Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2015, 00:26   #111
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Całą mocą trzasnął w drzwi młotem!
Drzwi zatrzęsły się aż spomiędzy desek posypał się kurz i pył. Trafiona deska pękła dopiero przy drugim uderzeniu, a Hammerfist uczepił się jej, jakby za drzwiami czekał na niego legendarny skarb jego pobratymców.
Za sprawą gwałtownego pociągnięcia drewniany fragment pofrunął za plecy khazada, którego dłoń już znajdowała się w środku macając w poszukiwaniu rygla.

Z pomocą zwerbowanego naprędce Edmunda otworzyli drzwi. I zaczęło się. Krasnolud wpadł do środka i niemal natychmiast, szybkim ciosem w kolano najprawdopodobniej strzaskał przeciwnikowi rzepkę kolanową. Już szukał sobie kolejnego przeciwnika...

- Dosyć! - wydarł się Heintz, a Hammerfist z trudem opanował chęć wydania stwierdzenia, by spierdalał na sosnę, ale jak zauważył siły przeciwników zostały dostatecznie przetrzebione. Został tylko Salvatore i jego dwóch ochroniarzy.

Gdy Salvatore zaczął mówić Hammerfist po części go rozumiał. Barzini chciał go w końcu zabić. Sam zaczął, więc ma to, o co się sam prosił - drugi, znacznie szerszy uśmiech poniżej tego pierwszego. Cały problem polegał jedynie na tym, że Salvatore zabił gościa festiwalu. Oni zaś byli odpowiedzialni za to, by takie wydarzenia nie miały miejsca. Oczywiście czasem nie da się tego uniknąć w szczególności, gdy ma się do czynienia z przestępczością zorganizowaną, ale wtedy należało złapać i przykładnie wsadzić mordercy kij w rzyć i przeparadować po mieście jak z chorągiewką. Albo po prostu posłać pod zieloną trawkę. Albo doprowadzić przed sąd.
Czasem też zdarzało się, że zabójca ucieknie.

To jednak, by pozwolić na zamordowanie ochranianego człowieka, a następnie z własnej woli wypuścić prowodyra nie mieściło się w głowie Hammerfista. Gorzej. Znacznie gorzej. Godziło w jego osobisty honor.

Z drugiej jednak strony Salvatore miał rację...




Nagle w powietrzu znalazł się mieszek z pieniędzmi. Heintz złapał go i schował za pazuchę.

- Odstąpcie od nich - odezwał się kiełbasiarz, zaś krasnolud nie wiedział czy ma się uśmiechnąć na widok skurwiela biorącego łapówkę za milczenie tym samym mogącego być oskarżonym o współudział w morderstwie, czy może go wyśmiać. Przez własne niezdecydowanie nie zrobił niczego oprócz spojrzenia na Heintza tak, jakby za chwilę miał wbić go w podłogę jak, nie przymierzając, gwóźdź, a tymczasem mafiozo i jego goryle właśnie przysposabiali się do opuszczenia lokalu.

Jost próbował jeszcze przekonać Heintza, że źle robi wypuszczając Salvatore. Arno zgadzał się ze swym towarzyszem, ale jednocześnie miał tak głęboko między pośladkami zdanie swojego szefa, iż czuł jak jego żołądek je trawi.

Zwrócił się do głowy rodziny i ukłonił lekko, by okazać szacunek bossowi mafijnemu. Nie spuszczał ich jednak z oczu i nie opuszczał broni.

- Don Salvatore, łaska jeśli, to czy moglibyście podać powód mi, dla którego po imperialnych mamy nie posłać strażników z wiadomością, jakobyśmy pojmali was na uczynku gorącym lub bym nie rozkwasił czaszek waszych rękami własnymi? Bo widzicie, jako mnie wynajmuje się, to dokładnie jak mogę tylko wykonuję obowiązki moje. Pod moją zatem gość każdy ochroną. Wyście zajebali gościa nam. Szują był? Wykluczonym nie jest to. Aleście w miejscu zrobili złym to. Dlaczego wolnymi puścić mamy pana i towarzyszy pańskich? - zapytał Arno.

- Bo ci don Heintz tak kazał, capisci? - odparł Tilleańczyk rezolutnie, jakby to było oczywiste i zawinąwszy peleryną ruszył ku zapleczu.

"Don" z niego, jako ze mnie długouchy - pomyślał i zaczął ponownie.

- Wogóleście mnie, mówiąc prawdę, don Salvatore nie przekonali - powiedział, ale Salvatore wyszedł. W khazadzie coś zawrzało. Jost jeszcze próbował przekonać ich, by odpuścili.

- Po trupie moim! - wrzasnął Arno i zaszarżował na dwóch uciekających ochroniarzy z zamiarem przebicia się w pogoni za Salvatore. W biegu miał zamiar trzasnąć jednego z ochroniarzy obuchem i dorwać szefa. Kątem oka widział biegnącego razem z nim Edmunda.

Jeden z ochroniarzy zagrodził im drogę, ale szybko sobie z nim poradzili. Choć Arno trafił jako pierwszy nie wyrządził mężczyźnie większych szkód. W przeciwieństwie do atakującego niemal równocześnie Edmunda. Tak skutecznie nie był w stanie się bronić. Pierwszy cios ledwie zranił ochroniarza, lecz już drugi niemal odrąbał rzepkę od stawu kolanowego. Nie tylko mięśnie i ścięgna zostały przecięte, ale również żyły.
Nieprzytomny zwalił się na ziemię. Za kilka chwil wykrwawi się.

Hammerfist nie czekał jednak na to. Razem z Edmundem wymięli poddającego się drugiego tileańczyka.
Wpadli na zaplecze kuchni, a następnie do samej kuchni. Przez otwarte drzwi, odskakujące od ościeżnicy przez zbyt mocne trzaśnięcie, zobaczyli biegnącego sprintem Salvatore. Biegł w kierunku rzeczki. Miał pistolet.

Pościg nie zatrzymał się ani na chwilę.

- Ja od lewej, ty od prawej, musimy go zapędzić do rzeki - wysapał Edmund przeskakując nad żerdziami zagrody.

- Morderca! Łapać mordercę! Z duchem, chłopy! - darł się na cały głos Arno grając tak, jak zaproponował Edmund.
Niejeden strażnik znajdował się w mieście i khazad miał nadzieję, że ktoś go usłyszy. Ktoś wesprze pościg. Nic takiego się nie stało.

Okazało się, że albo plan Stirlandczyków działał, albo Tilleańczyk właśnie ku rzeczce biec zamierzał. Przeprawił się przez potok brocząc po uda w wodzie.
Arno pierwszy dopadł do brzegu dowodząc teorię, że khazady bardzo niebezpieczne są na krótkich dystansach. Kiedy jednak przeprawili się przez rzeczkę, to Edmund pierwszy z niej wyszedł, gdyż Arno broczył w wodzie niemal pod pachy.

Don Salvatore biegł w ciemnościach wprost na palisadę. Kanincher za nim. Na końcu Hammerfirst.
Kiedy Edmund dobiegł do muru zobaczył jak Tattaglia siłował się chwilę z podstawioną tam drabiną, aby ja wciągnąć siedząc okrakiem na palach. W końcu dał za wygraną i gdy Stirlandczycy byli już tuż tuż, kopnał ją tylko i upadła w trawę. Tattaglia zeskoczył po drugiej stronie. Rozległ się strzał pistoletowy a potem dal się słyszeć tętent wielu rozbiegających się kopyt końskich.

Hammerfist natychmiast złapał i postawił drabinę. Bez zwłoki wspiął się na nią, by zobaczyć cwałem oddalającego się uciekiniera. Przed nim i za nim znajdowały się spłoszone przez niego konie. I żadnego innego w pobliżu. Nawet najgorszego wałacha.

- Jebaniutki - sapnął zeskakując z palisady. Obok siebie usłyszał zeskakującego Edmunda, ale ponownie nie czekał na nic. Popędził za uciekającym konno Tileańczykiem licząc, iż stosunkowo niedaleko zwolni czując się bezpiecznym.

Choć przez kilkaset metrów był w stanie utrzymywać kontakt wzrokowy lub słuchowy. Ten jednak urwał się na wzgórzu i nie powrócił, kiedy krasnolud tam dotarł. Zobaczył jednak, że coś pasie się na łące. Miał nadzieję, iż nie jest to krowa.




Koń! To był koń! Rżał, kłapał zębami i stawał dęba na ich widok, ale był to czarny, osiodłany ogier. Najprawdopodobniej był to jeden ze spłoszonych przez wystrzał.

- Spokojnie, spokojnie - Edmund wystawił rękę ku zwierzęciu, aby delikatnie dotknąć jego nozdrzy.

- Zostawił cię tutaj na pastwę losu i wystraszył pistoletem, kanalia jedna. Spokojnie malutki - mówił dalej zbliżając się do zwierzęcia, które nie zaprotestowało.

Edmund złapał konia za uzdę i spojrzał na Arno z niedowierzaniem:
- Patrzcie państwo, pomogło. Nazwę cię Pieszczoch. Co teraz? Widzisz cokolwiek? Masz jakiś pomysł co dalej? Bo ja gówno widzę w tych ciemnościach.

- Za synem kurwim - powiedział wdrapując się na konia.
Miał zamiar kierować Edmundem tak, by ten jechał za don Salvatore. A tam, gdzie wydawało mu się, że jest uciekinier.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline