Brenna Jingles, zarośla Brenna leżąc na chłodnej trawie i wdychając jej cudowny zapach wpatrywała się w chudzielca, który ostrożnie zbliżał się do budynków. "Całkiem dobrze mu to idzie, trzeba przyznać. Widać, że szkolony... albo pasjonat zabaw w indian" Z ust dziewczyny wydobył się stłumiony chichot.
Stojący obok tłuścioch spojrzał na nią ze zdziwieniem: - Co jest? Czy jest coś wesołego w braku jedzenia?
Brenna prawie zapomniała, że grubas tu z nią jest... to zresztą chciała osiągnąć. Gdy podniosła twarz znad ziemi i odwróciła się do chłopca odór potu uderzył ją - jakby dostała w głowę ciężką pałką. "Dlaczego do diaska nie został w obozie?" - Przymknij paszczę. Jesteśmy na czatach, głupku. I nie zapominaj, że dopiero co jadłeś - jeszcze trochę pomarudzisz i cię tu zostawimy. - kiedy ponownie spojrzała w stronę budynków zobaczyła, jak chudy chłopiec daje znaki wyraźnie oznaczające "Chodźcie tu!". Może w mniejszym budynku jest stajnia i jakaś szkapina...? To by było klawo - pogalopować po tych przestrzeniach, wreszcie wolna, z dala od grubasa... jak we śnie. Chudy zaimponował Brennie i była z jego towarzystwa nawet zadowolona. "Ostatecznie - mogą być i dwa konie."
Brenna wstała i ruszyła w stronę budynków, starając się podążać tą samą drogą, którą obrał ich 'zwiadowca' - do mazgajowatego chłopca rzuciła tylko krótkie Chodź a po kilku krokach obejrzała się. Szedł - wolno bo wolno, z miną Króla Zrzęd, ale szedł.
Brenna bardzo chciała obejrzeć budynki, a także to co było za nimi - uważała ponadto (mimo marzeń o swobodnym galopie), że nie powinni się w nieznanej okolicy rozdzielać.
__________________ "All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe Odskrzydlenie. |