Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2015, 13:54   #12
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
- Wina karczmarzu, ale zaraz! – zawył radośnie i charcząco gruby mieszczanin w średnim wieku, siedzący przy jednym ze stołów karczmy „ Pod Kocim Łbem”. Popluł przy tym obficie towarzysza resztkami gulaszu, który osiadł mu na brodzie, wąsach i między zębami. Mężczyzna odwrócił się i dyskretnie wytarł twarz rękawem, od łokcia aż po mankiet.

- Zara to dam, ale w dupę, zboczony frędzlu! – karczmarka wracająca z dokładką gulaszu chlasnęła szmatą jego rękę, niechybnie zmierzającą ku jej falującym pośladkom.

- Miejże wiatraki lepiej przy sobie jegomość – rzekł ze śmiechem niski młody mężczyzna z długimi włosami, który dosiadł się do stołu, uprzednio wieszając na stojaku kapelusz z szerokim rondem.

- Torben Wyjec! Karczmarzu, dajcie cały dzban wina! - zawołał mieszczanin i chlasnął otwarta dłonią o swoje kolano.
- Ludzi dziś niewielu – powiedział przybyły mężczyzna kołysząc się na koślawym krześle.
- Bo upał taki, że się ludziska po norach chowają za cieniem goniąc.
- Ale żem trafił, żeście akurat za stołem zasiedli… - zamruczał zadowolony
- A co? Tak was suszyło sąsiedzie? – grubas przyjaźnie zdzielił niskiego pięścią w ramię. Ten zaśmiał się i pomasował pulsujący mięsień, kiedy mieszczanin nie patrzył.
- No ma się rozumieć, że w gardle sucho – wtrącił trzeci z siedzących mężczyzn - Śpiewalim z Torbenem caluśką nockę, to i se chłopak gardło aż do butów osuszył – sam zaśmiał się chrapliwie i łyknął porządnie z glinianego kufla. Czerwone wino pociekło mu z kącika ust w dół, aż do brody, ale pijącemu zdawało się to nie przeszkadzać.

Kania uniosła brew w geście rozbawienia przysłuchując się wymianie zdań pomiędzy mężczyznami. Zapowiadała się niezła libacja.
Jej wejście nie zwróciło niczyjej uwagi. Zresztą jak już wcześniej zdążyła usłyszeć w karczmie nie było wielu klientów.

W narożnej części izby, tuż obok drzwi kuchennych, otoczony barem niczym murem chroniącym przed nadgorliwymi gośćmi, stał Gormug, właściciel gospody i potężnego korpusu obwiązanego szarawym, poplamionym tłuszczem i sadzą, fartuchem. Był wysokim i barczystym człowiekiem, o zmęczonej twarzy, która lata młodości miała już za sobą. Kaprawe oczka oberżysty co rusz omiatały salę spod ciemnych krzaczastych brwi, a ręce niczym w tiku nerwowym czyściły gliniane naczynia rządkiem ustawione za jego plecami.

Shar zbliżyła się do kontuaru i przywołała karczmarza.
- Dajcie mi gospodarzu kufel schłodzonego piwa – powiedziała kładąc na blacie cztery lisy.
Gormug płynnym ruchem zgarnął monety i chwilę potem, bez słowa postawił przed kobietą zamówiony napój.
- Macie chwilę? – zagadnęła ponownie – chciałabym was o coś zapytać.

Twarz oberżysty nagle zrobiła się czujna.
- Czego panienka życzy? – spytał trochę podejrzliwie

- O męża Mani Chromej spytać chciałam. Podobno pił u was, w noc w którą zaginął ?
- Ano mówiłem już, że tak. Pamiętam dobrze, bo mi się kut… ehem dziad jeden o kilka lisów wykłócał, że niby kufle źle policzyłem i niepełne lałem. Tfu! – splunął na ziemię demonstrując swój niesmak. – A co?
- Szkoda mi kobieciny i jej syna, więc szukam co mogło się chłopu przydarzyć.
- A to z Torbenem pogadać powinnaście panienko, bo to kompan był jego serdeczny od kielicha. – burknął wskazując na znanego jej już niskiego młodziana.

Kania rzuciła okiem na stół, przy którym w najlepsze bawili się gadatliwi goście. Westchnęła głośno, skinęła głową karczmarzowi i wychyliwszy resztę piwa ruszyła w stronę wesołej kompanii.


Kilka pacierzy później Kania podążała już drogą, którą zazwyczaj wracał mąż Mani. Od kompana zaginionego dowiedziała się także, że ten zamierzał wracać wprost do domu, rozeźlony kłótnią z karczmarzem.
Nietrudno było użyć kobiecego czaru na podpitych mężczyznach . Gadali jak katarynki.
Ba! Nawet jej towarzyszyć chcieli i drogę pokazać, ale udało jej się wymknąć kiedy córka karczmarza postawiła kolejne dzbany wina na stole.

Shar rozglądała się po okolicy szukając jakichkolwiek znaków czy śladów mogących jej pomóc w poszukiwaniach, ale w głębi ducha wiedziała, że po takim czasie trudno było na cokolwiek liczyć.
W końcu dotarła do ulicy Zduńskiej, przy której Mania znalazła wisior męża. Uliczka jakich wiele było w tym mieście, chociaż dzielnica zdawała się być dużo bezpieczniejsza niż Zaułek.

A jednak to właśnie tutaj rozegrał się dramat.
Kania dokładnie zbadała każdy skrawek feralnego miejsca. Jednak zgodnie z przypuszczeniami nie zauważyła niczego specjalnego. Była zła. Musiała wrócić tu jeszcze i rozejrzeć się po dachach. Może tam odnajdzie jakiekolwiek wskazówki co do tego czym mogło być to, co porwało mężczyznę i dziecko.
Kobieta wyjęła z sakwy kawałek dobrze wyprawionej, cieniutkiej skóry królika oraz odłamek węgla drzewnego i kilkoma pociągnięciami narysowała plan okolicy, obchodząc sąsiednie uliczki. Ku swojemu zaskoczeniu w pobliżu Zduńskiej odnalazła dom, sprzed którego porwano dziecko wymienione przez Dhube.

A więc istniało powiązanie pomiędzy tym miejscem, a ofiarami morfa!
Po raz pierwszy od wielu godzin na twarzy Shar zagościł uśmiech. Tutaj musiała szukać. Przyczaić się nocą, kiedy potwór ponownie ruszy na łowy.
Do wieczora nie zostało wiele czasu. Musiała wrócić do wieży i przygotować się na nocne łowy. Dhube powinna być zadowolona.
Z tą myślą Kania ruszyła szybkim krokiem do domu.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline