Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2015, 16:47   #29
Okaryna
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
- Tylko dźwięk - wampirzyca przełamała milczenie, które z namiętnością od jakiegoś czasu uskuteczniała.
Assamita wysłuchał garou w skupieniu.
- Nie zasnąłbym i tak bez upewnienia się, że zaraz nie zleci nam na łeb desant Świętego Korpusu. Do świtu była jeszcze chwila. Chciałbym jednak wiedzieć czy powinienem się ukryć gdzieś lepiej czy moja klitka wystarczy - odpowiedział wzruszając ramionami. A w sprawie tygrysa milczał jak zaklęty, Skrzynia skrzynią, ale na bycie świadkiem łamania paktu o nieagresji się wcale nie pisał.
- Z tego, co zauważył to był prywatny śmigłowiec. Nie miał żadnych wojskowych oznaczeń. - wyjaśnił Walther.
- Ja go tylko słyszałam - bąknęła od niechcenia wywołana do odpowiedzi Lisica. - Sądzę, że to był jakiś zwiad. Nie przypuszczam, żeby to był Korpus. Ci na zwiady wysyłają przeważnie niewielki oddział. A desantu, poza niewiedzialną skrzynią nie było.
- Sikorki świergoczą, że jakieś ścierwo po wyspie się błąka. A ponoć zabójcza jest woda święcona dla pewnego matołka. - wypalił z uśmiechem Lucius.
- Że co? - zdziwił się ghural. W jego zaskoczeniu dało się wyczuć nutkę strachu.
Strach bowiem pachniał tak specyficznie. Wszyscy zebrani znali doskonale jego aromat i głębię.
A Walther wyraźnie się przejął słowami Malkavianina.
- A nic. Jeno mnie naszło na poezję współczesną. - wyjaśnił wampir z szerokim uśmiechem na twarzy.

Kojot przysłuchiwał się rozmowie. Nieco zdziwił go fakt, że gurahl zignorował jego odpowiedź na pytanie co stało się z Michaelem. Nie mniej zrozumiał, że z niedźwiedziem nie ma już po co rozmawiać. Czekał więc, aż narada się skończy, żeby nikt na niego nie krzyczał za to, że wychodzi wcześnie i nie mógł się już doczekać kiedy będzie mógł się w końcu spakować.

Mohini nie spodobał się zapach strachu widać to było po kolejnym dzisiaj marszczeniu nosa. Lekko poddenerwowana, popatrzyła z wyrzutem na ghurala by po chwili przerzucić oskarżycielskie spojrzenie na Malkaviana.
- Dość tego… możecie tak plotkować do białego rana a chcę zaznaczyć, że dla mnie jako wampira, nie jest dane korzystanie z pełnych dwudziestuczterech godzin, jakie ma w ofercie dzień… - pogroziła palcem mężczyznom - Nie obchodzi mnie też, gdzie się podział śmierdzący kotołak, o nie, nie - zmarszczyła teatralnie nosek - Przenoszę się do bunkru jakby to kogoś obchodziło, zamiast tak gadać, zajmijcie się czymś pożytecznym - skończyła dobitnie gromiąc spojrzeniem towarzyszy po czym odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku hotelu. Byle jak najdalej od strachu zanim ten przeniesie się i na nią.
-To chyba na tyle. - mruknął do Skowyta - Najpierw twoje czy moje przygotowania? Do bunkra cię nie wpuszczą, a ja nie chcę tam leźć bo grupę łatwiej znaleźć.
Kojot spojrzał kątem oka na wilkołaka i odchrząknął cicho, zerknął też na innych jakby upewniając się, że Walther nie zwraca na niego większej uwagi.
- Matka Gaia nie powołała naszych szczepów do życia po to, żebyśmy chowali się przed naszymi wrogami, ani po to byśmy przeżyli za wszelką cenę… Moje plemię już raz popełniło ten błąd. Odeszliśmy do Umbry, kiedy biali ciągnęli kolej przez nasze ziemie, sądziliśmy, że nie możemy ich obronić, że wy zaopiekujecie się nimi lepiej. Po stu latach nie mieliśmy już do czego wracać, nie warto liczyć na innych… Mam już dość uciekania Arthurze, i wolę zginąć w walce niż chować się jak ten tchórzliwy grubas… -
Ostatnie słowa wypowiedział całkowitym szeptem, bacząc by gurahl nie urwał mu za nie głowy.
- Chodźmy stąd… Nie chcę tu rozmawiać… - Dodał nadal nie wiedząc, czy może już się oddalić.
- Dobrze zatem - rzekł Walther wstając ze swojego pniaka - Skończmy na tym na dzisiaj. Pamiętajcie jednak, że jest wiele spraw do rozwikłania. Nasza oaza jest zagrożona i musimy przygotować się do obrony. Tym bardziej, że wiele wskazuje na to, że wróg jest już na naszym terenie. Bądźcie czujni i ostrożni.
-Poczekaj jeszcze chwile. - odparł Arthur do kojota widząc, że misiek chce z nim pogadać - Zaraz do ciebie dołączę.

-------

Arinf nasłuchał się już wystarczająco wiele dzisiejszego wieczoru. Głupi Kojot niemal nie narobił mu poważnych kłopotów. Dobrze, że zawczasu upolował jakiegoś nadrzewnego kocura i wysmarował się jego krwią. Tak na zaś. Wiedział, że Mohini mogła być w hotelu i na pewno by trudno było ukryć odór krwi jakim przesiąkły jego ubrania po śnie w jaskini. Nie miał zamiaru nikomu o tym mówić. Był poniekąd przyzwyczajony do tego, że wiele spraw był zmuszony przemilczeć dla własnego bezpieczeństwa. Może i tam był, może i widział, ale nie przyłożył ręki do śmierci khana - co w sumie dla niektórych też jest już jakimś współudziałem, ale ci miał zrobić? Rzucić się na Bojana i zaryzykować własną śmierć w tak okropny sposób? Nie po to przylazł na wyspę, aby ginąć jak idiota.
Po naradzie nie chciał za bardzo rzucać się w oczy więc udał się po swoje rzeczy do hotelu, po prostu. Uda się do bunkra z innymi, bo w sumie co mógł zrobić? Niby opcją było łazić jak kłaki po lesie i koczować, ale jakoś mało mu się to uśmiechało. Jako wampir potrzebował jednak stałego schronienia na dzień.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline