Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2015, 21:37   #167
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To była niespodzianka… w innych okolicznościach pewnie zaskakująco miła. Ale obecnie Gaspar nie był w nastroju. I obca kobieta budziła jedynie podejrzliwość, mimo że była atrakcyjna.
- Ty mi powiedz, wygląda na to że wiesz więcej ode mnie. - mruknął poeta ponuro przyglądając się czarodziejce.- Kim jesteś i co tu robisz?
- Obawiam się jednak, że wiem mniej od ciebie, a jest to zaiste nieprzyjemne uczucie. - odparła kobieta i skinęła delikatnie głową Gasparowi.
- Nadal nie określiliśmy twej… natury i imienia. A to jest jednak prywatna posiadłość.- przypomniał mag kierując się do kuchni, gdzie trzymał także świeże tkaniny na opatrunki.
- Leliana. - kobieta przyglądała się, jak Gaspar zmierza do kuchni, ale sama nie ruszyła się z miejsca i przechyliła nieznacznie głowę - Jestem miłośniczką kotów.
- Miłośniczka kotów.- zamyślił się Gaspar zdejmując ubranie, by obejrzeć i opatrzyć ranę.- Tak w zasadzie, to w tej posiadłości jakiś złowrogi kult porywał kapłanów i próbował nawrócić na swoją drogę… bogobójców. Banda filozoficznych czubków, pod dowództwem starego Wildhawka i kogoś jeszcze… co się tam zdarzyło, nie wiem. Bowiem pojawili się tam inni badacze, a potem nie wiadomo skąd straż Waterdeep.
- Wszystko ma swoje powody i konsekwencje, jak zwykł mawiać mój mentor. - Leliana patrzyła na Gaspara, który pozbawił się górnej części odzienia. Rana nie była bardzo głęboka, ale trochę krwawiła i dość bolała grożąc, że jeszcze poboli jakiś czas. - Potrzebujesz z tym pomocy?
-Powody… konsekwencje… ciężko się ich szuka, gdy wszędzie ganiają strażnicy.- uśmiechnął się kwaśno dramaturg.- O jakiej pomocy mówimy?
- Spełniają swoje obowiązki. - odparła kobieta i wskazała na ranny bok Gaspara - Z tym krwawiącym kłopotem.
-Byłoby miło.- zgodził się z nią Gaspar.
Leliana wstała z łóżka i podeszła do dramaturga. Wzięła od niego tkaniny, po czym przyjrzała się ranie.
- Masz alkohol?
-Najlepszy…- wskazał kciukiem na barek.
- Świetnie. - podeszła do barku i wyciągnęła z niego mocny, cormyrski trunek, który swoje kosztował, po czym odkorkowawszy butelkę zmoczyła nim trochę jedną z trzymanych szmatek - Bogobójcy… Co planowali niby? - wróciła do Gaspara i spojrzała mu w oczy.
- Zabić bogów… najwyraźniej istoty będące ucieleśnieniem sił rządzących światem, nagle można zarąbać mieczem.- odparł ironicznym tonem poeta, bowiem uważał cały ten kult za jakiś absurd.
- Absurdalne, prawda? - przyłożyła namoczoną alkoholem szmatkę do rany Wyrmspike’a zaczynając ją w ten sposób dezynfekować. Gaspar musiał przyznać jedno - piekło jak diabli, szczególnie że Leliana nie powiedziała chociaż “zaciśnij zęby”. - I szanowany lord Wildhawk miałby przewodzić temu szaleństwu?
-Nie… ktoś inny. Myślę że jakiś były lub obecny kapłan.- wzruszył ramionami.- A cały ten kult, to banda idiotów, która nabrała się na ten pseudofilozoficzny bełkot.
- Rozumiem. - przemyła ranę oraz jej okolice i zaczęła nakładać suchy, czystą tkaninę - Stary Wildhawk… a młody? Jego najmłodszy syn, który pozostał w Waterdeep?
- Co młody?- zapytał zaskoczony czarodziej.- Co ma z nim być niby?
- Czy on wspomagał ojca, oczywiście, w tym szaleństwie.
- Nie… ale jakie to ma znaczenie?- zapytał retorycznie Gaspar.
- Może żadne. Może znaczy wszystko. - odparła Leliana rozrywając jedną z tkanin i obwiązując nią ranę, tym samym utrzymując opatrunek na miejscu. - Powstrzymaj się jednak przed akrobacjami tej nocy.
- Tej nocy to już idę spać… zresztą. Akrobacje mnie nie interesują w najbliższym czasie.- westchnął cicho Gaspar.
Odsunęła się od Gaspara i wróciła do łóżka, aby ponownie na nim usiąść.
- Skąd to nagłe zainteresowanie rezydencją Wildhawków się wzięło?
- A skąd u ciebie zainteresowanie tą sprawą?- zapytał Gaspar również zmierzając do łóżka.
- Miasto ma swoje oczy i uszy, Gasparze, i ktoś musi za nie robić. - odparła przypatrując się podchodzącemu dramaturgowi. Kiedy był już blisko zapytała nieoczekiwanie - Czemu przyjąłeś do trupy krewną Amandeusa?
- Booo… nie mam pojęcia, że ona była jego krewną, tak jak i nie mam pojęcia że mogła szpiegować dla jego świrniętego tatusia….- wzruszył ramionami dramaturg, zdejmując buty i odkładając oręż obok łóżka. Usiadł na nim.- Miasto nie ma oczu i uszu, mają je konkretni ludzie w mieście. Komu ty przekazujesz ploteczki Leliano?
- Pytanie raczej powinno brzmieć, czemu się nimi ze mną dzielisz, skoro tego nie wiesz?
- Bo uważam, że jesteś powiązana ze świątynią Sharess… - wzruszył ramionami czarodziej kładąc się na łożu.- Ale teraz jestem zmęczony i zamierzam wykorzystać resztę nocy na sen, więc jeśli masz jeszcze jakieś pytania… to poczekaj do rana.
Leliana uśmiechnęła się.
- Odpoczywaj, odpoczywaj poeto. Mogłabym tu zostać czy wolisz, abym na razie opuściła twój azyl?
-Czy ja wyglądam na kogoś kto wypędza piękne czarodziejki ze swego mieszkania, albo łoża…- zapytał retorycznie mag zerkając na Lelianę.- A tak w ogóle… to poza imieniem, co jeszcze możesz o sobie powiedzieć?
- Myślałam, że jesteś zmęczony? - kobieta uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem.
- Ale rano nie będę…- zaśmiał się Gaspar przyglądając się z pozycji leżącej Lelianie.- I rano możemy porozmawiać.
Leliana chciała coś odpowiedzieć, ale wtedy oboje usłyszeli odgłos drapania drewna dobywający się zza drzwi do mieszkania Gaspara, a zaraz po nim przeciągłe miauknięcie.
- Twój kotek? - zapytał Gaspar przyglądając się czarodziejce.
- Nie… - zerknęła na dramatopisarza - Wpuścić go? - miauknięcie powtórzyło się, tym razem bardziej natarczywe - Chyba nie odejdzie tak łatwo.
- Wpuść… -stwierdził Gaspar wstając z łoża. Ta noc jakoś nie chciała się skończyć.
Leliana podeszła do drzwi i otworzyła je. Ludzie nie zdążyli nawet zareagować, bo kiedy tylko drzwi zostały uchylone do środka wpadł pędem szaro-niebieski kot, którego Gaspar już znał i pędem dopadł do łóżka wskakując na nie z rozpędem. Spojrzał na poetę i jego nową koleżankę, zamiauczał ponownie, po czym zaczął mościć sobie posłanie miętosząc poduszkę.
- To na pewno nie twój kot?
- Nie mam chowańca… są kłopotliwe.- wzruszył ramionami Wyrmspike przyglądając się intruzowi. I westchnął.- Chyba jednak dziś nie będę miał okazji się wyspać.
Leliana usiadła w fotelu przyglądając się całej scenie.
- Cóż, może nie będzie on kłopotem, a ja nie będę przeszkadzać. - kot zakończył proces ugniatania poduszki i zwinął się na niej w kłębek mrucząc cichutko.

- Nadal nie odpowiedziałaś kim ty jesteś… a przecież skoro włamałaś się do mnie i mnie przepytywałaś o szczegóły… których oficjalnie nie znam, to skądś musiałaś to wiedzieć.- stwierdził Wyrmspike idąc do barku i wyjmując z niego karafkę. Nie dawano mu spać, więc planował przynajmniej nieco się upić.
- Nie jesteś w stanie pozostać tak tajemniczy jakbyś chciał, niestety. - przymknęła delikatnie oczy.
- Jakoś sobie radziłem… ale nie mówimy teraz o mnie, a tobie Leliano.- przypomniał dramatopisarz, przynosząc karafkę i dwa kielichy. Nalał trunku za karafki do nich i usiadł w fotelu na przeciw swej rozmówczyni.- Więc kim jest Leliana, która po nocach włamuje się do cudzych mieszkań?
- I opatruje znanego komediopisarza. Nie zapominaj o tym. - przyjęła kielich.
- I wykręcasz się ciągle od odpowiedzi.- przypomniał czarodziej.
- Nie jestem ciekawa, ale dobrze. Uważaj mnie za… wysłanniczkę kogoś, kto nie szuka krzywdy niebieskiego kota.
- I znowu wykręty… co zamierzasz zrobić w sprawie Wildhawków? Jestem pewien, że staruch się jakoś wykręci i pewnie złożę mu później wizytę.- westchnął Gaspar pocierając podbródek.- Ale samotnie… tłok nie służy moim działaniom.
- Ja? Nic. - odparła Leliana upijając trunek z kielicha - Nie ze swojej inicjatywy przynajmniej, a i ani myślałam pchać się do Naraltana Wildhawka. Co ty jednak zamierzasz z nim zrobić?
-Nie wiem… albo go zabiję, albo wymuszę kompromitujące zeznania. Tak czy siak… zamknę sprawę… po swojemu.- wzruszył ramionami Gaspar.
- Po co miałbyś go zabijać, kocie? Niebieski nie komponuje się z czerwienią krwi. Jeżeli głowa rodu Wildhawk jest winna tego, co jej zarzucasz to zawiśnie na szubienicy tak czy inaczej.
- Jeśli nie będę miał wyboru…- wzruszył ramionami Wyrmspike.- Jestem zmęczony i nie wiem co się stało po mojej ucieczce. I mam jeszcze… kilku przyjaciół, którzy lubią takie ploteczki.
Leliana milczała przez chwilę poruszając w zamyśleniu trzymanym kielichem, po czym zapytała:
- Dlaczego poszedłeś do Wildhawków?
- Umiem wyciągać informacje od moich wrogów… magia.- wzruszył ramionami Gaspar.- Tę akurat wyciągnąłem z niedoszłego zabójcy Amandeusa.
- Informację, że Naraltan przewodzi ruchowi zabójców bogów?
- Że kapłanka Sharess jest przetrzymywana w posiadłości Wildhawka.- wzruszył ramionami dramatopisarz popijając wino.
- Znalazłeś ją?
- Nie miałem okazji.. ale może straż Waterdeep ją znalazła.- zamyślił się Gaspar.
- Może… - Leliana zapatrzyła się w taflę wina - Tylko co zrobisz, jeżeli jej nie znaleźli?
- Sam ją znajdę.- wzruszył ramionami czarodziej pocierając kciukiem podbródek.
Spojrzenie kobiety zdradzało, że nie była ona przekonana co do możliwości sukcesu takiego przedsięwzięcia.
- Rozumiem… - ponownie zamilkła na moment - Nie możesz zabić Naraltana Wildhawka.
- Niby to dlaczego?- zapytał zaciekawiony Gaspar.
- Lord Naraltan Wildhawk jest istotny i potrzeba go żywego… przynajmniej na razie. Jeżeli jest jak mówisz i przewodził szaleńcom to zapewne i tak zawiśnie prędzej czy później, ale na razie jego śmierć nie byłaby na rękę. - urwała, ale wyraźnie spodziewała się, że to może nie wystarczyć Gasparowi, więc kontynuowała - Ojciec twojego rywala scenicznego nigdy nie był typem, który wzbudzałby sympatię, ale zawsze miał głowę na karku. Cokolwiek się stało - zmieniło człowieka. Niemniej Naraltan wciąż posiada swoje wpływy i swoją wiedzę, która jest pożądana.
- Pożądana przez kogo?- zapytał zamyślony Wyrmspike.
Leliana uśmiechnęła się.
- Przez tych, dla których ważne jest dobro Miasta Wspaniałości, oczywiście. - spoważniała - Naraltan przyciągnął uwagę osób potężniejszych od siebie i nie bez powodu, a jedną z takich osób jest mój mocodawca, dla którego istotne jest życie ojca Amandeusa. - spojrzała uważniej na Gaspara i uśmiechnęła się - Chociaż równie dobrze mogę pracować dla jakiegoś króla podziemi Waterdeep, prawda?
- Rzecz w tym że dobro tego miasta widzi każdy inaczej.- Gaspar dopił kielicha i nalał sobie trunku.- Więc powinnaś wyciągnąć bardziej przekonujące argumenty. Naraltan może zawiśnie, może nie… Sprawiedliwość była ślepa.
- Powieszenie Naraltana może i byłoby sprawiedliwe, może by nie było, ale na pewno byłoby na szkodę dla Waterdeep, w aktualnej sytuacji. Dla mojego mocodawcy najważniejsza jest stabilizacja miasta i zabezpieczenie go, ale możesz mi wierzyć, że jeżeli lord Wildhawk jest winny czegoś więcej niż tylko bycia szalonym, to nie wywinie się z tego. Na to masz słowo osoby, która mnie wysłała.
-Trudno mówić o stabilizacji, gdy taka sekta szalała po mieście porywając kapłanów, nieprawdaż?- zapytał ironicznie Gaspar.
- Trudno. - zgodziła się niechętnie Leliana - Ale czy egzekucja Naraltana w tym momencie poprawiłaby sytuację? Nie. Czy on sam współpracując mógłby ją poprawić? Owszem, jako że sekta to nie był jedyny problem. - potarła podbródek - Gasparze, zupełnie nie wierzysz w to, że sprawiedliwość może zatriumfować w Waterdeep? Wziąłeś sprawy w swoje ręce, ale może pora choć raz pozwolić innym na ich działania?
- Nie mam zamiaru mordować Naraltana, ale nie zawaham się, jeśli staruch mnie do tego zmusi swym zachowaniem.- wyjaśnił Gaspar.- Niech więc twój tajemniczy pracodawca postara się, bym nie potrzebował się z nim spotykać. I problem… rozwiązany, nieprawdaż?
Leliana spojrzała poważnie na Gaspara, ale w momencie, gdy chciała coś powiedzieć cały nastrój popsuł leżący na łóżku kot, który zamiauczał przeciągle i bardzo głośno.
- Chyba jest głodny… - mruknęła niepewnie kobieta.
- To dachowiec… pewnie złowi sobie jakąś mysz.- burknął czarodziej, ale po chwili wstał i ruszył do niewielkiej kuchni, by zerwać dla dachowca jeden z wiszących tam płatów suszonej ryby.
Szarawy kot przyglądał się Wyrmspike’owi, ale nie ruszył się ze “zmiękczonej” poduszki, jednak uniósł wyżej łepek, kiedy Gaspar złapał za jedzenie.
- Gasparze. - odezwała się Leliana, kiedy poeta wrócił z rybą - A jaki jest niebieski kot? Woli także łowić myszy, jak dachowiec czy raczej być pieszczonym i chwalonym przez piękne kobiety w salonach, jak rasowy?
- Nie wiem… nie zajmuję się kotami.- wzruszył ramionami Wyrmspike.- Zwierzęta wymagają czasu, a ja rzadko mam czas.

Kobieta przymknęła oczy zupełnie, jakby miała zamiar usnąć, jednak spod delikatnie uniesionych powiek na dramatopisarzu zawisło jej spojrzenie, a cała ta scena miała jakiś swój urok, chociaż już do interpretacji rozmówcy Leliany było czego dotyczy ten urok.
- Przerośnie cię to. - powiedziała cicho.
- Wiem, wiem… może więc ty jesteś zainteresowana opieką nad kotem?- zapytał ironicznie dramaturg zapijając swe rany markowym alkoholem.
- Komediopisarz zawsze pozostanie wierny komedii. - mruknęła Leliana - Nie potrzebuję kota, a i on przyszedł do ciebie, ale wiem też, że ty możesz potrzebować czegoś innego… co być może mogę ci dać. - szepnęła.
- Tak? Co dokładnie?- zapytał Gaspar zerkając na kobietę zaciekawiony.
- Nie wspomogę cię w twoich scenicznych zapasach z konkurencją ani w zdobywaniu większych funduszy na nie, chociaż oba mogłabym, ale wolę pozostawić to twojej rozrywce. Jest jednak kwestia, że niektórzy chcieliby widzieć kota w swoich łapach, czasami go zaduszając. I nie są tak bardzo daleko. - odparła Leliana, po czym dodała - Jest też kwestia porwanej kapłanki, prawda? Nie znam szczegółów, ale kto wie… W końcu nie znam jeszcze szczegółów, ale z tego co mówisz szykuje się większa sprawa, zaś po dzisiejszej nocy… Azul Gato będzie miał o wiele ciężej, jeżeli zechce szukać kapłanki.
- Pomoc zawsze się przyda. Nie powiem… sam też zamierzam skorzystać z pomocy różnych moich kontaktów.- potwierdził Gaspar opróżniając kolejny kielich trunku.
- Wydaje mi się, że będziemy mogli zaoferować więcej pomocy niż same informacje, kocie.
- Zamieniam się więc cały w słuch.- odparł z uśmiechem czarodziej. Dotąd bowiem słuchał ogólników, więc teraz liczył na konkrety.
- Cała straż zostanie postawiona na nogi, i zapewne już została, w sprawie Wildhawków, bo w tym momencie nie poddaję w wątpliwość twoich słów. Oznacza to, że jeżeli cię widziano w rezydencji, to będą cię ścigać z pięciokrotną zapalczywością, a to, co robili dotychczas będzie tylko dziecinną zabawą, co ulegnie zmianie. Nie przechytrzysz wszystkich, Gasparze i mam nadzieję, że rozumiesz to niezależnie od wielkości ego jakie posiadasz.
- Więc kotek zniknie na jakiś czas. To akurat nie problem.- wzruszył ramionami czarodziej splatając palce razem.- A ty… znów lawirujesz moja droga. Zapewne jesteś z zawodu prawnikiem, prawda?
- Z zawodu jestem bardziej seneszalem, Gasparze, ale my nie o tym, daj mi dokończyć. Niebieski kot wcale nie musi znikać, jeżeli tylko sprzymierzeniec zdejmie mu z głowy straż miejską… przynajmniej w pewnym stopniu.
- Pomoc jest zawsze mile widziana.- zgodził się Gaspar, choć w tej chwili nie przewidywał większej roli dla Azul Gato. W końcu pisarz miał zawsze więcej niż jednego asa w rękawie.
- Także przydałoby się zdjąć ci z głowy zbyt pomysłowego strażnika, który zainteresował się twoją osobą. - odparła niewinnie kobieta - Żeby nie wyciągnął cegiełki tego domku z kart.
- A który to jest tak uparty, żeby gonić kota po dachach?- zapytał zaciekawiony Wyrmspike. Wiedział co prawda, że zalazł straży za skórę, acz nie spodziewał się, któremuś ze strażników osobiście zależało na złapaniu Azul Gato.
- Starszy śledczy Marcis Pister, którego słowa dochodzą do komisarza straży. - odparła Leliana - To bardzo bystry mężczyzna i dobry w tej zabawie, powiedziałabym wręcz, że lepszy od swoich kolegów.
-Żeby tak ścigali prawdziwych przestępców, jak to czynią w przypadku Kota.- westchnął teatralnie Gaspar.
- Nie każdemu muszą się podobać twoje metody, Gasparze. Dla części jest to po prostu łamanie prawa.
- Pfff… zabijcie mnie, bo skutecznie ratuję życie różnym nieszczęśnikom.- burknął Wyrmspike i spytał.- Co z tym Pisterem mogłabyś zrobić?
- Skierować jego uwagę na bardziej naglące obowiązki. - odparła lekko Leliana nieprzejęta burknięciem Gaspara - To da trochę wytchnienia, na pewien czas. Tutaj w końcu trzeba działać delikatnie, aby nie obudzić podejrzeń i nie dawać głupich pomysłów.
- Skoro masz takie możliwości, to zdobycie raportu straży na temat wydarzeń z posiadłości Wildhawków i zeznań złapanych tam osób… prawda?- zapytał retorycznie Gaspar.
- Zeznania bywają różne i nie zawsze zgodne z prawdą, co wydłuża proces jej poznawania. - kobieta przechyliła lekko głowę, jakby w zaciekawieniu - Czy masz jakikolwiek pomysł co mogło spowodować, że Marcis Pister zaczął nie tylko węszyć za Azul Gato, ale zwracać uwagę na Gaspara Wyrmspike’a?
- A zwraca? Nie zauważyłem?- wzruszył ramionami Wyrmspike upijając trunku.- Cóż… ostatnio moi pracodawcy byli hojni.. aczkolwiek niekoniecznie uczciwi. Niemniej artysta nie może być wybredny jeśli chodzi o hojnych patronów.
- Rozumiem. Zwraca i to nie z powodów zamiłowania do sztuki teatralnej. On łączy z jakiegoś powodu kota i poetę, chociaż umyka mi jego tok myślenia i miałam nadzieję, że ty mnie oświecisz.
- Nie jestem w stanie zaglądać do czyichś głów moja droga… tym bardziej, gdy są oni dla mnie jedynie imieniem bez twarzy. -wzruszył ramionami Gaspar.- Zresztą wiele żądasz sama niewiele mówiąc.
- Nie żądam, tylko pytam z dobroci serca. Zadaj więc pytanie.
- Więc… zdołasz zdobyć zeznania w sprawie wydarzeniu w rezydencji Wildhawków czy nie?- zapytał wprost czarodziej.
- Nie od razu, ale zdołam. - odparła kobieta.
- To będę czekał…- ziewnął dyskretnie Gaspar i dodał po chwili.- A teraz wybacz, ale spiłem się dość wina, by zasnąć w tym fotelu.
- Śpij, kocie. - Leliana wstała z fotela odstawiając pusty kieliszek - Ale sugerowałabym, abyś rano pojawił się na próbach swojej trupy, cały i szczęśliwy. Przyjacielska rada.


Ranek. Nakarmienie kota, który się do Wyrmspike przykleił, obejrzenie rany, obmycie, przygotowanie posiłku, zjedzenie go… rutyna.
Gaspar wykonał swoje obowiązku bez entuzjazmu i podobnie bez entuzjazmu przeprowadzał próby przed wieczornym przedstawieniem. Na szczęście, akurat entuzjazm nie był wymagany, bo póki co Wyrmspike nie miał jeszcze przygotowanej nowej sztuki.
Rutyna.
Cały poranek upłynął na tej rutynie i dopiero po obiedzie Gaspar udał się w okolice posiadłości Wildhawków… tej samej, którą odwiedził w nocy. Straże powinny już zniknąć z tamtej okolicy, nie sądził by były tam jacyś ochroniarze. Więc pewnie mógłby spokojnie ją przeszukać, a nawet gdyby ktoś go przyłapał, to… przecież był Gasparem Wyrmspikem, dramaturgiem często odnoszącym się w swych sztukach do prawdziwych wydarzeń. Nic dziwnego, że szukał inspiracji, prawda?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline