Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2015, 10:31   #169
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Pani. - doniosły, skrzypiący głos był pierwszym co Milania usłyszała gdy została sama w swych komnatach, dokończywszy modlitwę i być może gotowa ułożyć się do snu. Choć kilka minut wcześniej zamknęła za sobą drzwi do komnaty, przedwcześnie zmuszona zostać Wysoką Kapłanką kobieta, pozbawiona boskiej mocy spływającej z księżycowym światłem Srebrnej Pani musiała zostać zaskoczona, gdy czarny kształt wysoki prawie jak te drzwi odezwał się natychmiast, gdy skończyła własną, skromniejszą modlitwę niż ta w głównej nawie.
Zbroja nie wyróżniała się bardzo z ciemności, ale poza chłodem pustynnej nocy i delikatnym, niemal liliowym zapachem balsamów i moru wyraźnie czuć było spaleniznę metalu, który prawie że wciąż widocznie parował, prawie kompletnie potrzaskany, spękany, bez śladu po jego płaszczu i niektórych mniej odpornych na temperaturę rzeczach pod nim skrywanych.
Rycerz czekał jednak w bezruchu aż kapłanka przyjmie do wiadomości jego obecność.
Milania odwróciła się zupełnie zaskoczona głosem, którego miała nadzieję już nie musieć więcej słyszeć po to, aby zobaczyć kogoś, kogo miała nadzieję nie musieć więcej oglądać. Nie wiadome było co później zaskoczyło ją dodatkowo bardziej - parowanie metalu zbroi czy fakt, że była ona spękana.
- Tahirze ibn Alhazred… - były to jedyne słowa, które spięta kobieta zdołała z siebie wydusić i chociaż z całych sił sprawiała, że nie było widać po niej strachu to jasne było, że go odczuwa.
- Gniazdo bezwiernych mieściło się w rezydencji rodu Wildhawk, wedle słów wielebnego Tarniusa. Zakończyliśmy zagrożenie jakie stanowi. - rycerz zaczął spacerować wśród ścian pomieszczenia, szukając czegoś - zwoju, nasyconego magią przedmiotu - który mógłby pomóc mu w jego stanie - Bogowie w swej ciszy nam sprzyjali. Choć kult Widzących musiał korzystać ze śmiertelnej magii by wypaczać umysły i poza ich poplecznikami stanęli naprzeciw nam magowie, Tarnius i Ocero są ranni lecz ich żywotom daleko do końca. Na miejsce przybyła gwardia Waterdeep… prędko. Zbyt prędko, jak gdyby ktoś wiedział i chciał się pozbyć wszystkich za jednym razem. Przetrzymują ich w tej chwili, niewątpliwie wstawiennictwo Twoje będzie potrzebne dla zapewnienia ich wolności. - stwierdził, tylko połowę uwagi poświęcając wyjaśnieniom.
Wysoka kapłanka Selune słuchała tych wyjaśnień w ciszy, ale kiedy przebrzmiały ostatnie słowa Tahira odezwała się bez zwłoki, choć cicho.
- Wątpię, aby twe słowa były całością opowieści… ale możesz być pewien, że nie zostawię Ocero i Tarniusa… chociaż zastanawiam się czemu zależy ci na ich wolności.
Tahir pomimo poszukiwań nie widział nigdzie zwoju czy magicznego przedmiotu, który mógłby mu pomóc, a przynajmniej nie było żadnego na widoku. Milania natomiast wodziła wzrokiem za poruszającym się emisariuszem nie chcąc go tracić z oczu.
Tahir odwrócił hełm ku kobiecie, ze słyszalnym parsknięciem, które równie dobrze mogło by być odgłosem pękającego metalu.
- Istotnie, powinienem był wiedzieć lepiej, niż ufać że kobieta pojmuje czym jest honor. Zajmij się nimi ze swych pobudek. - stwierdził tonem jasno wskazującym, ile szacunku stracił wobec kapłanki. - Ja odnajdę sposób by zasklepić me rany, a później odszukam jedną jeszcze osobę, której świadectwo pomoże ich oswobodzić.
Nawet jeżeli Milania poczuła się w jakikolwiek sposób urażona nie wyraziła tego zachowując ten sam wyraz, który z zaskoczonego zmienił się w zimny, kiedy obserwowała poszukiwania Tahira.
- Będziesz potrzebował pomocy z tymi… ranami. - nie zapytała, a stwierdziła kobieta.
- Nie potrzebuję pomocy nikogo, czyj plugawy język zarzuca mi oszczerstwo. Rada bądź, żeś jest służką bogini i niewiastą. Skracałem już życia za mniej. - powiedział spokojnie emisariusz, przystając, nie mogąc zlokalizować przedmiotu.
- A o ileż żadna z twych sióstr w dniach Milczenia nie zachowała bożej iskry która pozwala jej porazić śmiertelnych świętym ogniem, żadna z nich nie może mi pomóc, pomóc waszemu ojcu i bratu.
Milania przez krótki moment milczała zanim znowu się odezwała.
- Ja ją zachowałam. - odparła krótko.

Rycerz śmierci obrócił się ku kobiecie.
- Fascynujące. - wyszeptał głosem jak szron osiadający na szkle - Dlaczegożby ktoś taki zachował moc niszczenia, w czasie, gdy żywych zabierają rany i choroby, a kapłani muszą błogosławieństwa zastępować balsamami?
- Nazwijmy to pozostałością. - powiedziała Milania - Czasem trzeba być gotowym.
- Cynizm i pragmatyzm nie przystoją najmiłosierniejszej z bogiń. - stwierdził Tahir - Dobrze więc. Jeżeliż cofniesz swe naprędkie słowa i uznasz za stosowne, utrwal mnie w nieśmiertelności, a bez chwili zwłoki odnajdę tego, który jest kluczem do wolności drogich ci wyznawców.
Milania delikatnie skinęła głową.
- Cofam te słowa i utrwalę cię w nieśmiertelności. - powiedziała pewnie obserwując Tahira i obrażenia jego zbroi - Magia, którą zachowałam powinna naprawić główne szkody, ale wątpię czy całość. - dodała, po czym bez dalszej zwłoki pozwoliła słowom magii opuścić usta. Nie była to słodka pieśń kojąca dusze, a jakby cicha obietnica zagłady wrogów, którzy ważyli się zagrozić sługom Selune. Splatana magia, która z niewyjaśnionych przyczyn nie opuściła kapłanki, gdy jej bogini zamilkła formowała się pomiędzy palcami jej dłoni, a bardziej się ją wyczuwało niżeli widziało. Była groźna, była śmiertelna… ale co to dla Tahira?
Ostatnie słowo zaklęcia, które uleciało wprost z duszy kapłanki uformowało całość przekazanej jej przez boginię siły. Milania spojrzała na swoje dłonie, po czym podeszła bliżej Tahira, aby powoli przyłożyć jedną z nich na zbroi… wciąż rozgrzanej zbroi.
Efekt był natychmiastowy, kiedy tylko skóra kapłanki spotkała się z czarnym jak noc pancerzem Tahira, przez rycerza przeszła uwolniona przez Milanię niszczycielska moc zaklęcia, która zamiast niszczyć - uleczyła. Rozgrzana zbroja zaczęła powracać do swojej stabilności i natychmiastowo przestała się dalej rozpadać. Niektóre z jej "szram zabliźniały się" powracając do stałości swojej struktury, kiedy metal w niesamowity sposób powodowany niszczącą magią kapłańską prostował się i łączył. Znaczna większość mocy wywołanego zaklęcia została wykorzystana.
Było to inne od jakiegokolwiek cudownego uzdrowienia, inne, jak gdyby cała niszczycielska moc, która zgładziłaby niemal każdego śmiertelnika została łapczycie wypita przez nienaturalną skorupą stanowiącą od tylu lat drugą skórę rycerza śmierci. Jak za trzasnięciem pioruna, jak za mrugnięciem oka, jego zbroja była cała jak gdy wstąpił po raz pierwszy w te progi.
Uchylił oczy i wyciągnął przed siebie pancerne rękawice by ujrzeć rezultat.
- Resztę… dokona czas. - powiedział - A teraz wyruszę. Jest jeszcze wiele do zrobienia.
 
-2- jest offline