Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2015, 22:58   #113
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ja pójdę. - powiedział Bert. - Nie mam broni poza językiem, którym władam jeszcze całkiem sprawnie. Każdy z was może rozwścieczyć krasnoluda, ale istnieje szansa, że na spokojne słowo brodacz zaniecha swoich zniewag. - gawędziarz spojrzał po ekipie. - Co wy na to?

- Pójdę z tobą, Bert. - odparł Yorri z niepokojem wpatrując się w krasnoluda. - Nie obraź się, ale tu słowo nie wystarczy. Tu trzeba krasnoludem być, bo ty, przyjacielu, za przeproszeniem gówno na tema Zabójców wiesz. A z nimi, trzeba ci wiedzieć, to nie takie hop i siup, sprawa załatwiona. Szczególnie jeśli taki akurat napity jest. Jak tamten. Czyli, idę ja z tobą.

- To my poczekamy po drugiej stronie bramy, coby w razie czego… - Eryk spojrzał na Josta, szukając u niego potwierdzenia. - No wiecie, zaciągnąć was z powrotem za mury. Nie wiadomo, czy w nerwach i na was się nie zamachnie. Niedomkniętą zostawimy, aby szybko zareagować.

- W razie czego przyjdziemy wam z pomocą - obiecał Jost. Co prawda nie był pewien, czy owa pomoc zdąży w porę i czy zda się na cokolwiek, ale wiedział, że kompanów w potrzebie nie zostawi.
Przez moment zastanawiał się, czy nie wsadzić krasnoludowi bełtu prosto w gołe dupsko. Wszak kto światu zadek wystawia, zwykle w niego dostaje.
Szkoda, że Arno nie ma, dodał w myślach. Akurat wtedy, gdy byłby przydatny, to sobie polazł.

- Zatem wychodzimy. - powiedział Bert patrząc na Rdestobrodego. - Trzymajmy się blisko i żadnej agresji, towarzyszu. Jak dobrze pójdzie obejdzie się bez walki z jego strony...

- Na drugiego krasnoluda bym się nie zamachnął - wtrącił się Yorri.

- ... i ucieczki z naszej… - uśmiechnął się gawędziarz. - Uchylcie lekko wrota.

- Najlepiej chodźmy wszyscy. - powiedział Heintz zachęcając resztę. - Ciekawi mnie czego ten gbur ode mnie chce. - Nabrał odwagi stając między Yorrim i Erykiem. - Dajcie Joszkowi kuszę - rozkazał strażnikom i jeden posłuchał gotowy do przekazania broni.
Jost, choć pełen wahań, wziął kuszę i parę bełtów.

- Nie jestem pewien czy pomysł aby Pan z nami szedł jest dobry, Herr Heintz. - powiedział poważnie, z troską o pracodawcę Bert. - Widziałem już zabójców trolli, którzy żyli po otrzymaniu połowy tuzina bełtów. - skłamał Winkel. - A ten jest największy jakiego widziałem w życiu. Z pewnością zdąży nas wszystkich zabić zanim Jost go poskromi kuszą. Moim zdaniem rozwiązanie siłowe odpada…

- To i racja - poparł przedmówcę Jost. - Najpierw by trzeba porozmawiać, wywiedzieć się, czego chce. Jak zobaczy tyle luda, i to z bronią, to w szał ani chybi wpadnie. No i wiadomo, że pana, Herr Heintz, będzie chciał jako pierwszego dopaść, na innych czy na rany nie patrząc.

Szkoda by było, gdyby Heintza kto ubił. Przynajmniej do chwili, aż nie zapłaci pracownikom, pomyślał..

Heintz poczerwieniał ze złości.
- Jakbym płacił z góry, to mnie można by ukatrupić tak? Niewdzięcznik podły! - z odrazą odsunął się od Schlachtera.
- No to idźcie sami. - poprawił nerwowo fryzurę.

- Nic takiego nie powiedziałem - odparł zaskoczony Jost. - Płacicie nam nie tylko za to, byśmy utrzymywali porządek, ale i za to, byśmy o was dbali, Herr Heintz. Jeśli tam pójdziecie, to możemy nie zdołać w porę zareagować. Chyba nie chcecie, by ten khazad pozbawił was życia. A on nie wygląda na takiego, co żartuje.

Heintz spojrzał na Josta nieco skołowany, bo faktycznie Schlachter zaprzeczył tak naturalnie, że kiełbasiarz zdawał się być zbitym z tropu i patrzył teraz oniemiały na Strilandczyka podejrzliwie, czy oby nie szcza mu tamten w oczy twierdząc, że pada deszcz.

Bert nie miał zamiaru dołączać do wymiany zdań między Jostem, a pracodawcą. Ten pierwszy był jego przyjacielem, ale ten drugi im płacił i od jego dobrego samopoczucia zależało jak długo posiedzą na festiwalu i ile zarobią. Ostatnie zachowania Arno czy Josta były trochę dziwne, ale Heintz nie należał też do osób, które dały się lubić. Obecnie Winkel musiał się skupić aby lada moment nie pokroił go wściekły brodacz… Wychodził na zewnątrz.

- Panie krasnoludzie! - zawołał Bert. - Proszę na chwilę się powstrzymać i ze mną porozmawiać. Chciałbym wyjaśnić zaistniałą sytuację.

- Przyszliśmy tu nie spętani jarzmem dyshonoru, a wszystko co uczynimy będzie z nim zgodne. - dodał, recytując formułę przysięgi. - W odpowiedzi oczekujemy tego samego, Drengi.

- My poczekajmy - zaproponował cicho Jost. - Najlepiej będzie, jeśli oni pójdą sami. Skoro są bez broni, to krasnolud im nic nie zrobi. To by było niezgodne z ich honorem.

Przynajmniej miał taką nadzieję...
 
Kerm jest offline