkania. Ponadto nowe fakty, które wynikły po uzyskaniu dostępu do komputera Pameli, sprawiły, że postanowił ostrzej przycisnąć Beritha, który najwyraźniej coś wiedział o społeczności kultu, w który wpadła Pamela. Miał zamiar spotkać się z nim w sali prób, którą podobno miał w piwnicy swego domu, dobre miejsce by w ciszy i spokoju, przesłuchać kogoś w niekoniecznie cichy sposób. Pretekst w końcu miał - wspomniał dla ćpuna, że ma pod opieką nowe, młode zespoły, które szukają dobrej sali ćwiczeń.
Póki co jednak musiał się stąd wyrwać, albo chociaż czegoś dowiedzieć.
Ostatecznie wychodząc z pensjonatu postanowił jeszcze wykazać się uprzejmością w stronę kobitki prowadzącej przybytek i przy okazji spytać ją co sądzi o tej całej wróżce, która podobno mieszka gdzieś w lesie koło miasteczka.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline