Po wizycie w hotelu Michael czuł się cokolwiek dziwnie. Napił się dobrej whisky, której flaszkę nadal trzymał w dłoni i zdecydowanie wpłynęło to pozytywnie na jego nastrój. Z drugiej strony musiał znosić jak jakaś chędożona rosyjsko-turecka pijawa nazywa go zwierzakiem i panoszy się jakby rządziła połową wyspy. Przed rozdarciem zasłony to by było nie do pomyślenia, ale tak samo nie do pomyślenia było pójście z wampirem na szkocką, a jednak to też zrobił dzisiaj. Naprawdę to jakiś zakręcony wieczór. No, ale życie jest o wiele za krótkie żeby z niego nie korzystać, a w obecnych czasach okazji było mniej niż zazwyczaj, więc tym bardziej trzeba było korzystać.
Na szczęście do swojego leża miał niedaleko, zagnieździł się w leśniczówce położonej na boku trójkąta tworzonego przez schron, przystań i leże Walthera. Miał stąd blisko do wszystkich punktów strategicznych wyspy, więc lokalizacja była naprawdę korzystna. Domki były przystosowane dla turystów, marine czuł się tam niemal jak w hotelu. W jednym z pokoi Michael zorganizował sobie zbrojownię, kiedy opuszczał dom udało mu się zabrać w drogę część "pamiątek" po karierze wojskowej, kilka dodatkowych egzemplarzy uzbrojenia zgarnął w podróży, znalazł też co nieco w opuszczonym pasażu.
-
Boże błogosław Amerykę za sklep z bronią w każdym centrum handlowym. - wzdychał za każdym razem gdy otwierał to pomieszczenie. Powszechny dostęp do uzbrojenia wpływał na zmniejszenie przestępczości, a żołnierz bez broni to jak bez ręki, albo na golasa. Wilk syty i owca cała.
-
Chyba niedługo przyjdzie mi z was zrobić użytek. - mruknął do swoich zabawek. -
Trzeba o was zadbać na tę okazję.
Przysiadł w pomieszczeniu i brał po kolei każdą posiadaną sztukę broni palnej, rozkładał, czyścił i składał z powrotem. Sprawdził też naostrzenie kilku noży, choć prawdopodobnie i tak w bliskim starciu użyje pazurów. Zawsze mógł ich użyczyć jednemu z pozostałych sług Gai, gdyby nie mieli broni i nie chcieli się zmieniać.