Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2015, 11:53   #165
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
-Ja też miałem taką nadzieję, Zanisie Overos - Moneta skrzywił się lekko - Czy też powinienem mówić “Panie Władzo”?
- Na to nie ma potrzeby, ale zachowajmy choć nutę profesjonalizmu, Theodorze Greycliff.
-Profesjonalizm, cenna idea - Theo spojrzał w oczy “gliniarza” - Podobnie jak szczerość. Mam zamiar być dzisiaj z tobą szczery. Uwierzysz? I mów mi Moneta.
- Zaiste zaskakujące, Moneto, jako że nie zdarza się to nadmiernie często, ale faktycznie - szczerość szczególnie w tej sprawie może być przydatna. Nie wygląda to za dobrze, ale jestem przekonany, że sam zdajesz sobie sprawę z tego.
-Zaiste zaskakujące. Przyprowadziliście mnie tu bez oglądania się na takie idee jak stan mojego zdrowia i wymagacie szczerości. Ciekawe - Theo zrobił sugestywną pauzę - Ale jak już mówiłem, będę szczery, choćby ze względu na stan swego zdrowia. I możliwość jego pogorszenia na wypadek gdybym nie był szczery. Co chcesz wiedzieć?
- Gdybym nie oglądał się na twój stan to zostałbyś tu zaciągnięty jeszcze w nocy i opatrzony tylko na tyle, abyś nie wykrwawił się podczas przesłuchania. - odparł Zanis i kontynuował - Chcę wiedzieć co się wydarzyło w rezydencji Wildhawków. Zostałeś wraz ze swoimi towarzyszami zastany w sali pełnej trupów i tylko wy wciąż oddychaliście. To budzi pytania.
-Zapytaj o to właścicieli rezydencji - odparł Theodor grzecznie - Ich o to zapytaj. Ja powiem ci tyle, że nie nazwałbym tamtych moimi towarzyszami. Za słabo się znamy. I jeszcze, że nie ja zacząłem tą burdę. Zrobił to tak zwany Wiedzący, lider bandy apostatów, którzy postawili sobie za cel obalenie bogów. Tak wiem, że to brzmi mało prawdopodobnie. Ale sam byłem świadkiem, jak zamordowano prawowiernego kapłana.
- Faktycznie, bardzo prawdopodobnie to nie brzmi, ale zacznijmy od początku. - przyznał mężczyzna przyglądając się Theodorowi - Jak to się stało, że w ogóle znalazłeś się w rezydencji rodu Wildhawk?
Theodor bezsilnie rozłożył ręce.
-Nie wiem. Po prostu nie wiem - potarł czoło - W jednej chwili byłem w miejscówce mojego ziomka, Korevisa, a w następnej w piwnicy Wildhawków przerobionej na celę. Powitał mnie tam ten sam apostata, o którym ci mówiłem. Pamiętam...pamiętam, że słyszałem jego głos, śniłem o upadku Bogów...a gdy się obudziłem zostałem zaprowadzony do tego pomieszczenia, z którego mnie zwinęliście. Poszedłem tam zgodnie z manierą gronostaja szukającego dziury w klatce, gotów do ucieczki w każdej chwili. Tam spotkałem tą dwójkę kapłanów Selune, których zabraliście razem ze mną i wesołą gromadkę heretyków spijających niczym miód każde słowo tego fałszywego proroka - Theodor zamilkł wyraźnie próbując zebrać myśli.
- Czego od ciebie chcieli?
-Chcieli skaptować nas trzech w swe szeregi.
- Powiedziałeś, że byłeś świadkiem, jak zamordowano kapłana… Jak do tego doszło? Czy podczas, gdy i inni, których znaleźliśmy martwych w sali, byli zabijani?
-Nie - Theodor przeczesał włosy - Kapłana zabił jeden z tych dwóch selunitów, których zgarnęliście. Zrobił to ponieważ apostata tego żądał. To miał być test lojalności, jak sadzę. Ten starszy selunita, aby oszczędzić nam, młodym, tego czynu wziął ciężar na swe barki. A pozostali członkowie tego kultu..tak wiem, że to dziwna nazwa dla bandy ateistów...! zginęli kiedy usiłowaliśmy się wydostać z tego przeklętego miejsca. My chcieliśmy odejść, a oni nie chcieli nam na to pozwolić.
- Mówisz jednak wciąż o sobie i dwóch selunitach, jednak kiedy straż dostała się do sali natrafiła na większą ilość osób. Skąd oni się tam znaleźli?
-Jeśli chodzi o człeka w czarnej zbroi to właśnie on zabił apostatę i umknął gdy weszliście do akcji. W sali był też Azul Gato, a przynajmniej tak sądzę po stroju, który ten samozwańczy obrońca Waterdeep miał na sobie. Także obaj Wildhawkowie - Theodor wzruszył ramionami - Mówiłem ci już, że nie znam tamtych. Co chcesz więc wiedzieć?
- Muszę przyznać, że ci, których zabiliście, mieli przewagę liczebną, a i tak sobie z nimi poradziliście… Bez strat? Jak to możliwe, że tyle osób nie dało rady kilku? I kiedy pojawili się inni, aby wspomóc ciebie i selunitów?
-Mnie nie pytaj, nie moja to zasługa. Większość trupów miał na koncie ten typ w czarnej zbroi. Głównie dzięki niemu żyjemy. A kiedy się pojawili? Nie jestem pewien. Krótko po rozpoczęciu walki, jak sądzę.
- Po rozpoczęciu walki dotarł także elfi mag oraz Azul Gato i obaj przyczynili się do pokonania “heretyków”?
-Tak...tak sądzę. Wybacz, ale marnie się czuję. Nie jestem pewien, ale tak, obaj pomogli, acz ten rycerz o którym mówiłem najbardziej przysłużył się bożemu dziełu.
- Ten rycerz… Najwyraźniej jest potężną personą, a jednak umknął przed strażą nie próbując nic zrobić i zostawiając was samych. - śledczy zamyślił się na chwilę - Mówisz o kimś, kto najwyraźniej wyparował tak szybko, że żaden z naszych go nie widział, a to on wedle twoich słów stoi za zabiciem większości tych ludzi. - pokiwał lekko głową - Ale skupmy się na czymś innym, aby cię zanadto nie męczyć. Widziałeś kiedy pojawił się Naraltan Wildhawk i jego syn, Amandeus Wildhawk?
-Nie jestem pewien, rozumiesz, walka o życie dość znacząco upośledza funkcje poznawcze. Chciałem powiedzieć, spostrzegawczość. Ale nie wzięli udziału w walce.
- Także nie zauważyłeś, żeby Amandeus Wildhawk zachowywał się jakkolwiek agresywnie w stosunku do swojego ojca?
-Jego ojca? - Theo zastanowił się - Nie.
- Walka musiała być dla ciebie dramatyczna, Moneto, sądząc po twoich ranach, ale skoro ten rycerz zabijał, to ty nie musiałeś sobie zapewne brudzić rąk.
-Taki już jestem - prychnął Theodor - Boję się ryzyka i uciekam gdy tylko mogę. A tak poważniej - wzruszył ramionami - zabijałem. I nie jestem z tego cholera dumny. Winę wyznaję i oczekuję kary. Ale nie spodziewaj się ,cholera jasna, skruchy.
- Nikt nie powiedział, że tego się spodziewam czy oczekuję. - odparł Zanis - Zdumiewa mnie jednak zbieg okoliczności, że najpierw przed zabójstwem ratuje cię Tarnius Gazgo, ten starszy selunita, który wyrwany został z przytułku dla obłąkanych, zaś później tajemniczy, nieśmiały rycerz w czarnej zbroi tak naprawdę ratuje ci życie. Muszę przyznać, że komuś na tobie musi zależeć i darzy cię sympatią, jak i tamci musieli cię obdarzyć.
-Dlaczego mnie? A może selunici i rycerz nieśmiałek darzyli się sympatią? Nie mnie to wiedzieć.
- Ci, co chcieli obalać bogów mieli naprawdę ciekawe poczucie humoru. - odezwał się Zanis nagle zmieniając temat - Wiesz, że sala, w której was znaleźliśmy była poświęcona bogini? Siamorphe?
-Była. Dobrze powiedziane. I tak, wiem to.
- Zakładam też, że nie wiesz jaki cel mieli inni w mordowaniu tych ludzi? Ty walczyłeś o przetrwanie, dwaj selunici zapewne też, ale rycerz? Azul Gato czy ten elf? Nic w zachowaniu któregokolwiek z nich nie zdradzało jego intencji?
-Rycerz jako pierwszego zaatakował apostatę. To może świadczyć o jego celu, choć równie dobrze mogły nim kierować nakazy taktyki. Rozumiesz, sfora gdy braknie przywódcy zwykle idzie w rozsypkę.
- Czy ktokolwiek zdołał opuścić to pomieszczenie żywy?
-Przypuszczam, że chodzi ci o tych heretyków. Powiedziałbym, że nie, ale ponieważ do tej grupy należeli również magowie dysponujący zaklęciami niewidzialności, nie mogę być pewny.
- Mieli magów, a jednak przeżyliście. Muszę przyznać, że to spore osiągnięcie.
-Też tak myślę.
- Nie będę cię więcej męczył, Moneto. - niespodziewanie stwierdził Zanis - Ale gdybyś coś jeszcze sobie przypomniał, co pomogłoby nam, a w tym i tobie… Rozumiesz, druga strona tego konfliktu z rezydencji już nie może nic powiedzieć na swoją obronę.
-Czemu mnie to nie cieszy - mruknął Theodor - Czy mogę już wracać do swej luksusowej celi?
- Tak, zostaniesz do niej odprowadzony. Nie chcemy, abyś upadł i zrobił sobie większą krzywdę, tylko… - spojrzał na Theodora - …czemu otrzymałem sugestię, abyś został umieszczony w jednej z mniejszych cel, czego nie uczyniłem? Masz agorafobię?
Theodor wzruszył ramionami.
-Cela to cela. Niczym się jedna nie różni od drugiej. Wiem coś o tym.
- Nie wątpię, Theodorze, nie wątpię.
 
Jaśmin jest offline