26-06-2015, 19:25
|
#114 |
| Pogromca Trolli. Albo innego cholerstwa, to tylko Grimnir wiedział. Z dwa, czy trzy razy Yorri miał okazję takich widzieć, ale z daleka raczej. Bezpieczniej było usiąść po drugiej stronie karczmy wobec nich, a na ulicy na drugą stronę przejść. Agresywni byli, pewni siebie, czasem szaleni, a zawsze - pijani. I to jak! Ciekaw był Rdestobrody, skąd takie - bez urazy dla nich - nieroby tyle srebra mają, by się w trupa zalewać. "Może z własnych onuc gorzałkę sobie pędzą. Tylko gdzie? W rzyci?". Otrząsnął się z gównianych rozmyślań. Jaki by ten Zabójca nie był, wyraźnie miał coś do ich pracodawcy. yorri też, choć on gołą dupą nie machał i mu toporem nie wygrażał. "Trzeba będzie tam zejść z Bertem", pomyślał. Krasnolud wsparł się na toporze i bez słowa przyglądał się, idącym ostrożnie z naprzeciwka, Bertowi i Yorriemu. Obaj byli nieuzbrojeni, widać było, że wyszli spokojnie porozmawiać, a nie walczyć czy się mięsem obrzucać. Kiedy kompani podeszli bliżej Winkel zapytał spokojnie krasnoluda:
- Mógłby Pan krasnolud wyjawić nam dlaczego tak okropnie przeklina Pan Herr Heintza? Co złego Panu organizator festiwalu uczynił?
- Ale Gerttiemu herr skurwiel wystawił czempionòw! - prychnął krasnolud koło Stirlandczyków. - Heintz! Wyjmij z dupy pęto kiełbasy i sam wyleź zza mura na z nim spotkanie!
Z bliska zarówno Rdestobrody jak i Winkel, odnieśli wspólnie podobne wrażenie, że wojownik, brudny i śmierdzący, jest choć najprawdopodobniej bardzo niebezpieczny, to albo pijany, albo szalony, lub wszystkiego na raz.
- Proszę Pana mógłby Pan powiedzieć jakich czempionów? Proszę się uspokoić, a na pewno wyjaśnimy całą sprawę. - powiedział spokojnie Winkel chcąc zarazić swoim opanowaniem również zabójcę troli.
- Honor twój obraził, kuzynie? - zaczął się dopytywać Yorri. - Na pojedynek wyzwać go chcesz? Skąd jesteś i jak cię mianować, Pogromco? Jaki tytuł twój?
- Z Gerttim rozmawiacie, synem... - I tu padło dwuminutowe śledzenie rodu w drzewie genealogicznym przodków krasnoluda aż do panowania cesarzy, których i Skryba niekoniecznie z imienia i przezwiska pamiętał, z ksiąg zakurzonych zubfarskich bibliotek. - Czego chcecie od niego? - zapytał wyzywająco.
- Chcielibyśmy wiedzieć, mości krasnoludzie, co złego uczynił Tobie Herr Heintz. - powiedział chcąc wyjaśnić zajście Winkel.
- I czego oczekujesz od niego. - dorzucił swoje trzy pensy Yorri.
Krasnolud naprężył wszystkie muskuły zapierając się na toporze.
- Heintz... - wytężył skronie, zawiesił wzrok przed sobą w dali potem przewrócił oczyma. - A kurwa! - zdenerwował się. - A grzebykiem wam nie przeczesać?! - ryknął machając wyszczerbionym ostrzem wielkiego topora przy ziemi.
Strasznie zdenerwował się aż mu krew do oczu napłynęła a wzrok rozbiegał niemal niekontrolowanie.
- Nie. - Yorri pobladł, ale zachował kamienną twarz. - Nie przeczesać. A z Heintzem to byś Gertti polubownie, na spokojnie nie załatwił sprawy?
- Oczywiście, że nie. - powiedział Winkel wystarszony. - My tylko chcemy polubownie wyjaśnić całe zajście Panie krasnoludzie.
Trudno było nie słyszeć wymiany tych zdań.
Jost bacznie wpatrywał się w krasnoluda, gotów do wkroczenia, gdyby Gertti przeszedł od słów, do czynów. |
| |