Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2015, 22:21   #38
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
DETROIT LATO 2010 noc 2


-Światła… Światła! Nie ma świateł ! Rozbite! - wrzeszczał Paul podtrzymując biegnącego Phila. Na szczęście adrenalina i szok pourazowy trzymały murzyna w kupie i nie pozwalały mu się zmienić w jęczącą kupkę bólu.
Na szczęście…
Ale na tym szczęście ich się kończyło. Za Paulem i Philem było widać biegnące osobniki. W półmroku korytarza, przypomniały przygarbione humanoidy. Przypominały ludzi.


Prawie… Ich skóra była biała, im ciała muskularne i garbate i oczy … dziwnie błyszczące Ich suta pełne kłów, a dłonie zakończone długimi pazurami. Szponami zdecydowanie nieludzkie. Część z nich biegła na dwóch nogach, ale większość zdecydowanie korzystała z wszystkich czterech kończyn, jak przerośnięte zwinne małpy. Nie czas zresztą było się tym przejmować, krąg światła w recepcji był już w zasięgu trójki uciekinierów. Tylko trzeba było się tam dostać. Karl Hobbs słyszał za sobą sapanie Paula, ale w tej chwili nie przychodziło mu do głowy by zwolnić i pomóc sąsiadom. Instynkt podpowiadał bowiem jasno: uciekać do światła!
Wpadli tam, ale ten fakt nie zwolnił bynajmniej stworów. Te ruszyły za nimi także w krąg światła, ale gdy się w nim znalazły… wyraźnie zwalniały i poruszały się ostrożniej. Nie bały się światła.
Tylko nic w sztucznym świetle nie widziały. Ich oczy były zbyt czułe na takie natężenie jasności.

Nie czyniło to ich bezbronnymi więc trójka mężczyzn wypadła na parking i zobaczyła jak w ich kierunku podjeżdża Olga zatrzymując z piskiem opon vana.
-Wsiadajcie szybko!- krzyknęła i cała trójka wpakowała się do wozu, a Olga ruszyła z piskiem opon. Nie pytała co się stało. Nie musiała. W środku był także Brian z uratowaną lekarką i wyraźnie przerażony Bert mamroczący coś o monstrach w krzakach. Nie padły pytania… nie było na to czasu.
Olga ruszyła z kopyta, tym bardziej że stwory ruszyły za nimi opuszczając szpital.


Jakoś nikt nie mówił w drodze powrotnej. Miasto było ciche, choć teraz gdzieniegdzie słychać było strzały, a nawet krzyki. Gdzieniegdzie zaś były widoczne garbaty sylwetki unikające świateł miasta i przemykające zaułkami. Miasto tylko pozornie było ciche, miasto tylko pozornie było opustoszałe. Wszyscy w vanie to wiedzieli. I ta sytuacja odbierała im ochotę do rozmowy.
Udało się jakoś zatamować upływ krwi u Phila. Lekarka popadła w katatonię, a reszta rozglądała się czujnie po okolicy. Cisza ta w końcu została przerwana wiązanką rosyjskich słów z usta Olgi i charczeniem silnika.
Samochód zwalniał, a kobieta poinformowała resztę.- Paliwo się skończyło. Jedziemy na oparach.
Faktycznie zwalniali coraz bardziej.Niemniej zobaczyli promyczek nadziei.


Porzucony z jakiegoś powodu samochód policyjny. Opancerzony samochód policyjny… ale czy to była szansa, czy może przynęta w pułapce? Czemu bowiem taki pojazd stał pośrodku ulicy. Gdzie byli funkcjonariusze? Co się z nimi stało?

DETROIT LATO 2010 dzień 3



Trzy kobiety w imprezowych ciuszkach. Okryte jedynie kocami. Trzy kobiety w postapokaliptycznym mieście. To brzmiało jak… początek kiepskiego pastiszu Mad Maxa dla dorosłych. Mad Maxine XXX może?
Tara Lantana pewnie by się uśmiała, gdyby sytuacja nie dotyczyła właśnie jej. To ona przechodziła przez opustoszałe Detroit wraz z Aiko i JC. To ona właśnie oglądała nowe oblicze miasta.

[MEDIA]http://www.aljazeera.com/mritems/imagecache/mbdxxlarge/mritems/Images/2015/4/18/b48d0f2b108f48ba8ebe8b80baf5302d_18.jpg[/MEDIA]

Porozbijane szyby, uszkodzone samochody, plamy krwi, pożary… jak w strefie wojny. Tylko trupów brakowało. No właśnie. Gdzie były trupy? Co się działo z ciałami?
Choć po prawdzie to teraz Tarę bardziej interesowała nietykalność jej własnego ciała. Niestety szykował się dla trójki kobiet spacer przez pół miasta. Nic więc dziwnego, że i JC i Aiko miały niewyraźne miny. Taki spacerek w szpilkach? I to przez mało bezpieczne dzielnice Detroit?
Trzeba było coś wymyślić, żeby wrócić do domu. A rozbite wystawy sklepowe, wręcz zachęcały do kradzieży… tym bardziej motywował do tego fakt, że w ciemnych zaułkach ulic czaiły się jakieś postacie. Może przyjazne, ale… JC i Aiko jakoś w to powątpiewały.

Ale w domu do którego dążyła Tara… również nie było różowo. Wrócili do niego Charlie i George, oraz Lilly Hopkins wraz chłopakiem. Ale ci co wyjechali Philem Hopesem nie wrócili na noc. Podobnie jak trójka dziewcząt. Być może zaginęli, być może byli martwi.
Po tym co wydarzyło się w nocy. Po próbach wdarcia się bestii mieszkań na parterze i zdobycia kamienicy, trudno było uwierzyć że przeżyli. Tylko zimna krew Wade’a i Alistaira uratowały sytuację, choć oczywiście śrutówki i broń palna wielce pomogły w walce z białasami. Czymkolwiek bowiem były te stwory, ich skóra była bardzo blada. I nie lubiły światła. I zabierały swych poległych.
Wade jakoś nie wierzył by czyniły to w ludzkim odruchu.
-Widziałem już taki głód w oczach. Gdy byłem w Korei… na wojnie. Te komunistyczne żółtki czasami… zjadały swoich zmarłych z głodu. Te stwory… spoglądały tak samo na swych poległych.- tym jakże przyjemnym akcentem Wade zaczął zebranie w świetlicy ich budynku. Zebrali się tu wszyscy. I George Harris który całą noc krył się za drzwiami Alistair Dowson który prawie zginął wczoraj. I Charlie Belanger... Ten ostatni zresztą grzebał przy przyniesionym odbiorniku radiowym, bo dziś rano miał wrażenie, że coś usłyszał w tym radio. Byli tu wszyscy, poza Rose Bernstein która zajmowała się małą Katie Harper, małą Alice Hoover i załamaną Mindy Hoover. Mimo, że także jej mąż zaginął Rose trzymała się dzielnie.
A reszta… dyskutowała, coś wszak trzeba było postanowić. Wszak ta absurdalna sytuacja, która wydarzyła się w nocy była ich rzeczywistością. Musieli postanowić co robić w tej sytuacji, a gdy tak rozmawiali odbiornik przy którym majstrował Charlie w końcu wypluł z siebie coś więcej poza szumem.
Dźwięk nie był najlepszej jakości, prawdopodobnie chmura nie rozproszyła się na tyle, by sygnał nienaruszony przenikał przez nią. Słowa więc były niewyraźne.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2ZxqRmqPxnc[/MEDIA]

Ale przekaz… jednoznaczny.
- Kurde… to jakieś… żarty?- Bruener skomentował te słowa drżącymi ustami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-06-2015 o 14:34. Powód: poprawki :(...ważne poprawki
abishai jest offline