Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2015, 16:08   #168
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Ocero


- Miło cię znowu widzieć Marcis. Wiesz jak to jest, dzieci dorastają tak szybko. - Ocero usiadł na wskazanym miejscu - Już straciłem rachubę ile razy tu byłem.
- Szczególnie szybko dorastają te elfie dzieci. - skwitował Marcis - Byłeś tu wielokrotnie, ale nigdy w tak… konkretnej sytuacji, prawda?
- Nigdy nic, aż tak poważnego. - kiwnął głową kapłan - Zanim zaczniemy, mogę wiedzieć co spotkało Wysokiego Kapłana Tarniusa?
- Został opatrzony, jego sprawa zbadana na tyle, na ile można badać sprawę, kiedy przesłuchiwany nie chce mówić, bo jedyne na czym mu zależy to na jego synu, Ocero, z którym upiera się, by porozmawiać przez chociaż moment. Nie dał się nawet zabrać z powrotem do przytułku z tego powodu. Myślałem, że jesteś sierotą.
Ocero pokręcił głową.
- A jak nazwiesz relacje sieroty z człowiekiem, który go praktycznie wychował i ukształtował w to co widzisz przed sobą? - Ocero się uśmiechnął - Nie przyznam, że się spisał, ale nigdy nie sądziłem o nim inaczej… może po prostu nie myślałem o tym zbyt często.
- Niemniej, chyba najlepiej będzie jak po przesłuchaniu spotkasz się z przybranym ojcem, przynajmniej po to, abyśmy nie musieli go siłą wyprowadzać.
- Pewnie tak. Więc od czego zaczynamy?

- Może od początku? - uśmiechnął się Marcis - Od tego, jak to się stało, że znalazłeś się wraz z Tarniusem Gazgo w rezydencji rodu Wildhawk.
Ocero pomasował brwi kciukiem i palcem wskazującym prawej dłoni.
- Tylko proszę, nie przerywaj mi. To co powiem będzie brzmiało absurdalnie i najpewniej będziesz chciał mnie wsadzić do przytułku razem z Tarniusem. - Ocero zebrał myśli - Będąc na mieście zaczepiła mnie jedna z akolitek Selune z mojej świątyni. Powiedziała, że jakiś Myrkulita steroryzował kapłanki, aby dowiedzieć się o Kapłanie Gazgo. Ruszyłem więc czym szybciej do przytułku i faktycznie widzę Myrkulikę, odzianego w czarną zbroję i jeszcze capiącego piaskiem i wielbłądem. Powiedział, że przybył do miasta walczyć z plagą niewiary, która się szerzy od czasu milczenia bogów. Ponieważ Tarnius miał doczynienia już z tymi Prawdziwie Widzącymi, przekonał go, że jedyną drogą odkupienia jest zniszczenie tej herezji. - Selunita westchnał - Przyznam, mogłem spróbować go powstrzymać, mogłem wezwać ochronę przytułka i oni mogliby spróbować ich powstrzymać. Zaznaczam jednak, że kluczowym słowem jest “spróbować”, bo szczerze nie jestem przekonany, że ja albo personel przytułka daliby mu radę. Tarnius był zdecydowany, w mojej opinii jedyne co mogłem zrobić to upewnić się, że ojciec nie zginie na tej krucjacie. Tarnius zaprowadził mnie i Myrkulitę do rezydencji Wildhawków. Nie wiem jak Myrkulita tam się dostał, ponieważ odłączył się od nas, natomiast Gazgo załatwił nam wejście do rezydencji. Najwyraźniej kult wpuszczał swoich i innych potencjalnych rekrutów.
- Widziałeś twarz tego myrkulity?
- Nie jestem pewny czy ją ma, zważając co widziałem, że przetrwał. Jest zakuty w pełnopłytową zbroję, łącznie z krytym hełmem.

- Co było dalej?
- Dalej, udawadniałem całemu światu jakim idiotą jestem. Dałem się szybko rozbroić i zaprowadzić przed szefa całej tej imprezy. Cała rezydencja była zdewastowana, a kaplica gdzie nas znaleźli strażnicy… jedyne słowo jakie mi nachodzi na myśl to profanacja. - Selunita spochmurniał - Było tam sporo osób. Tuziny może? Był jakiś facet, który najwyraźniej dopiero co też musiał zostać zwerbowany, chociaż zwrócił się przeciwko nim. Graliśmy na czas czekając na Myrkulitę więc bawiłem się w tą grę. Ich przywódca… nazywali go Prawdziwie Widzącym, coś w nim było. Nie wiem czy stosował magię, jakieś sztuczki umysłu, czy po prostu miał gadanę, że wcisnął by ci wiadro gówna mówiąc, że to korona Luskanu, a ty byś pewnie zawendrował pod bramy Miasta Żagli żądając swojego tronu z wiadrem na głowie. Potrafił przekonać do swoich racji, zrobił to ze wszystkimi tam zgromadzonymi. Ze mną i z tym drugim też próbował, ale jakoś udało nam się przejrzeć przez te kłamstwa. Mimo wszystko gra trwała dalej, musiałem zniszczyć swój symbol, wyrzec się Selune i zabić kapłana Mystry… tego ostatniego nie zrobiłem. Razem z tym drugim, straliśmy się jakoś ocalić biedaka, ale niestety logika nie działała na tych fanatyków. Mystrianin musiał umrzeć, a jeżeli ktoś tego by nie zrobił tłum pewnie rozszarpałby go. Tarnius w końcu się zlitował, nie wiem czy nad nami czy nad nim, ale zapewnił mu szybką, czystą i w miarę bezbolesną śmierć. Wtedy rozpętało się piekło, pojawił się Myrkulita, Tarnius złapał głównego Apostatę, rozpętała się otwarta bitwa: nasza czwórka, przeciwko kto wie ilu rozszalałych fanatyków. Na nasze szczęście tamci mieli dwóch magów, których za bardzo nie obchodziło w co celują swoimi ognistymi kulami i piorunami. Podejrzewam, że oni zabili sporą część kultu. Po wszystkim pojawili się wasi i teraz jesteśmy tu.

Marcis przyglądał się spokojne kapłanowi przez całą jego historię. Nawet mu brew nie drgnęła, kiedy przechodził do co bardziej szalonych części.
- Podsumujmy. - odezwał się po chwili Pister - Do miasta przybył myrkulita, który sterroryzował kapłanki Selune, a ty popędziłeś za nim do przytułku dla obłąkanych, do swojego przełożonego świątynnego. Tam podjąłeś decyzję, że udasz się wraz z myrkulitą i szalonym Tarniusem na krucjatę do rezydencji Wildhawków, gdzie po wysłuchaniu słów jakiegoś przywódcy tego kultu postanowiliście, że pora zabić wszystkich “heretyków”, co też uczyniliście. Ocero, kogo ty zabiłeś?
Ocero się wzdrygnął.
- Pewnie znaleźliście strażnika, z wtłucząną do środka twarzą? To moja robota. Nie jestem z tego powodu dumny, ale sądzę, że broniłem się… po prostu nie zauważyłem kiedy już nie musiałem się bronić.
Strażnik pokiwał głową, ciągle mając ten przyjazny wyraz twarzy.
- Oczywiście, walka o życie może wiele wytłumaczyć. Jak chociażby to, że większość z tych, którzy polegli nawet nie posiadała broni czy pancerza.
- Tak jak powiedziałem, większośc z tych zostało zabitych magią ichnich magów. Pozatym… byłeś kiedyś na ulicy? Widziałeś rozszały tłum i co potrafi zrobić z tym, który ich wkurzył?
- Nie zaczynałem na tym stanowisku. - odparł Marcis, jakby to miało tłumaczyć wszystko - Jestem jedna zaskoczony, że magowie byli tak oszaleli, że uderzali na oślep swoimi zaklęciami. To bardziej wygląda mi na robotę jednego z was.
- Moja magia nie działa, tak samo jest jak sądzę, z Tarniusem. Ten drugi gość nie wyglądał mi na czaroklepę, myrkulita… no on miał wkład w to, że magowie uderzali na oślep. Musiał mieć jakiś magiczny przedmiot, czy po prostu zaklęcie, które spowiło wszystko dymem. Nie widziałem dalej niż na metr. Wśród moich “dzieci” jest jeden elfi czarodziej, ale on dołączył trochę później. Wydaję mi się, ze wtedy pozostał już tylko aktywny jeden mag.
- I rozumiem, że poniechał on korzytania ze Splotu, aby nie wyrządzić większych szkód?
- Wybacz, że nie podziwiałem spektaklu światełek. Poza tym tak jak powiedziałem, nie widziałem dalej niż na metr przed siebie. Wiem, że rzucił zaklęcie, aby pozbyć się ostatniego z magów.
- A Azul Gato? On też zabijał?
- Więc to nie był omam od ciosu w głowę… - Ocero spojrzał na Marcisa - Nie mogę się wypowiedzieć na jego temat. Pojawił się po wszystkim mając za jeńca lorda Wildhawka.
- Zrobił coś staremu Wildhawkowi? Mówił czemu ma go za jeńca?
- Nie żebym kojarzył, ale zważając, że stary Wildhawk nie wyglądał jakby był więziony długo, rezydencja była rozkradziona i była siedzibą tego kultu, to chyba można wywnioskować, że im sprzyjał. Chociaż nie kojarzę, aby kotek zajmował się sprawami religii.
- A co z młodym Jastrzębiem, Amandeusem? Czy był nieprzyjazny ojcu, zagrażał mu w jakiś sposób?
- Nie fizycznie z tego co widziałem. Gato miał starszego Wildhawka na ostrzu rapiera. Kiedy przyszła straż oskarżali się nawzajem. Amandeus był w gorszym jednak stanie od ojca, więc jeżeli to o czymś mówi to pewnie, że nie byli po jednej stronie.
- A Theodor Greycliff? Jaki był jego wkład w to wszystko?
- To ten chudy rudzielec? Najwyraźniej był nowym rekrutem, który ich oszukał. Nie wiem o co mu chodziło, ale wydaje mi się, że mógł zabić kilku. Na pewno przyczynił się do śmierci jednego z magów.

- Rozumiem. Czy jest jeszcze coś, co chciałeś mi powiedzieć, Ocero?
- Był wśród kultystów jeden elf… chyba złoty. Miał miedziane włosy. Wyszedł z kaplicy zanim wszystko poszło w diabły.
- Rozumiem. Czy zrobił coś konkretnego?
- Podczas ceremonii wyrzeczenia się bogów ja i ten… Theodor, musieliśmy zniszczyć symbole naszych bogów przy pomocy kryształowych sztyletów. Ten elf je zabrał. To tyle.
- Rozumiem. Obawiam się jednak, że na razie będziesz musiał pozostać w celi, kapłanie, do czasu wyjaśnienia pewnych… szczegółów.
- Rozumiem. Mogę zobaczyć się z Tarniusem?
- Z Tarniusem Gazgo? Czemu chcesz się z nim zobaczyć? -zapytał podejrzliwie Marcis.
- Sam mówiłeś, że o mnie pyta. Poza tym chcę wiedzieć czy wszystko z nim w porządku.
- Dobrze. - stwierdził po namyśle śledczy - Dobrze. Spotkasz się z nim.
- Dziękuję. - Ocero westchnął - Wiesz, kilka tygodni temu, kiedy po raz pierwszy poczułem brak Selune… sądziłem, że to najgorsze co mnie w życiu spotka. Dziś jestem w celi więziennej, mój przybrany ojciec najpewniej trafi z powrotem do przytułku dla obłąkanych, a Selune ostatecznie mnie ignoruje… wydaję mi się, że TO jest najgorsze co mnie w życiu spotka.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline