Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2015, 20:12   #12
Komiko
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Po miłej pogawędce, którą odbył z tygrysołakiem, Eamon postanowił udać się do swojej “tajnej kryjówki”. Na placu zabaw zastał spore pobojowisko, dzikie zwierze, które tymczasowo mieszkało z nim w rurze od zjeżdżalni, najwyraźniej postanowiło pogryźć jego rzeczy osobiste i rozrzucić je po całym placu, więc kojotowi trochę zajęło nim pozbierał je na miejsce. Winnego nie było jednak nigdzie w pobliżu więc wrócił do swoich spraw. Pierwszym co zrobił było zdjęcie butów i paska od spodni, przytrzymując gacie tak by mu się nie zsunęły zaczął powoli przechodzić w formę pomiędzy człowiekiem a kojotem. Kiedy metamorfoza dobiegła końca, z zadowoleniem stwierdził, że przybyło mu na tyle sadełka, by zbyt luźne portki trzymały się na nim dobrze bez paska. Później jeszcze raz przetrzepał swoje tobołki, wyciągnął z nich niewielką pochwę z wetkniętym doń nożem myśliwskim i przyczepił ją sobie do spodenek, później podszedł do najbliższego drzewa i urwał z niego sporą gałąź, mniej więcej półtorametrowej długości. Kiedy już zebrał potrzebny ekwipunek, opuścił swoją bazę operacyjną i wyruszył wgłąb wyspy. Po drodze co jakiś czas zerkał w niebo obserwując czy księżyc wychodzi zza chmur. Kiedy tylko się to działo, zaczynał cicho nucić jakąś starą melodię, kiedy chmury zakrywały księżyc, znowu przestawał. Wiedział, że Luna nie lubi kiedy kojoty zapominają o śpiewaniu jej swoich serenad, z drugiej strony kiedy był z góry niewidoczny, prawdopodobnie nie marnowałaby czasu na to by go obserwować. Z czasem kojot dotarł na miejsce swojej wędrówki, przestał nucić i rozglądał się po okolicy, w miarę zbliżania się do celu… A celem tym był tajemniczy totem znajdujący się po środku tego niewielkiego lądu. Nuwisha od dawna chciał go dokładniej zbadać.
Im był bliżej celu, tym coraz większy niepokój odczuwał. Dziwny, niczym nieuzasadniony lęk. Walther, co prawda przestrzegał ich przed tym miejsce, ale poczciwy gospodarz straszył ich na wiele sposobów. Mówił, że Umbra stała się bardzo niebezpiecznym miejscem i lepiej nie wyprawiać się do niej bez powodu, a w szczególności w pojedynkę.
Kojot postanowił jednak, że właśnie dzisiejszej nocy, gdy dowiedzieli się o zbliżającej się obławie, uda się do dziwnego totemu.
Kiedy już wreszcie znalazł się u celu swojej podróży, zastrzygł ciekawsko uszami, rozejrzał się na boki, i wreszcie, postukał w stare poskręcane drzewo, dzierżonym przez siebie kosturem. Jakby chciał sprawdzić, czy z drzewa nic nie wylezie.
-Jest tu kto?! - Krzyknął ni to do drzewa, ni w przestrzeń wokół niego, a potem, ostrożnie, zaczął wspinać się na jego szczyt, chcąc dokładniej je zbadać, i rozejrzeć się po okolicy z wysoka.
Początkowo nic się nie stało. Na krzyk kojota odpowiedziało tylko echo. Gdy Skowyt zaczął się wspinać na drzewo, poczuł nagły chłód, który wstrząsnął jego ciałem. Sierść zjeżyła mu się na karku. Gałęzie drzew były nienaturalnie chłodne, jakby gdzieś w ich głębi płynęła lodowata woda. Zdziwiło to kojota, ale wspinał się dalej. Z każdym kolejnym krokiem, z każdą pozostawionym w dole konarem, robiło się coraz chłodniej. Będąc w połowie drogi na wierzchołek drzewa, Skowyt rozejrzał się wokół. Widział całkiem nieźle całą wyspę i światła z kontynentu majaczące na horyzoncie.
Skowyt doszedł do wniosku, że nie ma sensu wspinać się na sam szczyt gdzie gałęzie wydawały się mniej wytrzymałe. Przez chwilę bez celu wpatrywał się w odległe światła miast, aż w końcu wzdrygnął się mocno, przypominając sobie o zimnie, które nawiedzało jego ciało.
-Dobra, nie ma co się z tym tak pierdolić… -
Warknął do siebie pod nosem i wziął głębszy wdech powietrza. Później przymknął powieki i skoncentrował drzemiącą w nim energię, chcąc przekroczyć osnowę, wyrwać w otaczającym go powietrzu wyrwę i wpaść nią wprost do świata duchów. Miał tylko nadzieję, że po tamtej stronie też znajdowało się drzewo, i że nie zmaterializuje się wisząc kilka metrów nad ziemią.
Kojot poczuł przepływającą przez niego energię matki Gai. To uczucie zawsze sprawiało mu radość i przyjemność. Jednak od dnia “Rozdarcia Zasłony” wiele się zmieniło. I tym razem, gdy przekraczał niewidzialną granicę między światami poczuł bolesne ukucie w serce. Przypominało to ból, jaki towarzyszy odwiedzinom śmiertelnie chorego przyjaciela. Smutek i bezradność w jednej chwili opanowały serce Skowyta.
W następnej chwili potężny i przenikliwie zimny podmuch wiatru uderzył go prosto w twarz. Kojot próbował złapać równowagę, wymacać grunt pod nogami. Jego jednak nie było. Skowyt zaczął spadać, a ostatnim co ujrzał była groteskowo wykrzywiona twarz.
[media]http://i.ytimg.com/vi/GVhcmBHWtls/hqdefault.jpg[/media]
 
Komiko jest offline