Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2015, 19:47   #27
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Mohini z początku nie wiedziała gdzie się znajduje, dopiero po paru mrugnięciach oczyma, załapała, że siedzi skulona w pralce. No tak helikopter…
Zaraz!
OBUDZIŁA SIĘ!
ŻYJE!
No dobra z tym życiem trochę przesadziła. Dalej jednak jest Mohini a nie karaluchem, który czeka ją przy reinkarnacji. Odetchnąwszy z ulgą, wykopała z hałd kocy krótkofalówkę.
- Arinf! Wstawaj! Udało nam się! - rozemocjonowana paplała do urządzenia - Ariii…nf? - zaniepokojona brakiem odbioru przez chwilę siedziała w całkowitej ciszy nie wiedząc co robić. A jeśli tylko jej się udało przetrwać nalot? A co jeśli teraz wyjdzie z kryjówki i ją złapią? Siedząc tak, nie wiadomo przez jak długi czas, z zamyśleń wyrwał ją głos ghurala w urządzeniu komunikacyjnym.
„Kolejne nudne zebranie… a nie zaraz! MISIEK! ODEZWAŁ SIĘ!” z impetem wyskoczyła z bębna maszyny. Może nie tak zgrabnie jakby chciała ale za to z godną podziwu szybkością. Na zewnątrz jest bezpiecznie, to się liczyło. No to teraz da popalić durnemu Assamicie za straszenie jej.

- Myślałeś, że ci się upiecze? - ryknęła wbijając się do pokoju ruska. Co jak co ale zwykłe zamknięcie drzwi nie powstrzyma hinduski przed wtargnięciem na czyjąś posesję. - Wstawaj łachudro! Bij się, zobaczymy czy wtedy będziesz chciał mnie straszyć! - bojowo nastawiona z początku nie załapała, że pokój jest pusty. Przez chwile kręciła się po pomieszczeniu, zaglądając po kontach, jakby mając nadzieję, że Kainita ukrył się za szafką nocną lub pod materacem łóżka.
Zorientowawszy się w końcu, że wampira nie ma w „domu”, hinduska jakby przygasła i przez chwilę siedziała na skrawku łóżka.
Bogowie, jakie życie potępionego jest samotne i smutne… zwłaszcza teraz, gdy musi ukrywać się w obcym kraju, w obcym domu… bez możliwości tańca i śpiewu, bez jedzenia i picia, bez wschodów i zachodów słońca, bez rodziny.
- Cholerny cep… ja mu dam… niech się wypcha… - mruczała rozżalona pod nosem. Gdy lekko się uspokoiła, wyszła z pokoju zostawiając drzwi otwarte na oścież. A niech ma!
To teraz czas sprawdzić co takiego przespała…

***

- Może ktoś się domyśla czego mogli chcieć? Znaczy jakby to był zwiad korpusu to chyba by dłużej tu polatali czy coś, tak myślę. - Stefan zabrał głos przed wszystkimi innymi lecz musiał przyznać sam przed sobą, że to co mówił wyglądało raczej jakby chciał przekonać siebie, że nie ma zagrożenia niż cokolwiek innego.

Mohini trzymała się z boku całego zgromadzenia. Była szczęśliwa, że przeżyła dzień i nie chciała się niepotrzebnie narażać. Czujnym okiem obserwowała “towarzyszy”, choć na twarzy miała przybrany swój zwykły, tajemniczy grymas, który nie zdradzał o czym wampirzyca myślała.

Arthur stał w cieniu drzew, pojawiającym się gdy tylko księżyc wychodził zza chmur i przysłuchiwał się rozmowom. Spędził resztę dnia po pobudce na przygotowaniach do nocnego zwiadu, ale nieobecność paskowanego tygrysa, widoczna była jak na dłoni.

- Uważam - zaczął swym dudniącym głosem Walther - że wobec tego, co się dzisiaj stało musimy się ukryć. Nie wiemy czyj to był śmigłowiec i czy widział kogokolwiek z nas. Wiemy jednak, że takie rzeczy zwiastują kłopoty. Proponuje, abyście przenieśli się ze swoich kryjówek do bunkra.
- Do bunkra? - zadrwił Bojan - To by ci pasowało, aby zebrać wszystkich w jednym miejscu, co?
- Co to ma znaczyć? Co to za insynuacje?
- Uważam po prostu, że trzeba to sprawdzić a nie chować się jak szczury do nory.
- Wiem, że nie mam prawa głosu - odezwał się Berthold - uważam jednak, że lepiej się ukryć. Tak kończyła większość społeczności które znałem. Lekceważenie zagrożenia.

- Nie, żebym coś insynuował ale to dziwny zbieg okoliczności, że ten śmigłowiec pojawił się tej samej nocy co ty, mości eks-książe. - Wypalił Stefan który miał serdecznie dość nadętego bubka dążącego do odzyskania władzy.

- Nie ma problemu! - wypaliła nagle wampirzyca - Jestem nawet spakowana! - pierwszy raz od bardzo dawna, Mohini odezwała się na zebraniu, co mogło niektórych zaintrygować, co ciekawe żaden inny temat poruszony na spotkaniu, nie zainteresował jej tak bardzo, jak właśnie przeprowadzka do bunkra.

-A co w ogóle tam się stało? - zapytał Arthur spod drzewa nie będąc w bezpośrednim “kontakcie” z wydarzeniami w centralnej części wyspy.

Ventrue przeszył surowym spojrzeniem Stefana.
- Musiałbym być kompletnym idiotą, aby coś takiego zrobić. Uważasz, że mam coś wspólnego z tym śmigłowcem?

- Uważam, ze to zbyt dziwny zbieg okoliczności byśmy mogli go zignorować. Prawda jest, że nie wiemy nawet czy jesteś tym za kogo się podajesz. Pojawiasz się znikąd siejesz ferment plotkami o szpiegu a zaraz potem ten śmigłowiec. No ja przepraszam ale to śmierdzi na kilometr.

- Ja go znam - krzyknął piskliwym głosem Lucius.
- Zagadkę tożsamości, więc mamy rozwiązaną - dodał eksksiążę - A ja nie sieje plotek, tylko przekazuje to czego się dowiedziałem. Zrobicie z tym, co chcecie. Poprosiłem o azyl w waszej wspólnocie, więc po co miałbym jej szkodzić. Pomyśl.

- I co dziwne, wiele rzeczy przychodzi mi do głowy, na przykład mogą mieć coś na ciebie, pal licho co. Może nawet to nie korpus… aaaaa! Popadam w paranoję. - Zmierzył Luciusa złowrogim spojrzeniem.

- Dość! - ryknął niedźwiedziołak - Oto chodzi naszym wrogom, abyśmy skoczyli sobie do gardeł.

- Macie rację to głupota oskarżać się bez dowodów, ale to po prostu dziwne!

-Tylko co się do jebanej kurwy nędzy stało? Śmigłowiec słyszałem, ale co dalej? - łak mówił spokojnie, prawie. Słychać było warknięcie przy przekleństwach, jakby tylko struny głosowe poddały się na chwile przemianie.

Stefan gapił się na kłaka jak na idiotę. Jakie “co dalej”? Sam fakt pojawienia się maszyny był niepokojący a ten zbieg okoliczności to już całkowicie.

- To co z tym bunkrem? - przerwała ciszę swoim melodyjnym głosem.

- Proponuje, abyśmy się tam wszyscy przenieśli - powiedział Walther.
- Wszyscy? - zapytał z niedowierzaniem Bojan - Ty też?
- Ja i jeszcze jedna osoba ukryją się w mojej gawrze. Będziemy obserwować co się dzieje.
- Czyli proponujesz, żebyśmy zamknęli się w tej betonowej puszce i czekali na śmierć.
- Bojanie, proszę cię abyś przestał ciągle jątrzyć. - Walther wyglądał na mocno poddenerwowanego - Dobrze wiesz, że to najlepsze co możemy zrobić. Lepsi od nas próbowali walczyć i co im z tego przyszło. Gryzą teraz ziemię. Jak chcesz to możesz opuścić wyspę i walczyć ze Świętym Korpusem.
Na te słowa Bojan nie odpowiedział. Założył tylko dłonie na piersi i wpatrywał sie w niedźwiedziołaka.
- Czy zatem wszyscy się zgadzają na przeprowadzkę do bunkra? - zapytał Walther.

Mohini tym razem nie kryła swoich uczuć i z desperacją rozglądała się po zebranych, szukając u nich wsparcia. Owszem nie była z nimi zżyta, ba nawet większości nie tolerowała ale wizja ponownej ucieczki, o głodzie i strachu, przed Korpusem, wcale jej się nie podobała. Niemniej była zdziwiona zachowaniem pobratymca, który jawnie insynuował, że Walther może nie być do końca szczery z grupą, którą przewodził. Owszem wampirzyca była świadkiem wielu starć bazujących na odmiennych zdaniach i pomysłach na prosperowanie komuny ale coś takiego? Nigdy.
Zaintrygowana ale i przestraszona, postanowiła obserwować całe zdarzenie i po prostu opowiedzieć się za większością. Później zajmie się analizą wszystkiego, pomimo chęci ukrycia się w bezpiecznym (jej zdaniem) bunkrze.

-Co ze sprawą śmigłowca? - dopytywał wciąż Arthur bo przespał pół dnia, a potem nikt się do niego nie odzywał. -I co ze światłami nad ranem? - to pytanie skierował bezpośrednio do Walthera.- Wymyśliłeś coś?

- To druga sprawa, którą musimy poruszyć. - wyjaśnił niedźwiedziołak - Najpierw chce poznać zdanie społeczności w kwestii mojego pomysłu.

- To mojego powinieneś się domyślić. Nie pójdę gdzieś gdzie nie ma przynajmniej jednego ukrytego wyjścia, a te sygnały nie dają mi spokoju od południa. Czyli od pobudki. Nie będę ignorował czegoś co widziałem na własne oczy. Muszę się upewnić, czy i gdzie uciekać w razie czego.

- Jakie światła? - hinduska powtarzała cicho, jak mała papuga, pogubiwszy się w dyskusji na całego.

- Bunkier jest rozległy i ma inne wyjścia. Nie masz więc czego się obawiać w jego wnętrzu.

-Umiesz liczyć, licz na siebie. Będę się obawiał póki sam upewnię się, że to nie jest zagrożenie. I jak plemię kocham, nie zostawię tego by ukryć się w bunkrze.

- Rozumiem. Czyli nie. A reszta z was? - ghural sporzał na siedzących na polanie nadnaturali.

Kojot przez dłuższy czas patrzył na rozmawiających i mogło się nawet wydawać, że śpi z otwartymi oczami.
- Biorąc pod uwagę, że helikopter zrzucił na spadochronie skrzynię, w której znajdowały się zmasakrowane zwłoki żołnierza korpusu, oraz jego ekwipunek, a następnie na miejscu pojawił się Bojan, który upierał się, żebyśmy ukryli trupa przed Waltherem… Zakładam, że helikopter pilotowali nie członkowie korpusu, tylko ludzie Bojana. Najwyraźniej ktoś upolował jednego z wrogów i chciał mu go dostarczyć, trudno stwierdzić, czy w celu badań, czy tylko po to by miał zapas krwi w trupie. -
Tu kojot zrobił pauzę, ale uznał, że zanim Walther zabije Bojana, należało jeszcze o coś zapytać.
- Ale zanim sobie to wyjaśnicie na szczeblach władzy. Wyjaśnij mi proszę Waltherze, dlaczego zgromadziłeś nas wszystkich na wyspie, po środku której znajduje się totem o zanieczyszczonej energii? Wyjaśnij mi też, czy wiedziałeś, że w tym miejscu, po przejściu na drugą stronę odbywamy wycieczkę na skróty, bezpośrednio do dalekiej umbry, gdzie raki zimują, psy dupami szczekają, a kojotołaki potrafią oddychać pomimo tego, że dryfują w kosmosie na jakiś dziwnych lewitujących kamiennych platformach? W dodatku spotykają tam tajemniczych, bladych i przypominających wampiry skurwysynów o cienkich jak igły zębach? I czemu te skurwysyny mówią po łacinie? W życiu czegoś takiego kurwa nie widziałem… - Nuwisha rozejrzał się po zebranych i splótł ręce na piersi, opierając przy tym wygodnie swoimi plecami o gruby pień pobliskiego drzewa.
- Z własnego doświadczenia moi mili, stwierdziłbym, że mamy na wyspie bezpośredni portal do czegoś w rodzaju piekła, a skoro ja do niego wszedłem, coś może z niego wyjść. Lepiej byłoby chyba stąd uciekać, niż się tutaj okopywać. Chciałbym tylko wiedzieć, co za paskudztwo tam spotkałem, bo nie wiem co potem wnukom opowiadać…
Miał nadzieję, że powiedzenie całej prawdy obydwu stronom sprzeczki oczyści atmosferę, a jednocześnie, że uda mu się przy tym dowiedzieć jakiś ciekawych faktów.

- CO??!! - zapiszczała przestraszona - Otworzyliście skyrzynię? Chcesz na nas ściągnąć nieszczęście? - wampirzyca nie rozumiała połowy z tego o czym dyskutowali, ale to właśnie ta niewiedza przyprawiała ją o niemiłe uczucie w podbrzuszu, przez które odruchowo położyła dłonie na swoim łonie. - Bogowie raczą wiedzieć, co tak naprawdę było tam zamknięte… klątwa, zarazy, tajemnice… - kontynuowała swój monolog pod nosem, głaszcząc się po brzuchu tak jak to mają w zwyczaju kobiety brzemienne. Gdy do jej umysłu przebiły się strzępki słów kojota, traktujące o portalu, piekle i nieproszonych gościach, hinduska nagle cała zesztywniała i umilkła jakby ktoś odłączył ją od zasilania. Po dłuższej chwili, wpatrzona w ziemię, szeroko otwartymi oczami, poruszała bezgłośnie ustami jakby coś zajadle deklamując i tylko od czasu do czasu, któryś z dzwoneczków na jej ciele, cicho zadźwięczał pomimo niewzruszonej postawy nosicielki.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 15-07-2015 o 13:47.
sunellica jest offline