Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2015, 18:37   #4
Narina
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Rozważania wspólne

- Jia - odpowiedziała krótko mężczyźnie i też się uśmiechnęła. Zerknęła na mężczyznę i wyciągnęła do niego rękę na powitanie. Miło z jego strony, że przystał na jej propozycję i jeszcze zaoferował podwózkę. Musiała przyznać, że prezentował się całkiem dobrze, miał gust i dość ciekawe perfumy. Aż pożałowała, że nie odstawiła się lepiej. Z racji porannej wycieczki z córką do babci ubrała się dość swobodnie: lniane spodnie, bluzka i niezbyt gruby sweter. Włosy związała w kucyk. I tyle. Dodatkowo było widać po niej, że jest zmęczona i że nie spała dość dobrze tej nocy.
- Jeśli chcesz, możemy jechać, choć to nie jest daleko.
Ja wyszła pierwsza z pomieszczenia i podeszła do jednego z koszy. Wyrzuciła pusty już papierowy kubek.
- Pani Lung! - ktoś za nią zakrzyknął, zanim jednak powiedział, co mu po głowie chodziło, zmiarkował, że nie jest sama. Młody mężczyzna, najpewniej ktoś, kto nie pracował tu zbyt długo, podszedł do niej szybko.
- Muszę wyjść. Coś pilnego? - zapytała cicho i dość stanowczo. Młodzieniec odpowiedział przecząco i zaznaczył, że przygotował dla niej odpowiednie zestawienia. Jia podziękowała mu i spojrzawszy na Stonesa kiwnęła głową, żeby już szli.
- Potem będzie już tylko gorzej.. - zażartowała i żeby podtrzymać rozmowę, zapytała - kiedy przyjechałeś?

Gdy tylko już wyszli z biura Stones wyjął papierosa i zapalił.
-Dwa lata już tu zabawiam. Co nie co już widziałem. Gdzie chcesz nas zabrać? - zapytał wprost.
Mężczyzna mało mówił. Dużo obserwował i patrzył. Mógł wydawać się trochę spięty. Jakby wyczekiwał zagrożenia.

- Nie widywałam Cię u nas wcześniej - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie był to żaden zarzut, a przynajmniej tak to nie brzmiało. Ot, zwykłe zauważenie faktu.
- Do śniadaniarni, trzy przecznice dalej - odpowiedziała zgodnie, prawdą. Znała właścicieli, oni znali ją. O tej porze bywało tam pusto.
- Czym się wcześniej zajmowałeś? - zapytała. W końcu mieli razem pracować. Wypadałoby, żeby wiedzieli o sobie cokolwiek. Jeśli Stones nadal chciał jechać, nie odmówiła.

-Nie pracuję w policji - odparł zgodnie z prawdą -Pracuję w konsulacie jako konsultant. Pomagam odnajdywać ludzi. - uśmiechnął się - A co z Tobą - mąż, dzieci? Czemu zostałaś policjantką? - tym razem z jego strony padły pytania.

Nie ma co, przechodził do konkretów.
- Rodzinna tradycja, że tak powiem. Ojciec był policjantem. Pracował w dochodzeniówce. A dlaczego pytasz o takie sprawy? Czyżby Ci nie odpowiadało, że masz pracować z kobietą? - Zapytała bez urazy. - Rozumiem, że gramy w otwarte karty, wolę więc wiedzieć.

-Ciekawość. Tylko czysta ciekawość. Poza tym gdzie diabeł nie może, tam babę pośle, powiadają - rzekł z lekkim uśmiechem na twarzy -Wsiadajmy - otworzył jej drzwi swojego samochodu a potem zamknął za nią. Co jak co pewne zasady dobrego wychowania jeszcze pamiętał. Po chwili samochód odjechał z piskiem opon.

- To jakieś wasze porzekadło? Mi jest nieznane - odpowiedziała bez urazy. Kącik jej ust drgnął w górę. Wsiadła do samochodu i poczekała, aż jej nowy towarzysz zajmie miejsce za kierownicą. W tym czasie dyskretnie rozejrzała się po wnętrzu. Pewnie oceniała, z kim ma do czynienia. Lew nie uprzedził jej, że będzie mieć nowego partnera, co miała mu za złe. I, nieważne, jakie miał powody, powinien choć wspomnieć, zadzwonić, zawiadomić. Mniejsza o to, przynajmniej na razie. Kiedy Stones wsiadł, kobieta zwróciła się do niego:
- Więc, Panie Ciekawski, mam nadzieję, że także w sprawie z dzisiejszego poranka wykażesz się taką dociekliwością.
Tym razem kobieta uśmiechnęła się pełniej. Być może pozwoliła sobie na zbyt dużo. Zobaczy, jak zareaguje jej rozmówca: czy się napuszy i oburzy, czy obróci wszystko w "przyjacielski" żart.

-Wszystko w swoim czasie Panno Lung - odparł z uśmiechem na twarzy mężczyzna. Dziewczyna zdawała się mieć jakieś poczucie humoru przynajmniej. Nie była sztywna, co dobrze rokowało na przyszłość. Była też profesjonalistką. Drugi plus.

- Jak pan sobie życzy, panie Stones - na tym Jia zakończyła rozmowę na ten moment. Nadal się uśmiechała. I tym samym dała się powieść na śniadanie. Jeśli będzie miał do niej jeszcze jakieś pytania, była pewna, że Gideon nie omieszka ich zadać.

***


Tin Lung Heen było nie dużą restauracją znajdującą się w samym centrum Hong Kongu. Miejsce to otwierano z samego rana, co stanowiło bardzo dobrą opcję dla dwójki detektywów. Z dala od zgiełku komisariatu mogli swobodnie pomyśleć. Słońce o tej chowało już się za rogiem, dlatego panowała tu atmosfera raczej prywatności. Nikt z ulicy nie widział, co działo się w środku, a do tego właściciel miejsca zadbał o to, by każdy mógł tu swobodnie rozmawiać nie przeszkadzając innym. Ciemna, drewniana podłoga współgrała z całym wyposażeniem. Widać, że osoba urządzająca to miejsce zadbała o każdy detal. W całym pomieszczeniu dominował kolor ciemnej wiśni. Do tego dodano chińskie akcenty. Stoły były przyozdobione orientalnymi makatkami. Wszędzie paliły się lampiony i świece - dawały odpowiednią ilość światła nie zaburzając jednak intymności tego miejsca. W powietrzu unosił się zapach kadzidła. Jia wybrała miejsce przy oknie, siadła na jednej z sof, wskazując miejsce Gideonowi na przeciw niej.

Po chwili podeszła do nich kelnerka, która przyszła i położyła kartę menu. Dziewczyna nie miała więcej jak metr sześćdziesiąt wzrostu, a do tego ciemne włosy ułożone w tradycyjny kok. Skromna, patrząca głównie w podłogę dziewczyna ukłoniła się lekko i odeszła, dając gościom czas na wybranie czegoś dla siebie.
Gideon w spokoju przejrzał kartę i zdecydował już na co ma ochotę. Chciał zjeść zupę z płetwy rekina, a do tego kurczaka zawiniętego w liść lotosu pieczonego. w glinianym piecu. Do popicia oczywiście herbata. I popielniczka. Gdy znalazła się na stole, a on i Jia złożyli zamówienie, zaczął mówić:

-Skoro mamy zająć się poszukiwaniami Lawrence’a Pick’a, warto byśmy umieli się ze sobą dogadać. Nie zamierzam robić Ci problemów, i jeśli chcesz cała zasługa może przypaść Tobie - uśmiechnął się, i podpalił papierosa -Druga rzecz. Warto by sprawdzić czy ktoś w ostatnim miesiącu o takim imieniu i nazwisku przyleciał do Hong Kongu. Jeśli nie, będziemy przynajmniej wiedzieli, że Pan Pick posługuje się też fałszywym paszportem. Ja postaram się ruszyć swoje kontakty i dowiedzieć czegoś o nim więcej. Warto by sprawdzić hotele czy gdzieś ktoś taki się nie meldował. Więcej pomysłów nie mam, chyba że Ty wiesz coś więcej? - zakończył pytaniem, wypuszczając ciemną strugę dymu w powietrze.

- Jestem ostrożna w dzieleniu skóry zwierza, którego jeszcze nie upolowaliśmy - spojrzała na Gideona, a kącik jej ust drgnął w górę. - Nie chodzi o zasługi i ich przypisywanie, ale o to, by dopiąć swego i sprawę rozwiązać. Skoro kazano nam razem pracować, zapewne uznano, że razem sprostamy zadaniu - dorzuciła jeszcze i złapała za czajniczek z zaparzoną herbatą, żeby przelać trochę cieczy do filiżanki. W powietrzu uniosła się delikatna nuta zapachowa. Jia nabrała powierza w płuca chłonąc zapach jaśminu. Na jej twarzy przez chwilę widać było odprężenie. Potem kobieta wyjęła notes i długopis. Otworzyła go gdzieś w środku, rozprostowała dłonią, by się nie zamykał i poczyniła pierwsze notatki.
- To nie zajmie nam długo, dziś najpóźniej po obiedzie będziemy wszystko wiedzieć w temacie - podniosła wzrok zerkając na Stonesa. - Ale dobrze, że przypomniałeś o hotelach. Mój asystent ucieszy się, że będzie mógł zrobić coś więcej niż tylko pisanie raportów - uśmiechnęła się, czyżby lekko złośliwie? Upiła herbaty.
- Wypadałoby zasięgnąć języka odnośnie tych dziwnych zdjęć i ustalić miejsce, gdzie mogły być wykonane. Pewnie łatwo nie będzie, ale mam dobrego "znajomego" - na to słowo położyła odpowiedni nacisk - który czasem wie coś więcej. Warto z nim pogadać.
Mówiła i pisała jednocześnie, od czasu do czasu zerkając na Gideona.
- Na czym polega dokładnie Twoja praca? - zapytała całkowicie naturalnie, jakby była to część jej wywodu. Znajdowanie ludzi jest pojęciem bardzo ogólnym.

-Odnajduję ludzi, którzy nie chcą być znalezieni. - rzekł tak jakby chciał dać znać, że lepiej nie drążyć tematu. -A od dwóch lat zajmowałem się ochroną ambasadora. Nic szczególnego - skwitował krótkim wzruszeniem ramion - Zastanawia mnie, po co Pike wysłał to zdjęcie… - rzekł przyglądając się jemu, jakby chciał odnaleźć w nim coś ukrytego.

Jia spojrzała na Gideona. Nie miała zamiaru zagłębiać się w szczegóły jego pracy. Jeśli będzie chciał, sam o tym opowie coś więcej. Dla pani detektyw liczyło się wyłącznie to, na ile jego praca i doświadczenie będą przydatne w sprawie. A jak na razie wszystko wskazywało, że ktoś na górze dobrze sobie to wszystko wymyślił. Upiła herbaty i odstawiła filiżankę.
- Bynajmniej nie chce rozgłosu, inaczej wszystkie brukowce miałyby zdjęcia na pierwszych stronach. Wszystkie elementy na zdjęciu dają do myślenia. Albo dziennikarz się z nami bawi albo chodzi o coś więcej. Jakieś rytuały?
Lung oparła się wygodniej i przez chwilę przyglądała się towarzyszowi.
- Jak dużo jesteś w stanie się o nim dowiedzieć? Chodzi mi o zainteresowania, pasje, natręctwa, choroby, sukcesy, porażki, rodzina... Chodzi mi o wszystko, co się z nim wiąże.

-Wykonam po południu kilka telefonów. Może czegoś się dowiem, ale nie obiecuję. Mam paru znajomych, którzy winni są mi przysługę. - odparł dopalając papierosa. -Myślę że powinniśmy się rozdzielić i spotkać za kilka godzin. Może do tego czasu twój asystent coś znajdzie, a ja już może będę miał więcej informacji na temat naszego dziennikarza - uśmiechnął się, oczekując jakiejś reakcji.

- Widzę, Panie Stones, że już ma mnie pan dosyć? - zażartowała na jego propozycję rozdzielenia i pracy w pojedynkę. Z tego, co zdążyła się zorientować, mężczyzna miał poczucie humoru, więc nie powinien się obruszyć.
- To dobry pomysł - dodała po chwili i odłożyła notatnik. - Spotkajmy się na komisariacie po południu. Powinnam się wyrobić. Gdybyś przyszedł jednak pierwszy, nie zwracaj uwagi na humory Lwa, może ciskać gromami jeszcze bardziej.

-Podrzucę Cię do komisariatu. A teraz jedzmy - rzekł widząc kelnerkę podchodzącą z zamówionymi daniami. Sam zamierzał udać się do swojej ambasady i odwiedzić Pana Fowlera. Zastępca attache był jednocześnie pracownikiem CIA.
 
Narina jest offline