Tamara siedziała z nieodłączną cyugarniczką w ręku tyłem do ściany i popijała kawę.
-
Jestem Tamara. - Przedstwiła się, tak dla formalności -
Tamara Le Paige. Powiedz mi dlaczego ze swoją sprawą zgłosiłaś się do Poola?
-
Z perspektywy czasu? Sama nie wiem. Chciałam, żeby media nagłośniły sprawę. “Samotna matka walcząca o córkę”, albo coś takiego. Myślałam, że sierociniec się ugnie - wyznała. -
Ale to przecież tak tutaj nie działa.
-
Teraz już tak nie myślisz?
-
Nie. Teraz myślę, że to nikogo nie obchodzi- przyznała.
-
A dziecko? Chcesz je odzyskać? - Tamara upiła łyk kawy.
Katia spiorunowała rozmówczynię wzrokiem. -
Oczywiście, że tak.
-
Spytam z ciekawości. Dlaczego? - Le Paige zadała to pytanie neutralnym tonem.
Blondwłosa przez chwilę zwlekała z odpowiedzią, jakby zastanawiała się, czy jest obiektem kpin. W końcu odpowiedziała pytaniem -
nie masz dziecka, prawda?
-
Prawda. - Odparła równie neutralnym i wypranym z emocji tonem Tamara.
-
Więc nie zrozumiesz.
-
To mi wytłumacz. - Rozłożyła wolną rękę potęgując swoją wypowiedź jej ruchem.
-
Jakie to ma znaczenie? Czego pani ode mnie chce? Pośmiać się, wydrwić?
-
Może żadne? Może duże? - Tamara wzruszyła ramionami. -
Powiedzmy, że chcę ci pomóc. A pomóc ci mogę. - Wypuściła w powietrze papierosowy dym i spod pół przymkniętych powiek przyglądała się swojej rozmówczyni.
-
Jak? - Popow nie wydawała się być przekonana, ale łapała się desperacko szansy.
-
Tak jak radził ci Pool. - Le Paige oparła brodę na ręce w której trzymała cygarniczkę.
-
Jest pani detektywem? - w jej oczach mignęło zrozumienie.
-
Tak można to nazwać. - Paląca kobieta uśmiechnęła się lekko.
-
Pan Pool o mnie pani opowiedział? - strzeliła w ciemno, zupełnie nie trafiając.
-
Nie, nie on.
Katia pociągnęła głęboki łyk swojej kawy, żeby się uspokoić rozdygotane nerwy.
-
Więc skąd pani w ogóle o mnie słyszała?
Tamara uśmiechnęła się jeszcze szerzej, uniosła lekko brwi do góry.
-
Mam swoje sposoby.- Dodała tajemniczo i lekko uwodzicielsko.Tancerka nie umiała ciągnąć tego wątku. Zmieniła temat na bardziej konkretny.
-
Mam pieniądze, ale nie wiem ile pani chce za usługi. Dowiodła już pani, że dużo umie, a jeśli nie chce pani zdradzać swych źródeł i sposobów, pani sprawa.
-
Powiedzmy, że w imię solidarności, nie zedrę z ciebie. - Tamara odezwała się po rosyjsku.
Oczy blondwłosej niemal nie wyskoczyły jej z twarzy. A także niemal nie zakrztusiła się kawą. Przez parę sekund próbowała złapać oddech.
-
Rodaczka - wydusiła wreszcie. -
Dziękuję. Dziękuję, że zechciała mi pani pomóc. Jakich informacji pani potrzebuje? Jak mogę pomóc?
-
Odpowiadając po kolei na moje pytania. I pamiętaj. Ja ciebie nie potępiam. Nie wyśmiewam. Zgoda?
-
Pełna - potwierdziła Katia.
-
Jak trafiłaś na Sierocińca Małej Siostry? Ktoś cię do niego skierował? Polecił?- Spytała Le Paige z chłodnym profesjonalizmem strząsając jednocześnie popiół z papierosa. Po czym wetknęła ponownie cygarniczkę do ust i zaciągnęła się z lubością dymem.
-
W Rapture nie ma wiele sierocińców, bo i nie ma wiele sierot. Ten ma nawet bilboardy - wyjaśniła.-
Jak się zastanowię, to nawet ten chuj, mój szef mi o nim mówił.
-
Czyli nic szczególnego cię nie skierował w jego stronę? Hmmm… -Tamara zamyśliła się na chwilę. -
Dobrze. Co było później? Przyszłaś do nich i... - Ruchem ręki z papierosem zachęciła swoją rozmówczynię do kontynuowania.
-
Moja córeczka... to było prawie dwa miesiące temu. Niedługo po porodzie. W sierocińcu nie zadawali pytań, dali mi do podpisania parę dokumentów. Nawet nie pamiętam ich treści, chciałam to mieć za sobą... - głos drżał kobiecie z każdym zdaniem coraz bardziej.
-
Domyślam się, że to jest trudne i bolesne. - Paląca kobieta wyciągnęła chusteczkę i podała ją blondynce. -
Musimy jednak przez to przejść.
Katia wytarła łzy, które napłynęły jej do oczu. -
Zrzekłam się praw rodzicielskich - bardzo starała się nie rozpłakać. -
Ale udało mi się odzyskać pracę, wyszłam z dołka. Chciałam odzyskać dziecko. Utrzymałabym ją, wychowała - trudno było określić, czy mówiła do Tamary, czy do samej siebie. -
Ale sierociniec nie chciał jej oddać. Zasłonili się regulaminem, przepisami, moimi własnymi papierami...
-
Rozumiesz, że mieli do tego prawo? - Ton głosu pani Le Paige nadal pozostawał beznamiętny.
-
I co z tego? To moje dziecko.
-
Masz kopię tych dokumentów? - Tamara postanowiła nie ciagnąć wątku, by nie musieć za chwilę pocieszać szlochającej tancerki. Dlatego pchnęła rozmowę nieco na inny tor.
-
Tak, w moim mieszkaniu - potwierdziła.
-
Rozmawiałaś z adwokatem?
-
Nie - przyznała. -
Ale co mi on pomoże? Wykpią się przepisami, a córki i tak nie zobaczę. A ja chcę chociaż wiedzieć gdzie ona jest. Kto ją przygarnął. Z ludźmi można się dogadać. Z instytucją nigdy.
-
Trzeba zacząć od legalnej drogi. Tak jest prościej i szybciej.
Katia dopiła kawę. -
Skoro tak pani uważa - rzuciła bez przekonania.
-
Chcesz odzyskać dziecko, prawda? Znam kilku dobrych prawników. Jeżeli chcesz pójdziemy tam razem.- Zaproponowała całkiem szczerze Tamara.
-
Spróbuję wszystkiego - zdecydowała po chwili. -
Choćbym miała diabłu duszę sprzedać.
-
Dobrze. Bardzo dobrze. - Powiedziała Le Paige kładąc odliczoną sumę na stoliku obok pustej filiżanki. -
Pójdziemy do razu.
Biuro Caspara Heegaarda mieściło stosunkowo niedaleko. Mogły się tam przespacerować. Tamara mogła w tym czasie zebrać myśli. Zrozumiałym było, że zrozpaczona matka nie pomyślała o najprostszym rozwiązaniu, może nie najtańszym, ale zdecydowanie najprostszym.
Heegaard miał opinię szui, jak każdy prawnik. Być może i nią był, ale był tez dobry w swoim fachu. A Le Paige go znała i ceniła. Przymykała też oko na jego niekiedy niestosowne uwagi.
Nieumówione klientki musiały chwilę poczekać. Sekretarka zaproponowała coś do picia. Tamara poprosiła o wodę.
Po prawie pół godzinnym oczekiwaniu Zostały przyjęte.
Przywitał ich tęgi mężczyzna w średnim wieku. Jak zwykle uśmiechnięty i zadowolony z życia. I jak zwykle w swoim kapeluszu. Zdejmował go chyba tylko na sali sądowej.
*
Gdy wkroczyły do jego biura jego twarz rozpromieniła się jeszcze bardziej. Nie omieszkał przy tym otaksować je. Ruchem ręki zaprosił by zajęły miejsca. Sam rozsiadł się wygodnie w swoim wielki, bogato zdobionym fotelu.
___________________________
* - Sydney Greenstreet, kadr z filmu "Handlarze"