Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2015, 19:26   #16
Ognos
 
Ognos's Avatar
 
Reputacja: 1 Ognos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skał
Po dniu pełnym przygód, gdy słońce zaczynało się chować za pobliskimi górami, przyjaciele zawitali do karczmy Bezpański Kuc, która była ich drugą ulubioną po Pod Kocim Łbem. Idąc na miejsce, wreszcie mogli zaczerpnąć świeżego powietrza, bardziej rześkiego, niż to w którym musieli prażyć się calusieńki dzień. Mimo wszystko alkohol, który dziś wypili pomógł im i dodał trochę tolerancji na żar tryskający z nieba.

Cyric przez całe popołudnie użalał się nad sobą i biadolił ile on to przegrał, że to co się stało było niemożliwe, i że chyba szczęście mu się zmorfowało. Pocieszeniem było dla niego to, że jest szansa się odkuć, dostać i wykonać zadanie. A co za tym idzie zarobić parę Łań. Im dłużej narzekał na swój los, tym bardziej był przekonany, że należy kuć żelazo póki gorące i jeżeli jest możliwość to z niej korzystać. Oboje wiedzieli, czym grozi odebranie zadania od informatora bez wiedzy Mistrza Brown'a. Już raz dopuścili się oboje złamania zasad Mistrza. Do dziś pamiętają jak ostro ich potraktował. Przez miesiąc zostali odsunięci od wszelkiej działalności Kleftisów, co było dla nich ogromnym ciosem, gdyż to było całe ich życie. Baltarys to bardzo kiepsko znosił, gdyż ojciec karcił go i wyszydzał z niego przy innych towarzyszach. Jest to najgorsza rzecz, jaka może spotkać syna ze strony ojca. Przynajmniej dla Baltarysa tak było… Cyric znosił to trochę lepiej, gdyż życie go tak ukształtowało, że był bardziej odporny na tego rodzaju zachowania. Lecz mimo wszystko nie chciał nigdy zwieść swojego Mistrza i przybranego Ojca.

Teraz sytuacja była inna, są starsi, bardziej doświadczeni, gotowi na to, żeby udowodnić Ojcu, że mogą i potrafią sprostać poważnym zadaniom, że powinien zlecać im więcej trudniejszych misji.

- Damy radę brachu – powiedział Cyric wycierając rękawem usta z piany. Piwo było dobre, korzenne. Czasem zastanawiał się, czy nie jest ono lepsze niż u Gormug’a.

- No ja mam nadzieję, że damy, bo inaczej ojciec już z nami zrobi taki porządek, że nie będziemy mogli się w domu zjawić… - odparsknął zamyślony Baltarys. – Aaale… ale za to jak nam się uda, to może nas awansuje i gdzieś przeniesie. Co Ty o tym myślisz, hę?

- Się zobaczy… No, to za nasze szczęście! Oby nam dopisało bardziej niż mnie dzisiejszego ranka – podnieśli gliniane kubki z napitkiem do góry i stuknęli się nimi aż miło zadźwięczało.

Gdy opuszczali karczmę był już środek nocy. Księżyc w kształcie rogala był już wysoko na niebie. Minęli kilku chłystków, którzy chcąc ulżyć swoim potrzebom załatwiali się nieopodal karczmy pod ścianę sąsiedniego budynku mieszkalnego. Nic dziwnego, że tu tak cuchnie w tym Zaułku… Jak ludzie tutaj szczają na okrągło na środku ulicy i gównami rzucają z okien to się nie ma co dziwić – pomyślał Cyric na odchodne.

- E, e, e, Baltarys a ty gdzie się wybierasz? Do domu w tę stronę, co Ty pijany jesteś? – krzyknął chłopak widząc, że Baltarys skręca nie w tą uliczkę co trzeba.

- Przeca mówiłem Ci, że jest zadanie do odebrania.

- No to chyba nie myślałeś, że puszczę Cię samego, nie? Jak już działamy razem to od początku do końca!
***
- Nie ma mowy! - Baltarys był nieugięty. - Spotykam się z informatorem w cztery oczy. I tak za dużo ci już powiedziałem.

Mimo więc próśb i protestów, Cyric musiał puścić przyjaciela samego. Niech go morfa capnie. Teraz przez niego nie będę mógł nawet oka zmrużyć. – rozmyślał, wracając powolnym krokiem do domu.
***
Obudził się rano z lekkim bólem głowy. Nie wiedział, czy to alkohol wypity poprzedniego dnia, czy kac po stracie całej swojej tygodniówki. A może to adrenalina krążąca w jego żyłach, gdy myślał o zadaniu, które mieli odebrać. Nie spał długo, rozmyślał jakie zadanie może im się trafić. Co było takiego ważnego, że Baltarys się o tym dowiedział? Czy przez miasto miał przemierzać jakiś wysoko postawiony kupiec, którego trzeba będzie pozbawić jakiejś drogocennej błyskotki? Może po prostu trzeba będzie kogoś śledzić? Nie mogąc się doczekać, ubrał się pospiesznie i wybiegł z domu na umówione spotkanie z przyjacielem. Jeszcze nie wiedział co go za chwilę czeka…
***

- Zostaniemy wpuszczeni do siedziby Darkbergów jako zwykli służący.

- Piętnaście Lwów!

- "KTOŚ prosi o oliwki, duże i czarne".

- Widziałeś kiedyś taką kasę?!

- Złodziej! Złodziej! Złapałem złodzieja! Luuudzie!

Gruby wąsacz. Sztylet… Sztylet, który Cyric dobrze znał… Krew. Tłum ludzi. Baltarys. Krew. Krzyk. Origa. Origa Torukia.

Ostatnia chwila przeleciała Cyric’owi przed oczami jak strzał z łuku trafiający zmorfiałego zwierza prosto w serce.

- Kurwa mać… - wysączył przez zęby chłopak szybko kalkulując co się teraz dzieje. Co ona tutaj kurwa robi?! I to na czele Tagmaty… W Zaułku!? Ja pierdolę, już po nas… Chwycił Baltarysa za kurtkę i pociągnął z całej siły, żeby wyrwać przyjaciela z objęć dogorywającego powoli wąsatego grubasa.

- Ogarnij się i spierdalamy stąd! Musimy ich zgubić inaczej o tych Lwach będziemy śnili do końca swoich dni w celi! – krzyczał gdy oboje rzucili się przed siebie zostawiając cały zgiełk, który rozpętali za swoimi plecami.
 
Ognos jest offline