Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2015, 00:35   #23
Smirrnov
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
“Tak ci się humor zmienia co Morrigan?” Łak zmęł w ustach cisnące się przekleństwo zamierając na chwilę. I rzucając pretensje starej bogini wojny. Po chwili jednak, niemal bezwiednie pozwolił przejąć kontrolę nad sobą swemu wewnętrznemu wilkowi. Nie bez powodu.

-Ty... chodzisz w dzień. Jak? - spojrzał na Malkava (czy aby na pewno?) szukając oznak dymu czy cierpienia na jego potatuowanej twarzy. - To niemożliwe.

Oczy Arthura zmieniły barwę. Przemiana niemal krystalizowała się pod skórą charakterystycznymi cechami jego szczepu. Spoglądał na wampira (a może nie wampira) z wściekłością, zdziwieniem, ciekawością i przerażeniem, zmieszanymi jednocześnie i przepychającymi się o dominację. Ten Który Przemyka W Cieniu wyczekiwał w napięciu jakiejkolwiek oznaki ataku. Wiedział, że jeśli dał się zaskoczyć, to albo było to wywołane zmęczeniem, albo cholerny kocia jego matka Lucius był jeszcze większym mistrzem ukrywania się. Nie wyczuł go swymi zmysłami, a instynkt drapieżnika właśnie się budził oznajmiając poniewczasie o potencjalnym zagrożeniu w pobliżu. To musiało być zmęczenie. A może nie? Czekał jednak na wyjaśnienie, jakiekolwiek, zdolności uniknięcia samozapłonu przez pijawkę.

- Chodzę? W dzień? - zakpił Lucius - Chodzę. W dzień.
Taka była odpowiedź Malkavianina na pytania Arthura.

-Jak? TO NIEMOŻLIWE. - lekkie drżenie głosu zdradzało, że w walce emocjonalnej strach zaczyna górować nad resztą.- Walther wie o tym? - łak spoglądał na Malkava ze strachem.

Zaczynał pojmować ogrom szaleństwa nieżywego wynaturzenia. Strach zaczynał ulegać wściekłości. Na to, że ktoś był lepszy od niego w “chowanego” oraz na to, że miał niemartwy dowód na zakpienie z zasad wpajanych odkąd przeszedł przemianę. Pijawki w dzień nie chodzą. Filar jego przekonania został skruszony i chwiał się ledwie na ostatkach.

- Niemożliwe, a jednak - zaśmiał się Lucius.

Spokój i zadziwiająca klarowność odpowiedzi, tak niezwykła dla malkaviana, tylko potwierdzała przeczucia Garou. Lucius kłamał, nie. Nie kłamał, od początku twierdził że udaje, a to… To było dobitnym potwierdzeniem jego szalonych (jak wszyscy uważali) słów.

-Walther wie? - Arthur ponowił pytanie.
- A kto może wiedzieć, co wie włochaty. Ja nie wiem. -rozmowa z wampirem była trudna oraz męcząca i Arthur szybko się o tym przekonał.
Nie zamierzał się jednak tak szybko poddać.

-To inaczej. Ktokolwiek poza nami dwoma o tym wie? Pomijam, że wszyscy ale chodzi mi o tak niezbity dowód - wilkołak spoglądał to na niebo to na Luciusa.
Szaleniec siedział w cieniu jednak brak odruchów zdradzających dyskomfort nie uspokajał. Skutek był wręcz odwrotny. Przynajmniej dla kogoś, kto od dawna sądził, że takie pijawy, nie istnieją.

- Dowody? A jakie chcesz dowody? - spytał Lucius z szyderczym uśmiechem - Ja tam nie siedzę w umysłach innych, choć to ponoć przyjemne uczucie. Tak twierdził mój jeden ziomek. Niestety już go z nami nie ma. Korpus, rozumiesz? Ty mi lepiej powiedz, co żeś tam robił kochanieńki. - Lucius z rozbawieniem przekrzywił głowę, ostrość spojrzenia jednak, zdradzała dużą podejrzliwość. Szaloną podejrzliwość. Niepoczytalną

Futrzak spodziewał się tego pytania. Jak cholera się spodziewał. Wilk pod skórą nie bez powodu kąsał próbując uwolnić się przez cienką skórę homida. Zarówno dosłownie jak i w przenośni. Jednak gdy pytaniewybrzmiało poczuł ulgę. Nie uspokoiło go to, ale przynajmniej wiedział, że będzie mógł się wytłumaczyć.
-Dodatkowy zwiad. Niestety bezowocny, w większości.
- Taaaa zwiad. Nie ze mną te numer futrzaku. Lepiej mów prawdę. Dobrze radzę.
-Mam szczerze w dupie czy mi wierzysz czy nie. -oo tak, złość dawała się we znaki, a Arthur nie był mistrzem elokwencji - Faktem jest jednak że widziałem na sąsiedniej wyspie sygnały. A tuż po tym przyleciał śmigłowiec. Czy to zbieg okoliczności, nie wiem.
- Mów dalej. - Lucius dłubał sobie pod paznokciem. Irytująco. Jednak napięcie karku zdradzało, że słucha. Uważnie.

-Co do patrolu, wie o tym Bojan, podzielał moje powątpiewanie odnośnie “nic nierobienia” tej nocy. A wracając do sygnałów, światła. Alfabet morsa niestety. Z odpowiedzią z wyspy, naszej. I zadziwiające jest to, że zjawiasz się tuż po tym jak zniknął sprawca. Skubany jest tak dobry w ukrywaniu się jak ty. Mógłbym rzec, identycznie. - spojrzenie wilka było przesiąknięte podejrzeniami
- Ja dobry w chowanego? Nie, no co ty - zaśmiał znowu Lucius działając na nerwy Arthurowi - Wolę rozrywki o wiele bardziej wymagające pracy umysłu. A Bojan to stary łach. Nie bratałbym się z nim na twoim miejscu. To szczwany lis i zje cię na śniadanie. Będziesz pionkiem w jego grze. O wiele lepiej trzymać ze mną.
-W moim odczuciu, zje mnie każdy kto wie więcej ode mnie. Siedzicie tu dłużej, a ja powiedziałbym, ze względu na okoliczności, jestem jedynie przejazdem.
- Bystry jesteś jak na łach. Podobasz mi się. Dobra ja będę się zwijał. Sprawdzę to co mówisz.
-Poczekaj - zatrzymał malkava - Walther i tak będzie wiedział więc nie ma sensu ukrywać przed tobą "- CZAS - JEDEN - TRZY - NATHIR - BLASK" to nadawano z wyspy. Północno zachodniej o ile mnie pamięć nie myli. Warto żeby jeszcze ktoś wiedział poza miśkiem.
- Spotkajmy się tutaj wieczorem - zaproponował Lucius - Walther pewnie będzie chciał omówić wszystkie sprawy, ale chuj mu w dupę. Czas samemu się zacząć troszczyć o bezpieczeństwo.
-Przed, czy po spotkaniu? Bo na pewno jakieś się odbędzie. I nie lepiej być na nim by znać opinie wszystkich?
- Oczywiście, że po. Jakbyśmy się na nim nie zjawili to misiu, by nam nie wybaczył.
-Tak wiem, szpiedzy - przerwał mu. - To po spotkaniu. Ale i tak Ci nie ufam. Właściwie, nikomu nie ufam. Nie do końca. Inaczej bym nie przeżył tak długo. Tak sądzę. - Wilk minął Lucjusa.

Gdy tylko ten zniknął mu z oczu dał upust swemu wilkowi. Wszedł w Crinos i wypuścił narastające w nim napięcie. Oczywiście kontrolując furię. Nie chciał przecież stracić panowania nad sobą całkowicie. Ktokolwiek teraz by go zobaczył ujrzałby bardzo ciekawy widok. Nie widząc jednak obu przemian, nie uwierzyłby. Bowiem w odróżnieniu od innych garou, wilk Arthura wyglądał inaczej niż homid. Wiele miesięcy wcześniej, jego pierwszy mentor, po przemianie na jego oczach, skomentował dość dobitnie. "On jest kurwa rudy, rozumiecie to? RUDY!"



Po uspokojeniu się i powrocie do swej postaci rasowej, pozbierał leżące na ziemi przedmioty, które nie były z nim bezpośrednio powiązane. Przezornie je pozdejmował bo jego dochód został odcięty i nie wiedział czy kiedykolwiek jeszcze stać go będzie na nową koszulę. A szyć nie potrafił. Skierował się okrężną drogą do wiszącego legowiska. Patrząc pod nogi i uważając na potykaczki i inne Luciusowe pułapki. Nie ufał szaleńcowi tak samo jak Bojanowi, temu całemu księciu i innym pijawom. Wolał zatem sam zanieść dziwne wieści Waltherowi niż gdyby miały to zrobić trupy. W zasadzie miśkowi też nie za bardzo ufał, wiedział o łakach które nagle zniknęły, by powrócić do plemienia przynosząc zagładę. Tylko dlatego, że w taki sposób rozproszona została wataha wędrowców,pomagająca mu przez chwilę po rozłące z Gangrelem.
Kto wie, może misiek tez takim był. Jednak to nie był czas i pora na takie przemyślenia. Należało złożyć raport ze zwiadu.
Po dotarciu na miejsce, przepakował ekwipunek i przepłukał twarz wylewając nań pół butelki wody. Co jak co, ale ważne informacje wymagały powagi i kultury. Chociażby pozornej. Wytarł kark i ramiona, włożył koszulę i wyciągnął pasek suszonego mięsa. Przegryzając przygotował się jeszcze na potencjalny napad wściekłości miśka, dodatkowy nóż, herbata na uspokojenie i można było ruszać. Drogę znał, jednak nigdy nie wchodził do jego gawry, a dzwonka nigdzie raczej miśko nie wywiesił.

-Waltherze! - krzyknął na tyle głośno, by nie drzeć się na całą wyspę. Jego podróż do jaskini obrana została rozmyślnie naokoło. Już i tak był na linii marginesu względem podejrzeń po przyłapaniu przez Luciusa. O jego wypadzie, miał się teraz dowiedzieć ktoś trzeci.
-Jesteś tam?! Czy czekać tutaj?! - dodał dla pewności. Powoli zmęczenie dawało mu się we znaki. Ostatnio udawało mu się wyrwać kilka godzin snu z nocy, ale tym razem nie kładł się wcale. Co zaczynało mu doskwierać. “Zakończmy to już i niech dadzą mi spać”
- Jestem - padła odpowiedź z wnętrza - Wejdź.
Leże niedźwiedzia było proste, żeby nie powiedzieć toporne. Jedynymi rzeczami świadczącymi, że nie mieszka tutaj zwykły niedźwiedź była broń umieszczona we wnęce. Jednej z wielu mieszczących się w pomieszczeniu, a także metalowa skrzynia w jakiej wojsko przewoziło swój sprzęt.

-Znasz mnie na tyle długo by wiedzieć o mojej paranoi - odpowiedział wilk zaraz po wejściu. - Postanowiłem pójść na zwiad na drugą stronę wyspy zaraz po naszym spotkaniu. Wczoraj. Nic się nie działo i niemal przysypiałem. - garou spojrzał na minę miśka, ale nie chciał by powstał konflikt nim skończy to co ma do powiedzenia, ciągnął wiec dalej jednym tchem - Tuż przed świtem zebrałem się z mojego północnego postoju i zamierzałem obejść na zachód z powrotem do doków. Jednak nim jeszcze szary świt na dobre zagościł, zauważyłem światła. Konkretniej sygnały. Z sąsiedniej wyspy. I dostały one od kogoś odpowiedź. Wiadomość brzmiała "- CZAS - JEDEN - TRZY - NATHIR - BLASK",
a po odpowiedzi, której ze względu na położenie nie odczytałem przyszło "-SIEG HEIL" czy jakoś tak
- wilk patrzył na każdą najdrobniejszą oznakę agresji ze strony miśka. Nie widział go w akcji, ale widział w jego formie Crinos. Cóż, niedźwiadek był dwa razy większy niż wilk w tej formie, a do niskich garou nie należał. Zamierzał zejść mu z pola rażenia i jeśli będzie trzeba, rozpocząć gonitwę wokół wyspy. Wiedział że może go zmęczyć. Liczyła się wytrzymałość, a tę garou miał wyśmienitą, przynajmniej według Arthura.

- Widziałeś kto nadawał sygnały? - zapytał Walther.
-Północno zachodnia wyspa. Osób jednak nie dojrzałem. Chwilę później przyleciał ten śmigłowiec. - odpowiedział Arthur, zgodnie z prawdą.
- Dzięki, że mi o tym powiedziałeś. To niewątpliwie jakieś szyfr. Tylko co do cholery znaczy. Będę musiał pomyśleć. Muszę się zobaczyć z lisicą. Kazałem jej obserwować naszego nowego gościa. Jestem ciekaw, co robił w nocy.

-Żałuję że nie dorwałem tego kto odpowiedział. - wilk rąbnął pięścią w ścianę - Sukinsyn ukrywa się lepiej niż ja. Na pewno miał szkolenie szpiegowskie. Tak dokładnie zatartych śladów nawet snajperzy nie stosują. Idę się przespać. Przytulnie tu - rzucił na odchodne i skinął głową miśkowi
- A zapach? Próbowałeś go wywęszyć?
-Cholera tak - odpowiedział zatrzymany w pół kroku - Wodorosty, z jakimiś chemikaliami. Śmierdziało jakby ktoś otworzył restaurację rybną w laboratorium chemicznym, uprzednio nie wysprzątawszy. Wiesz może co to? - garou spojrzał na Walthera szukając oznak wahania, drżenia, czegokolwiek co potwierdzałoby, że stary niedźwiedź wie więcej niż ktokolwiek inny.
- Nie mam pojęcia - mruknął Walther - ale węszę kłopoty. Duże kłopoty.
-Omówimy to wieczorem. Mam nadzieję. Znikam spać. Nie budźcie mnie przed południem, chyba że będzie się palić. - po tych słowach Arthur wyszedł z jaskini niedźwiedzia i udał się na spoczynek. Miał nadzieję, że bez głupich przerw. Poprawił posłanie, zasznurował wejście i ułożył po obu stronach głowy nóż. Przymknął powieki "NARESZCIE" i po sekundzie już spał.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 13-07-2015 o 09:38.
Smirrnov jest offline