Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2015, 10:37   #86
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Steven wyjątkowo chętnie przystał na propozycję Nathana. Naukowiec nie wiedzieć czemu wzbudzał w nim ufność. Zagracone mieszkanie mężczyzny też wydawało mu się przytulne. Nie raził go rozgardiasz, porozrzucana aparatura. Z zaciekawieniem przyglądał się przyrządom, nie znając ich zastosowań. Zaintrygowany przyjrzał się książkom rozrzuconym na ławie.

- Czym się zajmuje twój sąsiad w ratuszu? - spytał lustrując jakieś czasopismo naukowe.

- Takimi tam, urzędowymi procedurami. - rzucił przez ramię Nathan większość swojej uwagi poświęcając na dokładne upięcie do komputera zwojów kabli. Towarzystwo nieożywionej materii działało na niego dużo lepiej niż przydługie kontakty z ludźmi. - Sądzę, że byłby w stanie zapewnić nam dostęp do miejskich archiwów dotyczących kościoła Wszystkich Świętych, a jeśli zajdzie taka potrzeba, można spróbować załatwić od niego pozwolenie na przeprowadzenie, no wiesz… bliższych oględzin.

Steven pokiwał przecząco głową.

- Nawet gdyby był w stanie oficjalnie załatwić ekshumację, w co nie wierzę, to potrwa to wieki. Nie mamy tyle czasu.

Przyglądał się chwilę temu co robi Nathan.

- Myślisz, że to coś da? Że twoje nagrania pomogą nam... zrozumieć?

- Nie sądzę. W każdym razie nie tak jak byście chcieli.

Weston początkowo nie zwrócił uwagi na zakłopotaną minę chłopaka, wciąż zajęty pieczołowitym rozstawianiem swojego sprzętu, jednak już po chwili odłożył trzymany w rękach aparat i pokiwał głową intensywnie wpatrując się w rozjarzający się ekran. W końcu odwrócił powoli głowę w stronę Stevena i obdarzył go bladym uśmiechem.

- Przy badaniu takich zjawisk rzadko trafia się na przełomowe momenty, poza tym nie sądzę żeby po wydarzeniach ostatnich dni zrobiły one na was specjalne wrażenie. Filmy i pomiary nie odkrywają jakichś niesamowitych tajemnic, po prostu pozwalają na spokojnie zobaczyć co tak właściwie miało miejsce, co dokładnie - Weston podkreślił to słowo ruchem głowy - się wydarzyło. Zobaczymy?

Nie czekając na reakcję młodego Cravena, mężczyzna uruchomił odtwarzanie. Chłopak nachylił się nad ramieniem technika oczekując ujrzeć niesamowite zjawiska. Ekran monitora jednak śnieżył tylko jak telewizor poza porą nadawania. Kilka razy mrugnął, jakby cień przesunął się po ekranie, nic jednak efektownego nie pojawiło się.

- Merde! - przetarł oczy nie kryjąc rozczarowania. - To wszystko?

- Na to wygląda. - w przeciwieństwie do chłopaka Nathan nie wydawał się zawiedziony jakością nagrania. Dumał przez chwilę nad śnieżącym ekranem, po czym wstukał kilka komend na komputerze i patrzył na efekty. Obraz zmieniał się nieznacznie, rozjaśniał się, wygładzał. Podobnie dźwięk. Po przepuszczeniu go przez mnogie filtry zamiast szumiących trzasków dało się słyszeć szepty, krzyki i inne niezrozumiałe bełkoty cokolwiek napawające niepokojem.

- Widzisz, Stevenie, to zepsute nagranie, poza pewną sugestią, że nie była to zbiorowa halucynacja, daje nam jeden jasny dowód. Pojawienie się owego “czegoś” najwyraźniej powoduje silne zakłócenia w polu magnetycznym, a więc możemy ową zmianę zbadać i wyciągnąć z niej wnioski. Może nawet próbować na nią wpłynąć, albo zniwelować, ale to już trochę fikcja życzeniowa. Niemniej warto spróbować.

Tak jakby zapewnianie spokoju duszom zmarłych indian miało naukowy sens… - dodał już w myślach nie chcąc wprowadzać do skołatanego umysłu Cravena nowego zmartwienia.

- To znaczy, że potrafisz coś z tego wyciągnąć?

- Mamy tutaj wskaźnik amplitudy, napięcia, mocy… - Weston wskazywał kolejne słupki i rzędy cyferek na wykresie - Wnioskując z siły zaburzeń nagrania wiemy o tym polu bardzo wiele. Możemy spróbować je rozproszyć, albo spolaryzować składową elektryczną względem składowej magnetycznej… - dopiero po chwili Nathan zauważył rosnący brak zrozumienia za strony rozmówcy. - Zrobimy pułapkę statyczną, na wypadek gdyby z duchami kolonizatorów nie wyszło jak należy.

Informatyk wyłączył sprzęt i ziewnął przeciągle.

- To co, idziemy odwiedzić urząd? Może mają tam coś ciekawego na temat du Hourtewane’a.

- Prowadź!

***

Szeroka aleja, przy której stał urząd, obsadzona była szpalerem młodych drzewek. Przed budynkiem stał monumentalny pomnik jakiegoś bohatera wojny secesyjnej. Stojąc na wzgórzu wskazywał coś uniesioną ręką. Kicz - jak stwierdził Steven. Jim Denver był czterdziestoparoletnim, łysiejącym urzędnikiem z rzadkimi włosami zaczesanymi przez całą szerokość łysiny, które zamiast ją ukryć, przykuwały do niej uwagę.

- Weston! - ucieszył się wyłaniając zza obszernego biurka swoje potężne ciało. Musiał ważyć grubo ponad sto kilo. - Co cię tutaj sprowadza? - spytał podając spoconą, mięsistą dłoń z precelkowatymi, napuchłymi paluchami. - Z resztą... właśnie miałem zamiar wyjść na lunch. U Jeffa dają dobrze zjeść. Wszystko opowiecie mi po drodze.

- Cześć Jim. - Nathan odwzajemnił uścisk dłoni, po czym został zagarnięty potężnym ramieniem i bez udziału własnej woli poprowadzony w głąb korytarza wiodącego do głównego holu ratusza.

- Poznaj Stevena Craven, od niedawna mieszka razem z rodziną w Plymouth, w dawnym domu Hortona. - korpulentny człowiek nie zwrócił szczególnej uwagi na nazwę, która budziła ostatnio tyle sensacji.

- Bardzo mi miło. - urzędnik obdarzył chłopaka radosnym uśmiechem, po czym pozdrowił mijaną właśnie w okienku koleżankę z pracy machając energicznie ręką przypominając w swoim zachowaniu mocno wyrośnięte dziecko.

- Gadaj, Nathan, co tam u Ciebie? Ostatnio rzadko Cie widuję.

Informatyk wykrzywił wargi w czymś co przypominało uśmiech, po czym podjął temat wymieniając się uwagami ze swoim sąsiadem. Temat szybko zszedł na elektronikę i gadżety, którymi Jim najwyraźniej także się interesował, co mogło tłumaczyć jak tych dwoje o zupełnie rozbieżnych charakterach znajdywało nić porozumienia.

Denver wprost promieniał pewnością siebie, opowiadając z entuzjazmem o nowinkach wyczytanych w sieci, żywo gestykulując ręką, do tego roznosił wokół siebie intensywny zapach taniej wody kolońskiej i pączków. Weston pozwalał klepać się po plecach i wysłuchiwał cierpliwie potoku słów płynącego od pucułowatego jegomościa, aż wreszcie trafili do lokalu Jeffa, gdzie mógł uwolnić się z niedźwiedziego uścisku i zająć miejsce przy stoliku.

- Słuchaj Jim, jest sprawa. Mógłbyś zdobyć dla mnie informacje z archiwum o kościele Wszystkich Świętych? No wiesz, krypta zasłużonych i takie tam. Interesuje nas szczególnie osoba jednego z kolonistów, kapitana du Hourtewane.

- Nie ma problemu.

Steven z lekkim rozbawieniem patrzył jak Denver pochłania podwójnego hamburgera a gęsty biały sos spływa mu po grubych paluchach.

- Chcieliśmy też pozwolenie na ekshumację zwłok kapitana - rzekł beztroskim tonem patrząc na przymrużone w rozkoszy pochłaniania oczy grubasa.

- Z tym już będzie większy problem. To wiesz, nie zwykły trup, tylko szczątki historyczne. Będziemy potrzebowali odpowiednich papierów ze strony konserwatora zabytków. Kościół to jeden z najstarszych obiektów w regionie. Pod specjalną jurysdykcją federalną. Poza tym ekshumacja szczątków historycznych wymaga sporej ilości papierków, nadzoru, pozwoleń na pracę badawczą. Mogę spytać, skąd to nagłe zainteresowanie jednym z ojców założycieli miasta? Nathan chyba nie jesteś historykiem lecz fotografem.

- To prawda. - Nathan rzucił Stevenowi niezbyt przyjemne spojrzenie. - Młody trochę się zagalopował. Prowadzę ostatnio badania nad historią du Hourtewane’a, chodziło raczej o to żeby rzucić okiem na te szczątki, poszukać jakichś ciekawostek. Ludzie lubią sensacje, zwłaszcza związane z ważnymi postaciami z historii miasta. Chyba, że znasz kogoś kto wcześniej grzebał w tym temacie i mógłby dostarczyć nam informacje od ręki?

- Tego nie wiem. Nie mój wydział. Słyszałem jednak, że mój kumpel, Teo Roos, miał kilka lat temu właśnie podobny temat. Nie wiem czy chodziło o du Hourtewane’a czy o innego zasłużonego założyciela, ale może on wam pomoże. Zadzwonię do niego. Facet od roku jest na emeryturze i garnie się do każdej pracy, jak demokrata do koryta.

Urzędnik zaśmiał się z własnego żartu. Steven uśmiechnął się również jakby żart był trafiony.

- O tej porze pewnie jest gdzieś na rybach. Z Keokuk nie wyjeżdżał. Lokalny patriota duszą i sercem. Chociaż dla mnie to po prostu zgorzkniały, stary pierdziel. Chociaż lubię drania. Żeby nie było. Zadzwonić do niego, czy sami sobie poradzicie? Sprawą powinna zając się Tessa Yunkovalov z Wydziału Historycznego. Też was może przeprowadzić przez procedurę szybciutko. Jak tylko napomknę, ze jesteś moim kumplem.

- Dziękujemy za każdą pomoc. Skontaktujemy się z Teo Roos'em. Możemy oczywiście się na pana powołać? Du Hourtewane wydaje się być taką barwną postacią... A z tą ekshumacją to oczywiście żartowałem - roześmiał się Steve. - Chyba nie wzięliście tego na poważnie?

- Jasne że nie. Nathan ma niekiedy pokręconych koleżków i koleżaneczki. A ta mała blondyneczka z Macomb. Abigail, czy jak jej tam.

- April. - wtrącił mechanicznie informatyk momentalnie się spinając jakby ktoś wlał mu za kołnierz strugę zimnej wody.

- Też ładnie. Widujesz się z nią jeszcze, Nathan?

- Tak. - Weston próbował zamaskować nagłą zmianę nastroju, ale wyszło mu to nieco koślawo, co jeszcze bardziej go speszyło. - Od czasu do czasu.

- To może odwiedzimy naszego kapitana? - Steven przerwał niezręczną ciszę.

- Najwyższy czas. - informatyk dopił małą kawę, którą sączył od dłuższego czasu i przeniósł wzrok na sąsiada, który pałaszował hamburgera - Podrzuć mi proszę numer do Teo Roos'a i Tessy Yunkovalolv, a w wolnej chwili zobacz co tam macie o du Hourtewanie, okej? Będę zobowiązany.

Weston podniósł się, zostawił drobne na stoliku i już miał odejść, ale po chwili zreflektował się i odwrócił do grubasa ocierającego usta serwetką.

- Wpadnij w sobotę na piwko, co? Pogadamy sobie, obejrzymy film...

Jim pokiwał ochoczo głową zajęty kolejnym wielkim kęsem kanapki. Nathan odpowiedział mu uśmiechem, po czym razem ze Stevenem opuścili lokal.
 
Dziadek Zielarz jest offline