Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2015, 22:43   #11
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Puste pokoje, białe zasłony w oknach. Jej dom.


Tańczyła… powoli. Biała zwiewna sukienka otulała jej ciało. Była obserwowana, ale to nie miało znaczenia. Tańczyła w ciszy poruszając się w rytm pieśni własnego oddechu wiedząc że jest bezpieczna. Bardziej zjawa niż człowiek.
Ktoś pukał do drzwi, ktoś pukał nieprzerwanie i cierpliwie. To burzyło jej rytm i spokój. Ktoś pukał próbując wejść i nie dając jej spokojnie tańczyć. Ktoś pukał.
-Chwila… Już, już otwieram…- rzekła April wstając i ziewając. Dopiero po chwili zorientowała się, że to wszystko było snem. I nieznany jej budynek mieszkalny i sukienka i taniec i pukanie. Niemniej wszystko wydawało się realistyczne. Niemniej nie mogła się zastanawiać nad tym w tej chwili. Nie miała na to czasu w tej chwili. Przed nią był nowy dzień, nowe wyzwania...
Mara senna… jej rozważania April musiała zostawić na później. Może na wieczór. Może w ogóle. W końcu to tylko sen, prawda?


Ava była dziś rano podekscytowana, bowiem planowała skorzystać z pogody i poopalać się wraz przyjaciółmi na plaży. Należało udzielić kilku rytualnych wskazówek i pouczeń dla przypomnienia. Nie pierwszy raz zresztą, Ava dobrze pływała i nie był to pierwszy jej wypad. April wiedziała gdzie je szukać, a w okresie wakacyjnym kąpieliska nad rzeką Sheepscot miały podwojoną ilość ratowników. April ustaliła z córką szczegóły i kiedy ma ją zabrać do domu. Istniała możliwość, że Ava przedłuży swój pobyt nad kąpieliskiem, lub po opalaniu się na plaży wyskoczy z kumplami na miasto. Ale wtedy miała przedzwonić na telefon. No… chyba, że zapomni, co też się zdarzało.
Po czym zaraz z rana April udała się do biblioteki w Wiscasset.


Publiczna biblioteka w Wiscasset znajdowała się budynku pamiętającym czasy kolonialne i wzniesionym w takim właśnie stylu. Nie wyglądała nowocześnie i nowoczesna nie była. Nie było więc multimedialnych sal, jej zasoby stanowiły tylko i wyłącznie książki, a główną bibliotekarką była obecnie


Susan Watson, która ucieszyła się na widok April. Nawet nie zapytywała, czemu panią Blackburn interesują stare kamienne kręgi. Natomiast nie pozwoliła April zabrać się za spokojne czytanie tomów. Przynajmniej nie dopóki nie wypiły razem herbaty. O tak wczesnej porze biblioteka świeciła bowiem pustkami, a Susan… w tym czasie nudziła się.
W końcu po tej rozmowie przy herbatce April mogła siąść przy stoliku i zagłębić się w nudne tomy, które pani Watson jej donosiła. Większość bowiem z nich stanowiły monografie etnograficzne i opracowania geograficzne regionu, oraz przewodniki. Z czego tylko te ostatnie wydawały się strawne. Reszta pisana naukowym językiem, była ciężka do przebrnięcia. SMS wysłany do Eddiego w sprawie wspólnej kawy, był chwilą relaksu przy tej benedyktyńskiej pracy. A efekty?

Teorie. Hipotezy. Założenia. Nigdy tak naprawdę nie ustalono czym są owe kręgi. Nigdy nie ustalono dokładnie, kto je ustawił. Niektórzy widzieli w nich dzieło wikingów, co jednak było absurdalne. Owe kamienie stały tam, zanim wikingowie zaistnieli w Europie. Ostatecznie najbardziej prawdopodobna teoria przypisywała autorstwo kręgów ludziom pierwotnym, przybyłym tu podczas epoki lodowcowej. A którzy stali się potem przodkami indiańskich plemion. Te miały z czasem zapomnieć o owych kręgach i ich znaczeniu. Badaczy tutejszych plemion dziwiło to, że owe kamienne kręgi, nigdy nie stały się ziemią świętą dla Indian. Wprost przeciwnie, ów obszar uważali za przeklęty i ponoć przestrzegali przed osiedlaniem się w tej okolicy. Wedle ich legend, kręgi zamykały w sobie zło… w ich okolicy nie można było przechodzić rytuału, bowiem zsyłane w tej okolicy wizje i znaki nie pochodziły od Wielkiego Ducha, lecz od złośliwych manitou Obcej Ziemi. Czym dokładnie była owa druga Obca Ziemia, tego żaden szaman nigdy nie potrafił wytłumaczyć do końca. Zbyt wiele pojawiało się nieprzetłumaczalnych idiomów. Dało się zrozumieć tylko tyle, że Obca Ziemia jest… jednocześnie tu i nie tu. A ludzie i zwierzęta nie są jej częścią.
- Co czytasz?- to pytanie wyrwało April z lektury. Ten głos przeżył jej ciało dreszczem. Przyjemnym dreszczem...


Sean Watson Jr. W końcu się na niego natknęła. Było coś w jego głosie i spojrzeniu, co rozgrzewało rumieńcem twarz April. Tym bardziej, że Sean którego żegnała był młodym wilczkiem, owszem przystojnym i muskularnym bo skrzydłowym w szkolnej drużynie futbolu amerykańskiego. Niemniej nadal jedynie wilczkiem nie mogącym zaimponować żądnej nowych wyzwań młodej i ambitnej dziewczynie. Niemniej, gdy April wróciła wilczek okazał się już być doświadczonym basiorem, którego spojrzenie przeszywało panią Blackburn na wylot i budziło dziwne uczucia w jej sercu. Prawdziwym samcem alfa.
- Nie sądziłem, że spotkam cię akurat tutaj.- uśmiechnął się przysiadając się obok April.


Spotkanie z Eddiem Rossem nastąpiło w ”Poetic Corner”,


niedużej kawiarni, w której po zamówieniu kawy i ciasteczka można było za darmo dobrać sobie tomik wierszy do czytania. Ulubione miejsce wrażliwych nastolatek i zakochanych par, zwłaszcza jeśli chłopak chciał zaimponować erudycją. Prowadził ją znajomy April ze szkoły.


Kevin Smithsson alias “Russel Love’sworth”, tkwiący w nieudanym związku małżeńskim, nieszczęśliwy poeta… którego dzieła poetyckie wyrastają z tego właśnie cierpienia. Co rzucało cień podejrzeń na ów “nieszczęśliwy” związek, zwłaszcza u osób znających Kevina. Był on w szkole urodzonym pozerem.
Niemniej, jako że z samej poezji wyżyć się nie dało, to prowadził z żoną Emily “Poetic Corner”. Kafejka przynosiła zyski i była popularna i tłoczna, wieczorami. O tej porze był tylko Kevin,dwie staruszki w kącie i Edward…


… przystojny był z niego mężczyna. Na szczęście był w garniturze, więc oczy April nie mogły wpaść w pułapkę jego muskulatury. Z drugiej strony, nadal pamiętała ostatnie spotkanie. I widoki jakie wtedy miała.


Popołudnie w sklepie upływało April spokojnie, wręcz zbyt spokojnie. Hannah odchorowując wczorajszy wypad w ogóle nie zjawiła się na ploty, a klientów było niewielu. Ot, wpadło kilku studentów spodziewając się że ów sklepik będzie miał na składzie bardziej rozrywkowe “zioła”. Niestety musieli obejść się smakiem. Podczas gdy April robiła za twarz sklepiku siedząc za ladą, Aida Franklin przebywała głównie na zapleczu, porządkując towar i odbierając telefonicznie zamówienia domowe. Bowiem nie wszyscy chcieli być widziani w sklepiku ziołowym pani Franklin, przez plotkujących. Czasami powodem była wstydliwa dolegliwość, czasami cóż... Aida sprzedawała nie tylko nieszkodliwe ziółka, ale też i ziołowe leki, co wykraczało poza jej oficjalne kompetencje. I nie było do końca legalne, tym bardziej że czasem udzielała porad… lekarskich.
To że nikt dotąd nie skarżył się na pomoc Aidy nie zmieniało w tym przypadku sytuacji.
Więc nic dziwnego, że April się nieco się spięła, gdy w sklepiku zjawił się Harry Coppers mówiąc znajome w wydźwięku zdania.- Cześć April, mam do ciebie kilka pytań w związku z pewną sprawą.
Harry był tu służbowo.Tylko czemu?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-07-2015 o 19:58. Powód: ważne poprawki
abishai jest offline