Harry mknął przez drogę pośród kukurydzy ile tylko fabryka dała, ale i tak nic to nie dało. Ścigający jego pana duch zdążył wślizgnąć się do środka samochodu i wciąż ich prześladował. Inni którzy przybyli wraz z nim na wezwanie w odpowiedzi na ustalony sygnał ruszyli inną trasą - zjawa prześladowała Gerolda i nie mogła czepić się zarówno niego jak i pozostałych. Gerold już trochę ochłonął i siedział w milczeniu na tylnim siedzeniu. Na fotelu pasażera siedziała latynoska nastolatka Maria i nie spuszczała zjawy z oka, szczególnie uważając by nie wpłynęła pod maskę.
Płynęli przez to morze kukurydzy może z kwadrans i już zaczynał usypiać z nudów, gdy krzyk nastolatki sprowadził go do porządku. Zobaczyli na drodze ogromny okręt wojenny z piracką flagą, który wypłynął im naprzeciw. Kierowca przetarł oczy widząc na środku drogi kombajn do kukurydzy, cały obity grubą blachą. W dwóch miejscach miał przyspawane ogromne karabiny. Siedziało na nim może z 5 osób, każda z bronią w ręku. Jeden nawet miał widły. Harry zatrzymał samochód, chciał wycofać, ale zobaczył w lusterku traktor, również obładowany karabinami. Wpadli w zasadzkę!
Rednecki zaczęły strzelać w powietrze, gwizdać i wyć w irytujący sposób, ale przestali gdy jeden z nich, nagi od pasa w górę podniósł do góry rękę. A właściwie to co z niej zostało - gość był ranny i według zdrowego rozsądku nie powinien móc ustać na nogach, nie mówiąc o jeździe na kombajnie. Gdy reszta ucichła, rozległ się jego głos:
-Wzywałeś mości panie? - zaczął z ironią - To jestem kurwa! Myślałeś że przybędę sam? Takiego wała! Nadstaw swoje dupsko, ucałujemy je w ramach hołdu! Zajebać chuja!
-Wieśniaki z widłami buntują się? Serio, Jason? Kurwa, co to ma być! Szykuj... - zaczął spokojnie Gerold, ale nie zdążył dokończyć. Chłopska rebelia ostrzelała samochód, dziurawiąc go na wylot. Gerold i Maria byli nieludzko szybcy i wyskoczyli na czas. Harry był tylko człowiekiem i ostatnim co zobaczył w życiu były lecące w jego kierunku dwie, może trzy płonące butelki z benzyną.
Jennifer skończyła wreszcie papierkową robotę, przebrała się w cywilne ciuchy i wyszła z komendy tylnymi drzwiami. Na parkingu spotkała Roya i gdy zbliżali się do zaparkowanych blisko siebie samochodów, prowadząc rozmowę o tym co będzie jutro na obiad, zobaczyli że na parking wjeżdża właśnie auto komendanta. Coś dużego musiało się stać, że aż udało się starego zwlec z łóżka. Komendant Steve Kovalsky zatrzymał się, posiedział chwilę w samochodzie i gdy wysiadał podszedł do niego Jack O'Brian, jeden z najbardziej wpływowych prawników w całym stanie. Nie był to rzadki widok, Jack i Steve byli przyjaciółmi. Komendant uścisnął mu dłoń i cofnął ją gwałtownie. Spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciela, ale Jack odszedł i nerwowo wsiadł do samochodu. Ruszył w stronę wyjazdu. Wyraźnie zły komendant zaklął pod nosem i ruszył na posterunek. W ręku trzymał złamany ołówek, a jego ramię było zakrwawione.
Jennifer pogadała z Royem jeszcze chwilę o tym dziwnym wydarzeniu i już miała wsiadać do auta, gdy usłyszała metaliczny trzask pod komendą.
Wybiegła na ulicę i zobaczyła samochód Jacka wbity w latarnię. Wróciła na komendę i wzięła apteczkę i szybko pobiegła udzielić pierwszej pomocy. Było już jednak za późno, Jack umarł jej na rękach.
Ghul popatrzył chwilę po zgromadzonych i uspokoił się. Vitalij wysiadł z samochodu.
-Jak to, nie znacie mnie? Slava, powiedz im kim jestem. Żądam wyjaśnień. Co tutaj się dzieje? - rzucił i nie czekając ruszył w stronę pałacyku. Alister szybko go wyprzedził i podbiegł do drzwi.
-Teren zamknięty dla zwiedzających! Sabat wykupił wszystkie bilety i nabałaganił w środku. Dość tego, muszę zamaskować ślady, wystarczy już demolki w tym miejscu! - krzyknął i zamknął główne drzwi na klucz