Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2015, 10:42   #18
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Cytat:
Napisał Mag
Tak bardzo nie miała ochoty wstawać z łóżka. Zimno poranka nie pomagało, a przez Mossa nie wyspała się. Przeciągnęła się ziewając, a na jej twarzy gościł błogi uśmiech. Wyswobodziła się z jego ramion i wstała. Narzuciła na swoje nagie ciało koc. Wciąż zaspana wyjrzała na zewnątrz. Za oknem słońce dawało pierwsze sygnały, że zbiera się do wschodu. Czule i z troską spojrzała w kierunku łóżka. Westchnęła cicho i nieśpiesznie skierowała się do stojaka z pancerzem.
Ubrała na siebie swój ekwipunek hałasując przy tym niemiłosiernie. Moss marudząc, że nie daje spać o tak nie ludzkiej porze zakrył głowę poduszką. Origa w odpowiedzi rzuciła w niego pustym kubkiem. Rzucanie przedmiotami w facetów zawsze jej dobrze wychodziło. A jak wiadomo trzeba ćwiczyć, żeby nie wyjść z wprawy.
- Ma być porządek jak tu wrócę - powiedziała idąc do wyjścia slalomem między rozrzuconymi po podłodze ubraniami. Drzwi jak zawsze zamknęła na klucz. Szybkim truchtem ruszyła do najgorszej dzielnicy miasta.

***

"Nie, nie, strzele cie w mordę, mimo że bardzo mnie ręka świerzbi" w myślach odpowiedziała Białemu. A raczej upewniła sama siebie, że nie zachowa się tak bezmyślnie. Zacisnęła pięści, aż zgrzytnęły metalowe elementy rękawicy.
Czy ona ma tylko nie fart, a może to kwestia choroby zawodowej, że trafiają jej się Perioczi, którzy są takimi dupkami. Zaczynała się zastanawiać jaki jest sens pięcia się wyżej. "Sens jest taki, że przymulony perioczi nie będzie już mi truł dupy" sama sobie odpowiedziała. Monolog jaki prowadziła w głowie był wiele ciekawszy od tego, który prowadził jej nowy przełożony.
Niestety nie mogła mu się odgryźć, bo nie wiedziała na ile mogła sobie pozwolić z nim, a nie znała też nastawienia jakie miała względem niego reszta garnizonu. Zawsze był cień szansy, że ktoś go tu może lubić.
"Powiedźmy, że masz okres ochronny puki się nie zadomowię" pomyślała uśmiechając się złośliwie, gdy ten wspomniał, że ma przesrane bardziej niż myślała. "Witaj w klubie tych, którzy głowią się kogo to mogłam wkurwić, żeby stać teraz przed tobą". Po wszystkim bez zbędnych słów odmeldowała się, obróciła na pięcie i wyszła.

- Mój poprzednik nie miał problemów? No to się kurwa zdziwisz jak dobrze ja je znajduję - syknęła, gdy drzwi do gabinetu Dalaosa były już zamknięte.

***

Nic tak człowieka nie wścieka jak dobry humor u drugiej osoby, gdy tobie się nie powodzi. Nie miała pojęcia co sobie ubzdurał Logan Desydes, a tym bardziej co naopowiadał reszcie, że przestali marudzić i wykazywali się zaangażowaniem. Co w przypadku Wshema Flavi i jego wrodzonemu lenistwu było nad wyraz podejrzane. Ale dowodziła tą gromadką, więc tak czy inaczej lepiej nie burzyć ich dobrego nastawienia tym bardziej, że dzień dopiero się zaczynał. W sumie to musi dowiedzieć się co z jej poprzednikiem. "Może zanudził się w strażnicy na śmierć od nicnierobienia?". przeszło jej przez myśl "Ale jeśli okaże się, że przenieśli go na moje miejsce to się wścieknę. I to bardzo."

Uliczki Zaułka były parszywe. O ile główne trakty komunikacyjne były względnie ogarnięte to już boczne uliczki były tragiczne. W pełnym słońcu zacznie tam niemiłosiernie capić.
Na dzisiejszy dzień nie miała wielkich planów. Głównym zajęciem miało być rozpoznanie terenu, na którym przyszło im pracować. Głupio byłoby się zgubić w tych uliczkach. Perioczi z pewnością nie uznałby za czynniki łagodzące faktu, że są tu pierwszy dzień i nigdy nie ciągnęło ich w te rejony. Na wszelki wypadek zabrała ze sobą mapkę dzielnicy.
Wystarczył jej krótki spacer by uznać pomysł przeprowadzki w te rejony za poroniony. Zdecydowanie woli drałować ze swojego obecnego miejsca zamieszkania niż wprowadzać się w taką okolicę. Chyba mieli tu pełne spektrum patologii i brakowało tylko zmorfowanego zwierzęcia do kompletu.

Torukia i jej podwładni ubrani byli w zadbane zbroje i każde miało przy pasie miecz. Amber dodatkowo na plecach miała kuszę. Origa miała gdzieś słowa Białego drwiącego z jej błyszczącego pancerza, tak jak już to wczoraj zapowiedziała swoim ludziom, nie zamierza zaniżać swoich standardów i cieszyło ją, że zastosowali się do polecenia.

W skupieniu przyglądała się mijanym twarzom. Właśnie chciała sięgnąć do swojego bukłaka z wodą, gdy odezwała się jej podwładna.
- Mam nadzieję, że będzie dzisiaj spokojnie... - nieśmiało powiedziała Amber przerywając ciszę. Anoterissa już chciała to jakoś skomentować, ale uwagę Tagmatos przykuły krzyki. Natychmiast skierowali się w tamtą stronę i weszli na dosyć zaludnioną ulicę. Origa dostrzegła w bocznej uliczce wąsatego grubasa i dwóch typów. Jednego niestety znała i ich spojrzenia się skrzyżowały. Gruby trzymał tego drugiego i wykrzykiwał "złodziej". Ten chciał mu się wyrywać, a na widok straży musiał pewnie spanikować, bo wyciągnął nóż i zasadził go wąsatemu między żebra. Grubas zacharczał krwią i puścił napastnika.

"I tak spokojny dzień na służbie poszedł się jebać..." stwierdziła ze złością. "Cyric ty durna pało, spierdalaj!" miała nadzieję, że telepatyczny przekaz dotarł do adresata. Że też ze wszystkich łotrów tej dzielnicy ona musiała trafić na niego. Tyle dobrego, że przynajmniej na teraz winnym wydawał się być ten drugi i to właśnie jego zamierzała dopaść, zatem spokojnie mogłaby odpuścić Cyricowi.

- Logan za mną, reszta zająć się grubasem - wydała rozkazy i puściła się biegiem za chłopakiem, który na szczęście był charakterystycznie usmarowany krwią samozwańczego stróża porządku.
Amber doskoczyła do rannego i starała się mu pomóc. Bates Shinny stał gotowy by zabrać z ziemi poszkodowanego, a Wshem zaczął kombinować wózek. Gość był na tyle tłusty, że nawet barczysty Bates mógł mieć problem z zatarganiem go do najbliższego medyka.
- O ja cie... mam nadzieje, że nie przebił się przez ten tłuszcz. - skomentował rzeczowo Bates.
- Jak tu kojfnie to ty wiesz ile pisania z tego będzie? - odparł Wshem rozglądając się nerwowo za wózkiem. Tylko Amber miała jakieś przeszkolenie z pierwszej pomocy i cała jej uwaga skupiona była rannym.

- Stać!- krzyknęła Origa, która odeszła od tamtej trójki na tyle by nie słyszeć ich rozmowy.
Jakoś jeszcze nigdy nie zadziałało, żeby osoba, do której skierowało się to proste polecenie zastosowała się do niego. O dziwo nawet, gdy okazywała się niewinna. A może to tylko kwestia tonu z jakim wypowiadała te słowa. Miała nadzieję, że klucząc między uliczkami Cyric ucieknie w innym kierunku niż ten typ, którego musiała dopaść. Puki nie zaczną biec szła szybkim krokiem, ale jeszcze nie biegła. Ręce miała wolne, bo jej broń wciąż spoczywała przy pasie. Tuż za nią podążał jej podwładny.
Shevi
Zakapturzonego mężczyznę zauważył po jakiejś godzinie od wyjścia z kamienicy. Wydarzenia ostatnich dni zaprzątnęły jego umysł i stłumiły ostrożność. Najbardziej rozdrażnił go fakt, że ciągle nie wiedział kto i dlaczego za nim podąża. A brak informacji w jego fachu był brakiem profesjonalizmu. Skręcił w pierwszą wąską uliczkę Zaułka. Głębokie cienie rzucane przez dwupiętrowe, zaniedbane budynki i smród fekaliów. Przebiegł kilka metrów i skręcił ponownie. Kolejna uliczka. Zasmarkane dziecko dźgające patykiem zdechłego kota. Znowu skręcił. Odwrócił się za siebie. Chyba zgubił ogon. Będzie się tym musiał w końcu zająć, lecz teraz musiał zorganizować pieniądze dla informatorki i zrobić użytek z informacji, którą dostał.

Wyszedł za róg wpadając na... Spojrzał w twarz nieznajomemu, twarz skrytą w cieniu kaptura. W oczach Sheviego pojawił się błysk zrozumienia, który stopniowo gasł jak uciekało z niego życie.

Ismael Garrosh
Wóz powoli zapełniał się klatkami z drobiem, workami z ziarnem, doczepiano do niego na powrozach większą żywiznę. Nie obywało się od przepychanek, protestów i krzyków. Tu kogoś musiano przywołać do porządku, temu złamano nos. Nic niezwykłego. Zebrali już należność z trzech osad, właśnie opuszczali Grabową, dachy domostw kryły się za drzewami lasu, wzdłuż linii którego właśnie przejeżdżali, gdy wóz podskoczył na wykrocie i opadł ciężko. Coś skrzypnęło, trzasnęło i wóz przechylił się niebezpiecznie na jedną stronę. Ładunek umieszczony na wozie zsunął się opierając o jedną z burt, która zatrzeszczała. Kilka klatek spadło na ziemię, roztrzaskując się i uwalniając z nich drób.

- Co jest do kurwy nędzy? - zaklął Degan Wiss wstrzymując kawalkadę

Woźnica zeskoczył z wozu, podszedł do wykrzywionego koła. Pochylił się sprawdzając uszkodzenia.

- Oś pękła - splunął na ziemię. - Trzeba będzie posłać po kołodzieja.

- Kołodzieja? Ze Skilthry? - Degana ta informacja najwyraźniej zdenerwowała. - Nim go tutaj ściągniemy będzie grubo po południu, nim naprawi wóz i wrócimy zastanie nas wieczór!

Spojrzał z niepokojem na linię drzew przy drodze. Ismael podążył za jego wzrokiem i przez chwilę zdawało mu się, że w głębokim cieniu zalęgającym między drzewami widzi szarą postać. Wrażenie jednak po chwili zniknęło przerwane pytaniem anoterosa.

- Panie Fitzgerald, co powiecie?

Wendor Brike poruszył się niespokojnie w siodle spoglądając z nadzieją na Garrosha

Cyric. Origa Torukia
Kupiec przyciskał pulchną dłonią ranę, z której rubinowymi falami wylewało się zniego życie. Zakasłał opluwając krwią nieskazitelnie czystą zbroję tagmatissy, jego usta pokryły się różową pianą, wywrócił białka oczu i skonał. Amber zaklęła.

- No toś wykrakał Shinny - dorzuciła przez zaciśnięte usta.

***
Cyric biegł pierwszy, rozpychając tych, co mu się z drogi nie zdążyli usunąć, skręcił w pierwszą, wąską uliczkę. Baltarys tuż za nim.

Origa Torukia dysząc jak pies za nimi. Dystans powiększał się z każdą chwilą. Zbroja może była dobra w bezpośrednim starciu ale w pościgu ciążyła jak kula u nogi. Nie miała najmniejszych szans, wiedziała o tym ale nie dawała za wygraną. Biegła dalej aż miejscowe rzezimieszki zniknęły jej z oczu. Stanęła, opierając się o obdrapany mur i zwymiotowała. Tuż za nią zatrzymał się Desy.

- Pies ich... - dyszał oparłszy ręce o nogi - jebał... w pytę...

Było gorąco. Gardła wyschły im na wiór. Zbroje ciążyły nagrzane od słońca, lecz bardziej jeszcze ciążył im gorzki smak przegranej.

***
- Haha! - Cyric śmiał się w głos klepiąc przyjaciela po plecach. Właśnie umknęli tagmatos. Byli młodzi, byli niezwyciężeni, byli panami świata... a przynajmniej Skilthry. Zarobią kupę złota a potem...

Baltarys śmiał się również ukazując rząd białych zębów.

- Cyric ty... - urwał w pół słowa chwytając towarzysza za kurtę, zaciskając na niej rękę przysunął go do siebie. Oczy rozszerzyły mu się w zdziwieniu. - Ty... - wycedził mu prosto w twarz opadając na kolana.

Cyric dopiero teraz zauważył klęczącą na końcu uliczki tagmatissę z kuszą opartą o o kolano, zakładającą nowy bełt. Dopiero teraz zauważył grot sterczący z brzucha Baltarysa, z rozlewającą się wokół krwawą plamą, dopiero teraz zauważył biegnącego w jego stronę barczystego tagmatosa. Pytania, które cisnęły mu się na myśl, jak za nimi trafili? jak mogli ich nie zauważyć? zeszły na dalszy plan.

Złapał przyjaciela za rękę, pociągnął, próbując pomóc mu wstać. Nie mógł go tak zostawić na pastwę tagmaty. Ten jednak tylko stęknął.

***
Origa klęła w duchu na cholerny żar z nieba, na pierioczich, którzy ją tutaj wysłali, na zapomnianych bogów, którzy ją opuścili. Czy kiedyś nadejdą czasy, kiedy przed strzelaniem do przestępców będzie się krzyczeć "stój bo strzelam"? Musiała przyznać sama przed sobą, że jeśli takie czasy nadejdą, będą to bardzo mroczne czasy, w których nie chciałaby żyć. Słuchając tłumaczeń tagmatissy zastanawiała się jak wytłumaczy się z tym wszystkim Dalaosowi

- Jak grubas odwalił kitę nie było co przy nim sterczeć - Amber była najwidoczniej zadowolona z przebiegu zdarzeń a Torukia musiała oddać jej sprawiedliwość, jej podwładna sprawiła się znakomicie, przejawiając własną inicjatywę i zdrowy rozsądek, - zostawiłam przy nim Flaviego i z Batesem pobiegliśmy wam z odsieczą.

Bates Shinny, syn mleczarza ze Skilthry, jako młody chłopak pomagał ojcu rozwozić mleko w Zaułku. Znał tutaj bardzo dobrze każdą uliczkę. Od razu wciągnął kuszniczkę w boczne, smrodliwe uliczki dzielnicy biedoty. Przemknęli, jedno, dwa skrzyżowania, jakieś zagracone podwórko skracając drogę. Na ściganych natknęli się trochę z przypadku a później już poszło jakoś tak...

***
Zaszył się "Pod Kocim Łbem". Groźny zabójca drżący ze strachu przed wykryciem przez tagmatę. Przerażony tym co spotkało jego przyjaciela. Wściekły na siebie, że tam, na ulicy, nie był w stanie mu pomóc. Że zostawił na pastwę tych psów.

Myśli kołatały się w głowie. Origa, jak ona się tam znalazła? Baltarys, co z nim? Zlecenie zabójstwa, uroczystość i nagroda.

Shar Srebrzysta
Wstała później niż początkowo zamierzała. Dhube stała, jak zwykle zamyślona, wyglądając przez okno.

- Nie śpisz już dziecko? - spytała nie przerywając zadumy. - Uważaj na siebie.

***
Ulice Skilthry tętniły o tej porze życiem. Skwar jeszcze nie dawał się we znaki. Długie cienie budynków dawały wytchnąć. Chłód nocy jeszcze drzemał w kamieniach.

Shar podeszła na Bednarską, do miejsca, w którym morf zaatakował nieznanego mężczyznę. Po wczorajszym zajściu nie było śladu. Mieszkańcy Zaułka przemierzali miejsce, gdzie jeszcze wczoraj doszło do tragedii, nieświadomi, zajęci swoimi sprawami.

Dziewczyna kucnęła w miejscu, w którym jak jej się zdawało nastąpił atak. Przyjrzała się śladom.... których nie było. Tagmata musiała dokładnie posprzątać, lub ewentualne ślady zostały już zadeptane przez przechodniów. Odtworzyła w myślach wczorajsze zajście. Przypomniała sobie czerń ukrytą na dachu i nienawistne sporzenie białych oczu nim oddał skok... Spojrzała w górę, na front budynku. Kamienica była stara i w nienajlepszym stanie. Obdrapana biała farba odłaziła płatami odsłaniając szary kamień. Na wysokości drugiej kondygnacji dostrzegła odłupany kawałek ściany. Podeszła bliżej. Pod budynkiem leżała mała kupka gruzu. Świeża rana na elewacji, dokładnie w miejscu, gdzie nocny drapieżnik wczepił się pazurami.

Skręciła w boczną, opuszczoną, wąską uliczkę i upewniwszy się, że nikt jej nie obserwuje, wspięła się na dach budynku, korzystając wpierw z prowizorycznej przybudówki a później z wystających gzymsów.

Miasto z poziomu dachów wyglądało zupełnie inaczej. Było wyciszone, mniej brudne, spokojniejsze. Minusem była temperatura. Gdy tam, na dole, zalegał jeszcze cień, tutaj słońce raziło oczy a czerwone dachówki były już rozgrzane i nawet przez podeszwę buta odczuwało się ich ciepło. Wiedziała jednak, że kulminacja gorąca nastąpi w południe, gdy słońce będzie w zenicie. Wtedy bezpośrednie zetknięcie skóry z powierzchnią dachu będzie skutkowało poparzeniem.

Wychyliła się poza krawędź. Ludzie, niczym duże robaki w swych ciasnych korytarzach, pełzali z miejsca na miejsce, przepychając się i obijając o siebie. Tacy nieistotni i chaotyczny w tej krzątaninie. Zastanawiała się czy tak właśnie postrzega ich nocny łowca? Jak robaki? Doszła do miejsca, w którym morf dostał się na dach. Szukała śladu bytności potwora. Czegoś, co naprowadziłoby ją na ślad jego kryjówki. Bo tego, że morf zamieszkał na stałe w Skilthry była pewna. Przeszła cały budynek wszerz i wzdłuż, uważnie przyglądając się każdemu skrawkowi dachu, lecz jedyne co znalazła to kilka obluzowanych dachówek. Żadnego śladu krwi, odcisków łap, czy śladu pazurów. Do cholery, nie była tropicielem! Czego się spodziewała? Że znajdzie wydeptaną ścieżkę znaczoną krwią ofiar?

Wściekła i bezradna rozejrzała się wokół. Widziała czerwone dachy miasta, budynków Zaułka przytulonych do siebie. Równie dobrze morf mógł zamieszkiwać na innym budynku, przemieszczając się po dachach a tutaj jedynie polować. W oddali sterczały szare wieże zamku i samotna wieża strażnicza, w której Dhube prawdopodobnie ciągle wyglądała z okna.

Słońce coraz bardziej przypiekało.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 12-01-2016 o 18:07. Powód: Mag
GreK jest offline