Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2015, 22:31   #90
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Czarodziej zwrócił swoje słowa do Wolfa -Ja nie mam pomysłu by drogą oficjalną zdobyć magiczny oręż. Gdyby było więcej czasu można by przedstawić naszą sprawę kolegiom albo zwrócić się o pomoc na sam dwór Imperatora. Zdarza się że użyczają zaklętą broń w sytuacjach wielkiego zagrożenia a właśnie z takim przyjdzie nam się mierzyć. Lecz nie sprzyja nam czas i odległość.- A i prawdę powiedziawszy Manfred nie spodziewał się by nawet przedstawiając odpowiednim instytucjom ich sytuację doczekali się rzeczowej pomocy. –Za to wyrywać to ostrzę z rąk czarowników? Jak dobrze zrozumiałem ta wyspa to coś w rodzaju arabskiego odpowiednika naszych kolegiów magii, czyli instytucja państwowa. Wypada nam ich jedynie prosić o pomoc. Szukajmy w nich sojuszników a nie potencjalnych wrogów. Trzeba to załatwić dyplomatycznie.- Manfred przeniósł spojrzenie na elfke. -Youviel, szkoda że Cię nie było z nami. W Kruczym Teatrze trafiliśmy na kogoś, kto mógł coś powiedzieć na temat snów.- Uznał, że warto o tym wspomnieć, chociaż stan towarzyszki i zbliżający się termin wypłynięcia raczej nie dawały szansy nadrobienia tego tego pominięcia. Teraz wzrok czarodzieja powędrował ku uczniowi sławnego Josefa Bugmana. -[i]Galvinie, jeśli hipoteza z dżinem okaże się prawdziwa, będzie trzeba wcześniej czy później wrócić do Barak Varr… wszakże tam pozostaje jeden z kryształów. Trzeba też zdobyć odpowiedni pojemnik. Ołowiana skrzynia czy kuferek, szczelnie domykający się. Widywałem też kasetki wykonane z obsydianu, ale nie jestem pewny ich skuteczności.

- Ja bym był naprawdę ostrożny był w wyrywaniu z takiego miejsca czegokolwiek, nie mówiąc o potężnym zapewne artefakcie na nieumarłych w krainie, gdzie te nieumarłe plugastwo się ulęgło. - Hans postanowił zwrócić uwagę do wypowiedzianych słów Wolf’a. - Jeśli te Wyspy to taki odpowiednik naszych Kolegiów, pałaców, skarbców czy twierdz, to zapewne dysponują na tyle potężnymi osobami i środkami, żeby sie zabezpieczyć na różne okazje. A przekonać można naprawdę wiele osób bez jakichś ryzykownych zagrań. - Manstein postanowił spełnić swój kapłański obowiązek i namawiać do zachowania rozsądku tak na wszelki wypadek. Podrapał się po brodzie nad słowami Karla. - To chyba nie powinno być jakieś schronienie dla heretyckich i plugawych magów. Gdyby tak było wydaje mi się, że wspomniane było o takim miejscu podczas nauki w katedrach… - mówił z zastanowieniem, choć pewności brak było w jego głosie. W końcu była mowa o odległej krainie, nie będącej nawet sąsiadem ich ojczyzny. - Lepiej jednak być faktycznie czujnym, choć zbytnia podejrzliwość bywa tak samo szkodliwa jak lekceważenie zagrożenia - dodał na koniec wzruszając ramionami i sięgając po kufel z winem. Spojrzał na swoje notatki zastanawiając się co jeszcze w nich przeoczył.

- To prawda... - mruknęła Elena na słowa Hansa o zabezpieczeniach na wszelkie możliwe okazje. Sama przecież miała możliwość przekonać się, jak wygląda złodziejski fach w miejscach magicznych. - Nim zdążymy pomyśleć, żeby ukraść, to już będą wiedzieli, kiedy dokładnie nas złapią - dodała kwaśno jakby do siebie. Potem zerknęła na Mafreda:
- Siłą możemy im tego nie zabrać, spryt też się zda na niewiele - A kiedy Manfred powiedział o szukaniu sojuszników, dziewucha kiwnęła dwa razy głową, upiła wina i powiedziała:
- O tak, właśnie o tym... - i czknęła sobie porządnie. Chyba powinna odstawić już wino. Ale sama jeszcze o tym nie wiedziała.

- Oby posłuchali - rzekł Wolf. - Zatem przybite. Płyniemy na wyspę. Potem Al-Haikk.
Nalał do kielicha wina ze stojącego na stole dzbana i upił potężniejszy łyk. Otarł usta wierzchem dłoni.

- Tutejsze wino jest zdecydowanie lepsze niż ichniejsze piwo - zauważył po czym wrócił do tematu. - Ponoć sułtan czy tam kalif też się wyznaje na magii. Jeśli nie powiedzie się nam na wyspie, zawsze możemy spróbować u władyki. O ile zechce nas przyjąć. Jeśli jednak Arab, którego wzięliśmy na spytki nie kłamał, to lud zamieszkujący tamte rejony z reguły jest bardzo gościnny.

Karl skrzywił się teatralnie na słowa Wolfa, choć wiedział dobrze, że czasami trzeba walczyć ze złem sięgając po równie paskudne zło, ale i tak mu się to nie uśmiechało. Jeżeli chcieli płynąć na wyspę i wódź tak zadecydował, on nie miał wiele do dodania. Za to uśmiechnął się promiennie do kelnerki, o wdzięcznym imieniu Rosa, która widocznie nie mogła podjąć jednoznacznej decyzji. Co zresztą nie umknęło jego uwadze. Odbierając od niej posiłek musnął jej dłoń swoją dłonią mówiąc:
- Dziękuję.. wygląda przepysznie. Może mogłabyś mi poradzić.. z jakim trunkiem najlepiej wydobyć smak tej cudnej potrawy?
Skoro miał płynąć na wyspę czaromiotów, równie dobrze mógł spróbować swojego szczęścia z kelnerką. Kto nie ryzykował nie żył. Poza tym, Sigmar raczył wiedzieć czy arabscy igrający z ogniem plugawcy przyjmą ich z otwartymi ramionami. Równie dobrze mógł to być jego ostatni rejs... i przynajmniej nie miał na myśli upijania się w trupa, co całkiem nieźle wychodziło niektórym członkom ekskapady.

- Galvin - rzekł Wolf podnosząc kufel do towarzysza. - Czy to składniki na twoje słynne piwo?
Wskazał na skrzynkę i beczki, jakie mu wtachali do karczmy tragarze. Podejrzewał że tak, lecz po ostatniej wizycie na targowisku sam nie był pewien czy khazad w końcu nie zdecydował się na jakiś towar do przehandlowania w Arabii.
Machnął ręką na drugą kelnerkę by przyniosła więcej wina. Zdecydowanie za szybko się kończyło. Nawet jeśli nie było tak dobre jak trunek khazada. Gdy postawiła antałek na stole nieświadomie zapatrzył się w jej piersi.

- Ta. Składniki, trochę pierdół oraz pergamin. No i napitek na drogę. Jedną z beczek zachowamy, wyczyścimy, a potem w niej uważymy piwo, które sprezentujemy arabskim władykom. Ważne tylko aby nie transportować tego po pustyni. Okręt, piwnica, miasto… byle nie pustynny skwar, a będzie dobrze - odparł Galvin.

Gdy tylko Wolf oderwał oczy od kobiecych kosztowności zdał sobie sprawę, że antałek został mu zabrany. Youviel, która wyłączyła się z rozmowy na chwilę, właśnie dolewała sobie czerwonej cieczy do swojego kielicha. Na chwilę złapali kontakt wzrokowy. Elfka zaraz zerknęła za kelnerką a potem znów na Wolfa. Oddała mu antałek bez słowa.

Uzupełnił swój kielich patrząc pytająco na elfkę. Potem na kelnerkę, potem znów na Youviel. Doszło do niego że bezceremonialnie gapił się w biust dziewki. Już miał coś powiedzieć, ale stan elfki wymagał innego komentarza. Spochmurniał.
- Pij mniej - rzekł. - Dłużej będziesz się cieszyć swoim pijaństwem.

- Wcale się nie cieszę - odburknęła spiczastoucza. - Nie myślę i to jest dobre. Zawsze.

- Myślenie boli. - wymamrotał khazadzki piwowar.

- Aha… - mruknął w odpowiedzi mężczyzna. - Tak czy siak. Pij mniej. - Spojrzał z powrotem za oddalającą się kelnerką. Przypomniał sobie inną rozmowę z Youviel, w której to był na nią zły za dziwne pomysły jakie się w jej głowie zrodziły. Teraz już nie był taki pewien swojej reakcji.

Elfka mruknęła tylko w odpowiedzi. Duszkiem wychyliła co sobie nalała. Alkohol uderzył w jej słabą głowę tłumiąc zmysły. Jeszcze udało jej się odstawić kielich. Potem zsunęła się pod stół.

- Ech… - Wolf skwitował zachowanie Youviel westchnięciem. Zastanawiał czy nie zawlec jej do łóżka, ale uznał po chwili że równie dobrze może to zrobić później. Wpierw i tak musiał się udać za potrzebą. Zerknął pod stół, by upewnić się, że nic sobie nie zrobiła.
Upił jeszcze trochę wina i wstał od stołu. Potoczył spojrzeniem po tawernie obserwując bawiących się i rozmawiających klientów. Gdzieś tam ktoś siłował się na rękę. Ktoś inny grał w kości. Przez moment przemknęła rycerzowi przez głowę myśl, aby po powrocie dołączyć na partyjkę lub dwie. Zastanawiając się nad tym pomysłem wyszedł z karczmy.

Czarodziej skierował wzrok na Elenę i uśmiechnął się, gdy ta czknęła, ale mówił do wszystkich.
- Liczę że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Obywatelom Arabii nie spodoba się fakt, że gdzieś na ich ziemiach rośnie w siłę wielkie zło, szczególnie że wydają się nie przepadać za nieczystą tradycją nekromancji. Co prawda nie mamy twardych dowodów, by udowodnić swoje racje, ale mam nadzieję, że będziemy wystarczająco przekonujący, by uzyskać chociaż skromną pomoc.- Znowu wrócił myślami do tajemniczego kryształu, który znajdował się w krasnoludzkiej twierdzy - bez niego mieli tylko notki gromadzone przez Galvina i zeznania części drużyny. -Pozostaje mieć nadzieję, że nas wysłuchają, choć o audiencję u samego władcy może być trudno- skomentował. Wydawało mu się że obcego monarchę będzie ciężej zainteresować ich problem niż obcych ale przeważnie ciekawskich magów. Potem zwrócił uwagę na Youviel znikającą pod stołem, Wolfa, który na to szczególnie nie zareagował, a ostatecznie uznawszy, że to nie jego sprawa dopił zamówioną wcześniej zupę.

- Nie byłbym taki pewien. Arabia żyje handlem. Perspektywa zawiązania kontaktów z kimś, kto jest skory do ustanowienia nowego szlaku zapewne będzie tam chętnie widziana. Może nie od razu się wybierzemy do Kalifa, ale jeżeli skumamy się z czarodziejami, a potem z którymś wezyrem, to kto wie, może dostaniemy się na jakiś bal lub przyjęcie, albo zyskamy list polecający - rzekł piwowar drapiąc się po nosie.

- Taak… Przydałby nam się jakiś twardy dowód, że mówimy na poważnie… Ale pomysł, by dostać się jakoś w wyższe, sfery jest zacny. Mielibyśmy wówczas większe możliwości pozyskania większych zasobów i potężniejszych sojuszników na wyprawę. No ale trzeba się również liczyć z tym, że mogą udawać, że sprawa ich nie dotyczy lub bagatelizwać sprawę, nawet jeśli nam uwierzą wówczas… - Uwaga Galvina wydała się Mansteinowi trafna. Ten kalif wydawał się być wysoką figurą, jak u nich książę-elektror co najmniej. Jeśli tak było, dostać się ot tak, na audiencję, faktycznie mogło być bardzo trudno. A jak już wyznaczą im termin za pół roku, to też niezbyt ich ratowało. Realniejsze za to wydało mu się dostanie się pośrednio z okazji jakiejś uroczystości czy uczty, na której będzie lub przynajmniej zaznajomienie z innymi ważnymi w tym kraju. Ich wyprawa, jak każda zresztą, nie tylko magią i bronią będzie stała. - Nie byłoby chyba tak całkiem głupie obadać wpierw sprawę u miejscowych uczonych czy kapłanów. Może oni też coś wiedzą o tym rosnącym zagrożeniu. Cokolwiek bowiem by nie mówić my będziemy dla nich obcy i przybędziemy z zadziwiającymi wieściami. Co innego jednak jeśli będą miały one potwierdzenie u ich własnych, rodzimych źródeł - dokończył swoją myśl kapłan wzruszając ramionami. Wychodziło mu z kalkulacji, że jeśli ci Arabowie mają podobne myślenie co ich generałowie to ploty plotami a co informacje z własnego rozpoznania i wywiadu to jednak nie to samo. Insza inszość gdy obie się zgadzały. Nie znał jednak miejsc w które mieli się udać na tyle by zaproponować konkretne drzwi pod które należałoby zapukać w te sprawie.
 
Jaracz jest offline