Morgan szybkim krokiem wszedł w zaułek gdzie był umówiony z Rainwaterem; dwie minuty po czasie, ale bez pokrwawionych i poszarpanych ubrań. Zatrzymał się w cieniu; nawet pomimo jazgotu zaaferowanego tłumu zebranego koło wypadku na ulicy obok usłyszał pojedynczy ludzki oddech w głębi uliczki. - Ah, Morgan, nareszcie jesteś - na oko trzydziestoletni Leo James Rainwater powiedział szybkim, nerwowym głosem. Jego aura unikalna aura jakby na chwilę straciła swoją spójność - Co się tam stało? - pokazał w stronę wypadku w okół którego kręcili się już i policjanci, i strażacy - Przepraszam; problemy dzisiejszej nocy zmusiły mnie do nadrobienia paru kilometrów - łagodnie odpowiedział - zerknął przez ramię we wskazywanym kierunku - Wypadek samochodowy. Ktoś upolował kolejną osobę z naszego podwórka - zapauzował na chwilę - co prowadzi nas do pewnej kwesti. Mianowicie to miejsce niekoniecznie jest bezpieczne - - To ten zmiennokształtny wampir o którym tyle się słyszy? Najciemniej jest pod latarnią. Zresztą jak się tu pojawi to będziemy mieli go szybciej z głowy.-
- Albo oni nas. Odnoszę wrażenie że to wasz problem jest tym większym. Wręcz nadrzędnym w stosunku do naszego. - - To nasz problem, dotyczy nas wszystkich. Wampiry też będą dotknięte i to mocno, obojętnie jak bardzo go zignorujecie.-
- Jak na chwilę obecną, to przeważa opcja zaangażowania się. Po drugiej stronie niż wasza. Wilkołak-morderca kwadrans temu jakoś wcale nie przekonał moich ziomków. - - Serio chcesz sobie sam nałożyć obrożę? Wilkołak? Jak wyglądał? Przedstawił się? Nic o tym nie wiem - powiedział wyraźnie zdziwiony. Aura znów zafalowała, tym razem mocniej
Morgan w wielkim skrócie opisał wilkołaka który pojawił się w Josly Castle - A co do obroży...spróbuj to ująć inaczej. Zanim usłyszy to ktoś mniej cierpliwy niż ja... urwał, czując się jak w ciszy przed burzą która zaraz się zacznie - Mam bezpieczne miejsce ulicę obok, a tutaj zaraz coś się stanie - teraz Morgan pozwolił nerwom wyjść w jego głosie; Leo miał zrozumieć wagę problemu
W tym momencie po drugiej stronie zaułka. Odwróciła się w stronę Morgana i zaczęła biec, po drodze rosnąc o kilkanaście centymetrów. Nawet przy skąpej wiedzy Tremere nie było wątpliwości że to wilkołaczyca. Wkurwiona wilkołaczyca. - Gadaj kurwa! Gdzie go widziałeś! Już bo ci wyrwę te jebane kły! - - Kogo? - Morgan wrzasnał cofając się kilkanaście kroków i stając obok Rainwatera
Rainwater w geście wyciągnął ręce i krzyknął coś w nieznanym języku. Morgan nie zrozumiał nic, nie bez powodu wywiad używał języka indian jako szyfru podczas wojny. Kobieta się zatrzymała, ale widać że to chwilowy stan, jedno nieostrożne słowo i może znów wybuchnąć - Ten wilkołak którego widziałeś zaginął jakiś czas temu - powiedział Rainwater - Porwał go Viktor Brack. Mówisz że polował na wampiry? - - Wilkołak uciekł dachem z Joslyn Castle po okrutnym zamordowaniu Richmonda - Morgan nieco się uspokoił. - Tak jak powiedziałem, wasz problem stworzył nasze problemy - zwrócił się ponownie do Rainwatera - Czyli ten wasz niedźwiadek współpracuje z Brackiem! Niech to! Jest gorzej niż myślałem -
W tym momencie pojawiają się jeszcze trzy postacie, dwie w bliźniaczych formach naprawdę wielkiego rudo-czerwonego wilka. Trzecią postacią jest kolejna indianka ubrana w tradycyjny strój. Ona wyszła ze świata duchów inaczej niż reszta - widać było rozdarcie rękawicy i można było zaobserwować dziwny świat za jej plecami. Później ręką zaszyła dziurę, która “się zrosła” - Brack i Buffet organizują …- spojrzał na Rainwataera i jakby znajomą nastoletnią indiankę - Czy to nie miało być spotkanie w cztery oczy? -
Rainwater bez słowa pokazał na róg uliczki. Adam dojechał właśnie na miejsce wypadku. Indianki rozmawiają w swoim języku, ta bardziej nerwowa znowu trochę się uspokoiła. - Ostatnia szansa na spokojną rozmowę - rzucił z szelmowskim uśmiechem wskazując przeciwny koniec uliczki - A więc wasza szansa na dogadanie się szybko i sprawnie właśnie drastycznie spadła. - westchnał widząc odmowny gest maga - Pamiętaj co mówiłem- wyszedł nieco z bocznej uliczki i charakterystycznym szeptem zawołał nowo przybyłego - Adamie, tutaj! - - Dobry wieczór Panństwu Możliwe że nie jest to najbardziej dyplomatyczny początek negocjacji ale nigdy nie lubiłem polityki a chcę zadać panu jedno pytanie i spojrzeć wam w oczy kiedy usłyszę odpowiedź Panie Rainwater:
Jak to jest żyć ze świadomością że zniszczył Pan ludzką cywilizacje ?! Wasza bomba atomowa jest jak “Strzelba Czechowa!” W końcu wystszeli nie ważne czy będzie to jutro czy za lat dziesięć lub sto! Ludzkość nie przetrwa a to o mojej rasię mówią potwory. - syknął - Jednak nie mogę pozwolić na powtórkę z Obozu Oświęcimskiego w żadnym wydaniu wciąż uważam że jest Pan godny najwyższego potępienia jednak nie mogę przymykać oczu na zło innego rodzaju. Dlatego mimo mojej osobistej niechęci jak również sprzeciwu niektórych z moich poddanych jestem gotowy na wspópracę. Z Sabatem poradzimy sobie sami wy profesorze zdaje się macie jakieś niesamowite zdolności co może pan zaproponować I jakiej wspópracy oczekiwaliby pan w zamian ? Chciałbym też zrozumieć dlaczego wy Lupini pracujecie z tym niszczycielem? Co jest gorszego od bomby atomowej? -Spytał czerwonoskórej jednocześnie przyznał moc krwi aby spojrzeć na aurę rozmówców i ocenić ich reakcje na jego słowa. -
Fraktalowa aurą?! Jak to w ogóle możliwe? Co z ciebie za twór Rainwater? -Spytał wyraźnie zszokowany Regent. Żałował że jego dary krwi nie mogą zmusić tych dziwadeł do odpowiedzi naprawdę pragnął poznać odpowiedzi na swe pytania i zrozumieć ich motywacje.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |