Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2015, 20:26   #87
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Konwersacja Galvina z Wolfem

Wolf wpadł na Galvina przy wejściu do karczmy. Niemal się zderzył z wychodzącym kransoludem. Odstąpił dwa kroki, by nabrać dystansu i spojrzał do wnętrza przybytku zanim drzwi ostatecznie się zamknęły.
- Reszta jest już w środku?

- Gottfried pojechał na nocne czuwanie do świątynii… a ja się wybieram na miasto, aby ukręcić parę interesów. - burknął Galvin - Jeżeli chcesz to wejdź, ale nie gwarantuję, że usłyszysz coś pożytecznego.
Na twarzy krasnoluda odmalowała się jakąś niechęć do pozostania w szerszym towarzystwie.

Wolf raz jeszcze spojrzał na zamknięte drzwi.
- Mamy jeszcze trochę czasu zanim się ściemni. Można odwiedzić kupców - zdecydował. - Czemu nic pożytecznego? Nie dowiedzieliście się niczego w świątyni?
Ruszył powoli w kierunku targowiska.

- Dowiedzieć się dowiedzieliśmy. Towarzystwo tak naprawdę czekało na ciebie tylko. Tyle, że już mnie obrzydzenie bierze jak słyszę ich podnietę o statkek pełnym kobiet, jak widzę Karla przystawiającego się do Eleny i ogólnie jakieśtam pitu pitu się przewija. Tak czy tak, chcę dowiedzieć się jakie towary w Arabii się sprzedają dobrze i jak moglibyśmy zarobić dodatkowe pieniądze na tej podróży. Gdybyśmy teraz zaczęli relacjonować wizytę u kapłanów zeszłoby do wieczora i nici by było z całego pomysłu.
Krasnolud potarł czoło w skupieniu, krok jednak miał równy. W końcu odezwał się.
- Sprawa się komplikuje. Wiem już jaki związek ma Bragthorne z kryształami, co w nich siedzi i jak sobie dać z tym radę. Problem w tym, że to znacznie wydłuży naszą podróż. - piwowar nie przedłużając zaczął streszczać jego rozmowę z Wielebnym Michelito.
Opowiedział o czarowniku zwanym Ali-Babą Ponurym, jego żądzy potęgi oraz uwięzieniu dżina Nazwaha Niepojętego w Dzbanie Dżinów, a potem rozdzielenia jego mocy po kryształach. Nie omieszkał też wspomnieć o działaniu jakie krwistoczerwone kamienie mają na właściciela - potęga za cenę szaleństwa i uwiądu.
- Aby złamać potęgę Bragthorne’a musimy zdobyć wszystkie kamienie, zamknąć je w tym cholernym dzbanie i odprawić rytuał. Prawie niemożliwe do wykonania, ale gdyby się udało… ostatecznie pozbylibyśmy się Bragthorne’a. - zakończył swoją opowieść Migmarson.

Wolf milczał przez dłuższy moment trawiąc nowe informacje. Sprawa w istocie była trudniejsza z każdym kolejnym elementem układanki.
- Wspomniałeś że było dziewięć kryształów… w tej opowieści o Ali-Babie. Ale Bragthorne ma ich tylko trzy. Musimy zatem ukraść te, które ma, czy musimy zebrać cały komplet?

- Musimy zebrać komplet. - skwitował ponuro Galvin

- Oraz znaleźć dzban - dodał trochę nieobecnym głosem Wolf. - To oznacza tak czy siak konfrontację. Do niej zaś potrzebujemy broni. Elena już raz próbowała ukraść własność Bragthorne’a i zawiodła. Wolę mieć plan zapasowy w postaci solidnego ostrza, jeśli raz jeszcze miałoby się jej nie powieść.

- Na zachodnim wybrzerzu Arabii jest góra na której mieszkają wielkie sępy, ale również pewien czarownik, który wywodzi się z linii krwi Ali Baby. Wie on ponoć gdzie Dzban można odnaleźć. Jeżeli chodzi o broń. Myślę, że tu będziemy musieli skorzystać z pomocy Wyspy Czarowników. Szczerze mówiąc to wygląda na to z tego co widziałem na mapie, że lepiej tam się najpierw skierować, a potem dopiero płynąć na kontynent.

Wolf po chwili kiwnął głową.
- Ano. Trzeba będzie tak zrobić. Zastanawiam się jeno nad tym czy… po zdobyciu broni szukać Bragthorne’a i deptać mu po piętach wiedząc że ma nad nami przewagę czasu. Czy też ruszyć tropem kryształów i spróbować go ubiec. Jasnym jest już chyba że to one są jego celem.

- Teraz sam nie wiem co może być jego celem. O… już jesteśmy na miejscu. - rzekł krasnolud, kiedy przechodząc przez tłum zaczęli dostrzegać pierwsze stragany - Trzeba nam się wywiedzieć co dobrze schodzi w Arabii, a tu jest stosunkowo tanie. Jeżeli też nie masz zamiaru siedzieć cały dzień po pokładem kup sobie jakiś kapelusz.

***

Godzinę później okazało się, że plan Galvina nie był wcale taki dobry. Co prawda dowiedzieli się co skupują Arabowie i kupcy udający się tam, jednak wychodziło po prostu na to, że ludzie z południa po prostu lubują się w ekskluzywnych towarach. Problem polegał na tym, że oznaczało to ubijanie interesów naprawdę ciężką walutą, a na takie wydatki Galvin, ani nawet cała drużyna nie mogła sobie pozwolić.
- Do diaska…- krasnolud przywalił pięścią w ścianę jakiejś kamienicy - I chuj z całego planu…
Co prawda zdołał sobie kupić ubranie na morską podróż, trochę ziół, przypraw, piwa, rumu i paru innych drobiazgów, ale to wszystko była drobnica do własnego użytku.

Wolf powstrzymał się od kupowania ubrań. Miał dobre podróżne ciuchy oraz kapelusz, które jak miał nadzieję, wytrzymają trudy przeprawy.
- Trudno - skwitował Wolf. - Handel handlem, potrzebujemy jednak jakiś drobiazgów na prezenty. Jeden z arabów zdradził mi że za gościnę trzeba tam się odwdzięczyć nie złotem, a podarunkiem.

Na słowa Wolfa Migmarson przysiadł i podrapał się po głowie. Pokiwał coś głową.
- Podarki mówisz… podarki… hmmm… hmmm... - mruczał Galvin coś kalkulując - Wygląda na to że w Arabii problem o tej porze jest ze zbożem. A podarki są najlepsze takie od serca… hmm… hmm… Dobra Wolfie… powiedz mi… gdyby ktoś miałby coś podarować Ci o niewielkiej wartości… jaki podarek byś najbardziej docenił? - zapytał krasnolud spoglądając bystro na Wolfganga.

Wolf długo się nie zastanawiał nad odpowiedzią.
- Coś użytecznego. Broń - sprostował od razu i natychmiast się zasępił. - Tylko że broń o niewielkiej wartości to zwykle kawał mało zdobnego żelaztwa. Może jakiś medalion z naszymi symbolami? Bębniarzem, czy też Wielkim Krzyżem.

- To wszystko to pierdoły. Coś co możesz dostać za złoto. W podarkach chodzi o wartości, których nie można kupić złotem. Symbolika to dobry trop, ale podarek musi być… od serca. Musi mieć wagę sentymentalną, wartość niematerialną. Łapiesz o czym mówię? - zapytał krasnolud ze znacznie większym zapałem na twarzy.

Wolf pokiwał powoli głową.
- Jak nóż, który używam od kilku lat, a który jeszcze nigdy mnie nie zawiódł? Tylko jak oni będą wiedzieć że dajemy im rzeczywiście coś od serca?

- Gospodarz powinien nam uwierzyć, a sami też nie robilibyśmy go w konia, co nie? Jest jednak coś… widzisz Wolfie. Dobry rzemieślnik wykonuje rzeczy solidne o powtarzalnej jakości. Wybitny rzemieślnik, wkłada w swoją pracę serce, dzięki czemu, każdy jego wybór jest wyjątkowy. Tacy jesteśmy my… khazadzi. Jak coś robimy wkładamy w to całe serce. Wielką wartość mają rzeczy, które sam robisz specjalnie dla kogoś. Jeżeli dasz swojemu przyjacielowi własnoręcznie zrobiony nóż, to będzie dla niego bardziej wartościowy niż najlepsze ostrze. - Galvin mówił jak najęty - Po prostu uważę w ramach podarku dla naszych gospodarzy piwo. Najlepsze jakie zdołam. Tyle że będę to musiał robić na miejscu, bo transportowanie tego w ukropie to nie najlepszy pomysł. Ewentualnie wynajmiemy kuźnię… trochę moje umiejętności kowalskie ześniedziały, ale trzeba je sobie odświeżyć w końcu.

Człowiek zatrzymał się na moment oglądając przez ramię na stragany, które minęli.
- Mam też inny pomysł. Musimy nabyć coś zrobionego na zamówienie. Tylko to już nie tutaj. Nie mamy czasu. Musimy mieć coś na specjalną okazję, gdyby przyszło nam rozmawiać z Kalifem. Ostatnie co chcę to obrazić lokalnego władykę brakiem podarunku. Piwo zaś może się zepsuć, jak zauważyłeś, zanim do takiego spotkania dojdzie. Musimy mieć coś co będziemy mogli wręczyć natychmiast.

Już krasnolud unosił piść, bo padła sugestia, że jego piwo może się zepsuć, ale Galvin uspokoił się… no tak. Czego chcieć od żołdaka.
- Piwo nie zepsuje się od krótkiej podróży przez miasto, a i tam na miejscu na pewno mają jak przechowywać takie wyroby. Do przygotowania wystarczy mi kuchnia, nawet okrętowa i jeden wieczór. Jeżeli natomiast chcesz coś na szybko… kupmy trochę pergaminu. Zapiszę dla Kalifa innych któreś z krasnoludzkich sag i historii z Imperium w klasycznym.

- Dobrze - przytaknął Wolf. - Świetny pomysł. W ten sposób będziemy przynajmniej mieli wrażenie że jesteśmy dobrze przygotowani do tej wyprawy. Chodźmy dokonać ostatnich zakupów i wracajmy do towarzyszy.

Wielkie było zadowolenie Galvina. Będzie miał okazję popisać się swoim rzemiosłem, a nie będzie trzeba polegać na osobach trzecich. Zaraz jednak wyobrażenie sceny, kiedy zachodzą do jakiegoś arabskiego włodarza i prezentują mu wyrób galvinowych rąk. Galvinowych… Gdzieś tam za nimi stoi reszta drużyny, której w większości wysiłek to wymachiwanie bronią.

- Wolf… jest jeszcze jedna sprawa. Chcę, abyś coś wiedział... - wypalił nagle Galvin, głos miał bardzo ponury.

Rycerz wzdrygnął się widząc nagłą zmianę w zachowaniu druha.
- Ano? - zagadnął stirlandzką gwarą.

- Jak rzekłem… jak krasnolud do czegoś się zabiera… to wkłada w to całe serce. Podróżuję z wami, aby dorwać skurwysyna… bo złożyłem przysięgę… bo skrzywdził was i moją rasę. - Migmarson nabrał powietrza w usta - Ale chcę, abyś zdawał sobie sprawę, że kiedy widzę, jak inni się pierdolą z tym wszystkim, jak innym zwisa ta sprawa to mnie kurwica strzela. I to poważna. A w tej grupie już parę osób ma ze mną na pieńku. Porządku nie ma, bo wszyscy się “przyzwyczailiśmy”, że niektórzy mają swoje humory. Chcę, abyś zdawał sobie sprawę, że jeżeli w trakcie tej podróży będę sobie żyły wypruwał, aby toczyć to wszystko naprzód, a reszta będzie bąki zbijać to się pożegnamy. Z przykrością, ale się pożegnamy i sam ruszę tropić te kryształy, dzban i popieprzonego nekromantę.

Wolf milczał przez dłuższą chwilę zbierając myśli. Uwaga krasnoluda była poważna i zastanawiał się skąd wynikała. Przypomniał sobie rozmowę jaką kiedyś odbył z Youviel. Traktowała o podobnej sprawie. Uświadomił sobie, że “wtedy” jawiło się jako zupełnie inne życie.
- Przede wszystkim dzięki ci że mi o tym mówisz. Łatwiej jest coś w sobie dusić, niźli powiedzieć otwarcie - rzekł. - Ludzie żyją krótko. Krócej niż wy. Krócej niż elfy. Od dziecka żyjemy ze świadomością, że jesteśmy tu.. - potoczył w nieokreślonym geście ręką po niebie i ziemi - ...tylko na moment. Nie myl ich chęci do zabawy, czy pozornie letkiego traktowania sprawy z ignoracją. Każdy z nich wie, tak jak i ty, że możemy nie wrócić żywi z tej wyprawy. Ty pozostajesz skupiony na zadaniu. Zdeterminowany. Ludzie odreagowują świadomość możliwej śmierci inaczej. Niech gadają o pierdołach. Niech próbują zarywać panny. To zawsze może być ich ostatni raz. To jedna z niewielu mądrych rzeczy jakie wyniosłem z armii. Bo gdy przyjdzie czas, dopiero wtedy się okaże kto ustoi w szeregu, a kto schowa głowę w beczkę. Zadna rozmowa, żadne zapewnienia wcześniej tego nie pokażą.

- To bardzo mądre i głębokie, Wolf, ale obawiam się, że mało kto ma takie przemyślenia. Szczególnie to o byciu na moment. Wy ludzie w większości nie zdajecie sobie sprawy co ściągacie sobie na głowę. Czy to ignorancją, arogancją czy niefrasobliwością. Karl w karczmie w Barak Varr takie pierdoły gadał do karczmarza, że dziwiłem się, iż nikt nas zaraz po wyjściu nie napadł. Laura rzuciła się do mnie z pyskiem niesłusznie w domu kapłana i za tamte słowa powinna dostać bełt prosto w serce, a to tylko jeden taki incydent z wielu. Gomez gapi się na nas jak na robactwo i chyba tylko obecność Laury trzyma go w tej drużynie. Lotar jest rozsądny, ale dystans jaki ma do wszystkiego pokazuje, że jak zacznie brakować złota to rozejrzy się za inną robotą. Youviel szaleje, nie dziwię jej się po tym wszystkim co ją spotkało, i cholera wie dokąd się to potoczy. O nowych nic nie mogę tak naprawdę powiedzieć. - Galvin przerwał na chwilę - Nie jesteśmy bohaterami jakiejś powieści czy sagi. Jesteśmy z krwi i kości, każdy z nas ma swoje problemy, swoje sprawy i swoje życie. A ja widzę, że zarówno ty jak i ja wkładamy w to wszystko z własnego życia dużo więcej niż reszta. Mamy dużo więcej do stracenia. Na nas ciąży większa odpowiedzialność. I chuj. Reszta traktuje to jako nasz psi obowiązek, że tak ma być.

Człowiek trawił przez chwilę słowa krasnoluda. Był świadom różnic jakie dzielą członków drużyny. Nie widział w nich jednak niczego niezwykłego. Niesnaski jednak należało zażegnać, a to właśnie na nie zwrócił uwagę Galvin.
- Nigdy nie myślałem o nas jako bohaterach. Nie sądzę żeby opowiadano o nas w baśniach, nawet jeśli nam się uda. Gdy zaś powstaną opowieści, to nie będziemy my. Masz rację. Wkładamy w całą tą sprawę wszystkie nasze siły, bo mamy powód. Ty przysięgałeś. Ja bo… - nie dokończył. - Nie chciałbym… nie życzę nikomu z naszej drużyny, by odnaleźli w tej sprawie powód tej samej wagi, co ja, czy Youviel. Nie życzę im źle, to jedno. Nie chciałbym, bo wolę mieć przy boku kogoś kto nie rzuci się zaślepiony swoimi motywami do przodu, nie bacząc na otoczenie. Wolę żeby każdy z nich miał swoją własną motywację. Czy to będzie złoto, czy też obowiązek wobec zakonu. To są rzeczy, które łatwo nie przesłaniają trzeźwości myślenia. Jeśli zaś chodzi o to, co wkładają w wyprawę, to wiedz że każde z nich ryzykuje swoim życiem tak jak ty, czy ja. Racją jest że rzadko kiedy przychodzi nam ludziom myśleć o sprawach większych i istotniejszych niż te, które dotyczą nas osobiście. Niż te które możemy przeżyć. Lecz właśnie to czyni z naszego życia walutę, której nie należy traktować letko. Mamy swoje różnice. Z niektórymi masz przez to na pieńku. Tak. Lecz jeśli są gotowi postawić na szali zdrowie, życie, a i przecież duszę… - pokręcił głową. - to wkładają w całą sprawę, tyle ile tylko mogą dać. Odpowiedzialność leży też po ich stronie, nawet jeśli z pozoru tego nie widać. Jeśli masz z nimi zwadę, niech to nie będzie z powodu ich braku zaangażowania Galvinie, jeno z powodu różnic lub zbyt raptownie wypowiedzianych słów. Te rzeczy można dogadać… może prócz Laury - Wolf zrobił skwaszoną minę. - Można jej udowodnić że się myli, ale ona i tak tego nie zauważy. Nie zmienia to jednak faktu że jest z nami i robi to co do niej należy. Zawsze. Dla Gomeza cała sprawa stała się chyba osobista. Na to wskazują zapiski jakie zostawił nam Bragthorne. Nie sądzę żeby zostawił to wszystko dla innego widzimisie. Youviel… - westchnął. - Musi odnaleźć na nowo to co wydaje jej się że straciła. To jednak moje zadanie. Lotar… gdyby zależało mu tylko na złocie, dawno by nas opuścił. Nie płacę przecież na tyle dużo, by ryzykować duszą. Są łatwiejsze, bezpieczniejsze i równie dobrze płatne zajęcia.
Zrobił pauzę gdyż głos stał się na powrót chrapiliwy od zbyt wielu wypowiedzianych naraz słów.
- Kłótnie i niesnaski są nieuniknione. Różnice widać gołym okiem. Narwana kobieta, pijana elfka, oddany sigmarita i mag w jednym miejscu, zabójca trolli… sam widzisz, że jesteśmy barwną drużyną. Jednak wciąż trzymamy się razem i nie dobyliśmy przeciwko sobie noży. To coś znaczy. Pod tymi różnicami kryje się coś co nas łączy i sprawia, że mimo to razem borykamy się z Bragthornem i tym co próbuje osiągnąć. Kiedyś może byliśmy zbieraniną losowo dobranych osób. Jednak teraz dostrzegam tu coś więcej Galvinie. Spróbuj wybaczyć Laurze jej słowa, a Gomezowi spojrzenia. Spróbuj raz jeszcze się przyjrzeć naszym towarzyszom, ponad tym czym cię do siebie zrazili. Pamiętaj bowiem że mimo kłótni, nie ma wśród nas osoby, która nie doceniałaby twojego wkładu i twoich mądrości. Nawet jeśli o tym nie mówią.

Kiedy ostatnie słowa przebrzmiały krasnoludzka dłoń sięgnęła kołnierza rycerza, chwyciła mocno i potrząsnęła. Galvin nie miał już poważnego wyrazu twarzy… Z jego oblicza bił najzwyklejszy gniew.
- Wolf, kurwa, przestań pierdolić głupoty! Czytasz im w myślach?! Zwierzają ci się?! Czytasz ich pamiętniki po nocach?! Byś się, kurwa, nie domyślił niczego gdybym ci, kurwa, nie powiedział! Nie jesteś w stanie nawet uciszyć pyskówki między podwładnymi, a pieprzysz o jakiejś cholernej więzi! Masz być, kurwa, Thazor’em, a masz pieprzoną postawę życzeniową! Wystarczy jedna porządna kość niezgody, jedna kryzysowa sytuacja, a zaczniemy się sobie rzucać do gardeł! I co wtedy powiesz?! “Nie no kłótnie to coś normalnego”?! Weź się w garść człowieku, albo się obudzisz z ręką w nocniku! - Migmarson puścił Wolfganga z groźnym błyskiem w oczach i wycedził - Nie jesteśmy bohaterami z pieprzonej bajki. Nie damy sobie w pysk i się nie pogodzimy, klepiąc po ramionach “ale fajna rozróba”. Nie jesteśmy pieprzonymi akapitami tekstu zapisanymi w czyjejś księdze, którą sobie, dla rozrywki, inni czytają, aby marzyć o przygodach i dalekich krainach…

Wolf złapał rękę Galvina gdy ten nim potrząsał. Gdy zaś krasnolud powiedział co miał powiedzieć odtrącił jego dłoń. Wzrok człowieka był zimny.
- Póki co Galvinie ty się najbardziej burzysz. Doszukujesz się niezgody i tylko czekasz, aż wszystko pierdolnie. Takie sprawiasz wrażenie. Mówisz że mam postawę życzeniową? Bo ją kurwa mam! Bo chcę wierzyć że nam się uda. Więc skończ pieprzyć o tym jak to skaczemy sobie do gardeł. Nie każę ci być dla wszystkich dobrym wujkiem, ani klepać kogokolwiek po ramieniu. Chcę żebyś wyszedł ponad to czym się tak kurwa zrazili. Chcę żebyś w razie jak się zrobi gorąco nie zawahał się tylko i wyłącznie przez to, że Laura cię obraziła, albo Gomez spojrzał na ciebie krzywo o jeden raz za dużo.
Nachylił się nad krasnoludem i złapał dłonią jego potylicę. Mówił cicho, bo nie chciał aby ludzie wokół słyszeli co gadają… o ile znali język.
- Nie dowodzę grupą druhów, którzy znają się od lat. Wręcz przeciwnie. Jesteśmy bandą samotnych wilków, ale jakoś kurna napieramy do przodu watahą. Ja nie zamierzam się oglądać, ani patrzeć na swoje plecy, jeśli mamy ścierać się z Bragthornem. Nie mam tej swobody, by panikować pod wpływem paranoi - westchnął ciężko pozwalając by emocje uleciały. - Wiem, że mogę na ciebie liczyć. Nieraz to udowodniłeś. Mam nadzieję, że inni też na to zasłużą. Mogę ci obiecać, że zwrócę uwagę na to co rzekłeś. Nie pozwolę by cokolwiek stanęło nam na drodze do pokonania przeciwnika.

Nie widać było, aby któregokolwiek ze słów Wolfa uspokoiło krasnoluda. Zamiast tego odpowiedział. Bardzo cicho, ale wyraźnie.
- Będę. Cię. Trzymał. Za. Słowo. - powiedział złowieszczo - Swojego zaś nie cofam. Dla krasnoluda słowa mają wielką wagę. Kto o tym nie pamięta... - Galvin pokręcił głową i wyszarpnął się Wolfowi - Idź. Wrócę do karczmy najszybciej jak zdołam.

Wolf wyprostował się. Patrzył przez moment na krasnoluda, po czym kiwnął głową. Wielu rzeczy musiał się jeszcze nauczyć. Na przykład o różnicach między rasami, które tkwiły pod podszewką charakteru. Do tej pory nie sądził, że uwagi Laury mogły kogoś dotkliwie urazić. Po wszystkich spływały jak po kaczce. Widać był w błędzie.
- Będziemy czekać.
Odwrócił się i skierował w stronę karczmy.
 
Jaracz jest offline