Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2015, 22:41   #358
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Gunther, Søren

- Tak? – Emanuelle podparła się pod boki. – W takim razie wynoście się! Wszyscy jesteście tacy sami! Świnie! Myślące tylko o jednym!

W stronę drzwi poleciał garnek, którego zawartość rozprysnęła się na ścianie. Wdowa Buttrich zmieniła się nie do poznania. Przestała być uroczą, emanującą młodością i seksem kobietą. Jej twarz straciła gładkość, pojawiły się na niej zmarszczki i bruzdy. Włosy utraciły blask i puszystość. Dekolt już nie był tak pełny, a kibić smukła. – Nie chcę was więcej widzieć! Wynocha!

Gunther i Søren wyszli na zewnątrz, ścigani krzykami gospodyni. Ta jednak nie przekroczyła progu domu. Z impetem trzasnęła drzwiami, tak że w kilku miejscach ze ścian ukruszył się tynk. Luitpold szybkim krokiem kierował się pod górę, w kierunku posiadłości hrabiego.

Druga, Oswald

Zabrali worek z głową zabitego mutanta i skierowali się ku Ludenhoffowi, tak jak im kmiecie mówili. Drogą przez las. Ponoć nie dało się zabłądzić, bo droga wiodła właśnie do rodowej posiadłości hrabiego. Zabudowania sioła zniknęły im z oczu, poletka i pastwiska ustąpiły rosnącym w pobliżu drogi drzewom.

Szli niepewnie, powoli, zważając na swoją niezbyt dobrą kondycję. Obaj byli poranieni i wciąż odczuwali nieprzyjemne skutki wypicia dekoktu, który otrzymali od wioskowej wiedźmy. Poza tym mieli wrażenie, że ktoś idzie ich śladem. Co jakiś czas słyszeli chrupot butów na korzeniach, odgłos łamanej gałązki, odgłos kroków między drzewami. Kątem oka dało się dostrzec minimalne poruszenia gałęzi, grę świateł na drgających liściach. Ktoś bardzo starał się aby nie zostać zauważonym.

W końcu jednak, gdy ucichły odgłosy wsi i ujadanie brytanów, podążający za nimi lasem osobnicy ujawnili się. Zgodnie z podejrzeniami, byli to mutanci. Dwoje. Olbrzym-albinos i kolczasta kobieta. Cicho i powoli wyszli spomiędzy pni i weszli na ścieżkę, kilkanaście kroków za plecami Drugi i Oswalda. Mieli broń, ale nie wyglądali jakby chcieli atakować.

- Oddajcie wór – powiedział olbrzym, umięśnioną ręką wskazując na sakwę, a potem zataczając łuk w kierunku lasu po obu stronach drogi. – Zróbcie to po dobroci. Nas jest więcej. Przynajmniej przeżyjecie...
 
xeper jest offline