Poradzicie sobie, Jost powtórzył w myślach słowa ich pracodawcy. To był wyraz zaufania? A może Heintz chciał dodać ducha swym wysłannikom. W każdym razie Jost uznał, że pomysł z natychmiastowym atakiem na osłabionych bandytów ma pewien sens.
Pierwsze słowa Arno nijak do zlecenia nie pasowały, ale krasnolud umiał połączyć swoją wyprawę do lasu z tym, czego pragnął Heintz.
- A mnie, że dobrze stało się, się zdaje. Berta pomoc do kota odwrócenia ogonem przyda nam się. Salvatore jest trup? Jest. Zbójców trupy są dwa? Są. Więźniowi wyznać proponuję naszemu teraz prawdę samiuśką. W las ujechać raczył, Strzały Czarne dopadły go tam, śmierć jego pomścić całkowicie prawie udało się nam, trzeciego opisać zbójcę i trupy przedstawić dowód jako. Po mojemu rodziny pościgu uniknąć da jeszcze się - rzekł khazad rozparty na krześle.
- Oby, oby. - Heintz nie do końca przekonany machnął ręką.
Jost również nie był przekonany do tego rozumowania. Co z tego, że to Czarne Strzały dopadły Salvatore’a, skoro ten ostatni nie do końca z własnej woli nocą jechał przez las. Aż szkoda, że ochroniarze z nim nie pojechali. Od razu by i świadków zabrakło zajścia w “Gęsi”, a zaginięcie Salvatore’a na wieki pozostałoby tajemnicą dla jego rodziny.
- Cichy pogrzeb mu się wyprawi, bo goście o niczym nie powinni wiedzieć - powiedział na głos.
- Dam radę - powiedział po dłuższym zastanowieniu Winkel. - Już jest dużo lepiej. Przez cały czas robiłem okłady. Nie mogę puścić reszty samopas i osłabiać składu - powiedział do pracodawcy Bert.
- Zabijcie więźniów. Bert, pomóż proszę Arno. Niedługo wrócę, muszę się umyć - stwierdził ponuro Edmund i wyszedł.
Manfred na słowa Kaninchera kategorycznie pokręcił głową na znak niezgody, a Jost z niedowierzaniem pokręcił głową. Pomysł z zabijaniem więźniów wydał mu się całkiem nie w porządku. W przeciwieństwie do pomysłu z umyciem się, który był nad wyraz trafny.
Pozostawała tylko nadzieja, że Edmund z przekąsem mówił, a nie że tak krwiożerczego człeka do kompanii przygarnęli.
Arno machnął ręką.
- Kusztykanie zawadza jedynie mi. Jakoby radę dało zrobić coś, co pozbyć pozwoli tego mi się, to dużo dla mnie będzie już.
- Rozumiem, że idzie tylko nas sześciu? - spytał Eryk, pracodawcę.
- Tylu was wystarczy do sprawdzenia ruin. Wyjdźcie z wioski cichcem - odparł Heintz.
Powody cichego wyruszenia były jasne. Wszak Czarne Strzały mogły mieć w Franzenstein swoje oczy i uszy. Nawet na pewno miały...
A poza tym, gdyby wyprawa poniosła klęskę, to lepiej by było, gdyby nikt się o tym nie dowiedział.
Oczywiście dla Heintza lepiej. |