Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2015, 14:34   #19
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Ismael przechadzał się między żołnierzami upychającymi daninę na drewniany wóz. Parę razy był świadkiem brutalnych scen z udziałem tych, którzy nie chcieli jej oddać. Nie pochwalał tego, acz uznawał za incydenty wliczone w cenę. Założył ręce na sobie i bacznie obserwował czy nie dochodzi do większych burd.
Kiedy zostawili za sobą żałosne zabudowania Grabowej, doszło do incydentu. Wyglądało na to, że przedobrzono z ilością towaru na pojeździe. Ów niespodziewanie wydał z siebie donośny dźwięk i za chwilę stanął w miejscu. Sękaty woźnica zaklął siarczyście jeszcze gdy skakał z kozła. Wszyscy zamilkli, śledząc jak lustruje szkodę.
- Oś pękła. Trzeba będzie posłać po kołodzieja.
Zewsząd odezwały się głosy dezaprobaty i przekleństwa. Nikt nie chciał zostawać poza murami miasta dłużej, niż przewidywała to procedura. Ismael stał w milczeniu. Nie zwykł pomstować na to jak zachowują się martwe przedmioty.
Anoteros zrobił się czerwony na twarzy, jakby wychylił właśnie setkę mocnej siwuchy.
- Kołodzieja? Ze Skilthry? Nim go tutaj ściągniemy będzie grubo po południu, nim naprawi wóz i wrócimy zastanie nas wieczór.
Wojownik zauważył, że Degan jednocześnie na coś się wpatruje. Czujne oczy lustrowały ścianę lasu. Ismael dyskretnie odwrócił się w tatmą stronę. Być może udzieliła mu się nerwowa atmosfera, lecz na chwilę ujrzał tam coś przynajmniej dziwnego…


Ledwie widoczna, szara postać stała na skraju boru. Była na tyle widmowa, że Ismael wziąłby ją za majak, gdyby nie znacząca mina Wissa. Kontur za chwilę zniknął między drzewami. Garrosh zastanawiał co własnie ujrzał, wtem jego przemyślenia przerwał oschły ton anoteroesa:
- Panie Fitzgerald, co powiecie?
No tak, facet nie wiedział, że domniemany lord jest podstawiony. Ismael musiał szybko zareagować. Nie namyślając się długo, podszedł do rzekomego Fitzgeralda. Mógł mieć tylko nadzieję, że ten wyczuje jego zamiary. Nachylił się do mężczyzny, jakby słuchał jego szeptu i odwrócił się do pozostałych.
- Szef mówi, że nie będzie gadał… - tutaj zastanowił się nad inteligentnym słowem, pasującym do słownika arystokraty - … z nie-pro-fes-jo-nal-ny-mi ludźmi. Tak? - znów jakby słuchał “lorda” - Rozumiem. Szukamy kogoś w wiosce. Jak nie wyjdzie, wysyłamy kilku ludzi do Skilthry.
Oczekiwał, że i to obwieszczenie spotka się z dezaprobatą, ale nie dbał o to. Jemu także sytuacja odpowiadała w stopniu, delikatnie mówiąc, znikomym. Znalazł chwilę, żeby cichaczem powiedzieć coś Wendorowi. Tym razem otwarcie.
- Siedź cicho i pozwól mi działać. Będzie dobrze.
Te ostatnie słowa powiedział dla zasady. Na przestrzeni lat zauważył, że biali ludzie lubili kiedy się ich pocieszało. Popełniali wtedy mniej błędów. Sam miał zamiar powrócić na chwilę do wsi, aby wypytać o rzemieślnika przynajmniej zbliżonego profesją do stelmacha. Nie oczekiwał mistrzów fachu wśród prostego pospólstwa (ani pomocnego nastawienia). Niemniej oni także czymś jeździli i swoje wozy musieli konserwować.
Jeśli plan spalił, rozkazał zabezpieczyć teren wokół wozu i czekać na powrót wysłanników.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 03-07-2015 o 14:44.
Caleb jest offline