-
Ja, panie Heegaard, pobieram u niej lekcje. - Tamara uniosła wymownie prawą brew do góry i uśmiechnęła się przy tym. Tak zmysłowo, a jednocześnie naturalnie. -
Lekcje tańca.
-
Ach, ale to bardzo dobrze, bardzo… - pokiwał głową mężczyzna. -
Taniec to wspaniała forma ekspresji. Choć nie dla wszystkich.
-
Dla każdego. - Ciągneła dalej tym swoim lekkim tonem. -
Tylko jak to pan raczył łądni określić, nie dla każdego aktywnie.
-
No tak, no tak - zgodził się chętnie. -
Nie dla wszystkich aktywności cielesne, część z nas musi nasycić się intelektualnymi. Czy pojawił się w muzeum jakiś nowy eksponat? Coś wartego podziwiania?
-
Owszem. - Ujęła mężczynę pod rekę i delikatnie pociągnęła za sobą. -
Sztuka nowoczesna. Dostarcza naprawdę niezapomnianej aktywnosci intelektualnej.
-
Nowoczesna? Pewnie coś pana Cohena - Caspar nie brzmiał zbyt entuzjastycznie, ale grzecznie dał się prowadzić kobiecie.
Cała ściana była pokryta obrazami przedstwiającymi młode, ładne i zawsze uśmiechniete kobiety.
-
Pin-up-girl. - Powiedziała Le Paige wskzując na obrazy.
Jeden z nich przedstwiał siedzącą przy samochodowym kole kobietę. Jej niebiesko-fioletowo-biała sukienka podniesiona była tak, że widać wyraźnie paski od pończoch. Dziewczyna dziarsko i z uśmiechem zmieniała koło w samochodzie.
1 -
Sam pan przyzna, że jest co podziwać.
-
Haha - ucieszył się prawnik. Wyraźnie nie czegoś takiego się spodziewał. -
Na powierzchni żadne muzeum by się nie zgodziło wystawić czegoś takiego. Warto się było przeprowadzić.
-
I nie jest to coś pana Cohena. - Uśmiechnęła się Tamara porozumiewawczo.
-
Na szczęście. Ostatnio jego sztuka robi się coraz bardziej ekstrawagancka. Chyba bardziej podobają mi się dzieła jego uczniów - mężczyzna swobodnie podjął rozmowę.
-
Cohen ma swoich wielbicieli. [ /i] - Powiedziała jakby dyplomatycznie. - I możnych sponsorów.
-Pan Cohen samemu jest sponsorem. Można mieć o nim różne opinie, w tym taką, że jest wariatem, ale pieniądzem obracać umie - o ile Caspar wypowiadał się o Sanderze mało pochlebnie, to w tym akurat zdaniu dało się wyczuć nutkę… chyba szacunku.
-[i ]Czyli jego twórczośni nie powiesiłby pan na ścianie gabinetu?
-
Trudno powiedzieć - odparł z wahaniem. -
Tych nowych… dziwactw? Nie. Nie przemawiają do mnie. A na jego dawne obrazy mnie nie stać - rozłożył ręce.
-
I wszystko się o pieniadze rozbija. - Powiedziała z pewnym westchnienie. -
Ale na te obrazy pana stać. - Zachwaliła produkt.
-
To prawda. Ale wyglądają jak reklama papierosów. Nigdy nie myślałem o takich malunkach w kategorii sztuki.
-
Cóż… - Zamyśliła się chwilę Tamara. -
Ja pana tu z tymi malunkami zostawię i wracam do swoich obowiązków. Do widzenia panie Heegaard. - Powiedziała całkiem ciepło i oddaliła się od prawnika do swojego gabinetu. Miała jeszcze całkiem dużo papierkowej roboty.
Muzeum przechowywało i wystawiało prywatne zbiory. Wszystko to trzeba było skatalogować, opisać. Tak by nawet najdrobniejszy przedmiot mógł wrócić do właściciela.
Po skończonej pracy Tamara odświeżyła się. Przebrała i udała do Ogrodu Ewy.
Tamara Le Paige wkroczyła ponownie do tego przybytek wizualnej, nie tylko zapewne, rozkoszy. Podobnie jak poprzednio bawiło ją zażenowanie klienteli i obsługi.
-
Witam ponownie. - Uśmiechnęła się do bramana. -
Brandy Alexander. - Zamówiła ten sam koktajl co poprzednio. I tak jak poprzednio wyciągnęła swoją długą cygarniczkę i poczekała aż barman poda ognień. Tym razem ubrana była w czarne spodnie i taki żakiet. Całości dopełniała śnieznobała koszula z koronkowym żabotem i takimi ozdobnymi mankietami. Na palcach miała kilka pierścieni z wielkimi kamieniami, które tak dobrze podkreślały kolor jej oczu. Czuła na sobie to przeszywające spojrzenie mężczyzny, gdy z wprawą otwierał butelkę koniaku i przygotowywał śmietanę i krem kakaowy.
-
Czy możemy mieć nadzieję, że polubi pani ten klub tak samo, jak koktajl? - spytał cicho, ale jego głos był wyraźnie słyszalny.
-
Z pewnością zadaje pan to pytanie każdemu klientowi. - Odparła tak samo jak on wpatrując się w niego. -
Klub ma swoje walory, nie przeczę.
Mężczyzna uśmiechnął się jednym z tych uśmiechów, które nie niosą w sobie żadnego pokładu radości.
-
Czy mam rozumieć, że powinniśmy się obawiać konkurencji? Szkoda byłoby stracić klientkę. Pani obecność odświeża atmosferę.
-
Jest to nieodzowne prawo biznesu.
-
To prawda, a w tym mieście z prawami biznesu trzeba się liczyć. Ale i tak byłoby szkoda - barman kontynuował pogawędkę z wystudiowanym spokojem, kontrastującym z energicznymi popisami tancerki.
-
Tym czasem będę się rozkoszować moim napojem i pokazem. A pan przygotuje dla mnie inny koktajl. Zdam się na pański gust, jako znawcy. - Przeniosła swoje spojrzenie na scenę. Dzisiejszy występ miał więcej wspólnego z burleską, niż stripteasem. Zmysłowa kobieta, o gęstych kasztanowych włosach dostarczała więcej pożywki dla wyobraźni niż dla oczu. Głównym atrybutem występu był ogromny wachlarz z piór, zawsze na miejscu by zasłonić nagość.
2
Barman, któremu pozostawiono wolny wybór, zachowawczo zdecydował się na klasykę szykując biały rum z limonką i miętą.
-
Powiadają, że to drink korsarzy. Stosowne, zważywszy na oceaniczną okolicę.
Tamara pozowliła by płyn delikatnie spłyną po języku do gardła. Wzięła nie za duży łyk.
-
I niewolników. - Dodała.
-
Nie jestem pewien, czy stać ich było na rum. Ale i nie jestem historykiem - odparł ugodowo barman.
-
Jak na razie wygrywacie z konkurencją. - Le Paige wzięła kolejny łyk i z zainteresowanie poczęła przyglądac się występowi. -
Pan Cohen wie jak przyciągnąć klientów.
-
Pan Cohen jest bardzo charyzmatyczną osobą. Może jego lokale nabierają trochę tej osobowości?
-
I nie mówi pan tego jako jego pracownik? - Spytała lekko zaczepnym tonem.
-
Czego bym teraz nie odpowiedział, może to pani zinterpretować jak chce.
Tamara uśmiechnęła się do niego. Uniosła lekko kieliszek do góry i upiła nieco.
-
Touche.
Le Paige dopiła koktajl. Zapłaciła nie zapominając o napiwku. Znalazła kelnerkę. Szpenęła jej do ucha kilka słów, takich samych jak poprzednio o Katji Popow.
Drugie spotkanie dwóch kobiet nie było już tak dużym szokiem dla tancerki, ale ta wyraźnie wciąż nie czuła się komfortowo z Tamarą w roli klientki. Spodziewała się jednak, że odwiedziny nie były wcale podyktowane chęcią rozrywki. Upewniwszy się zatem, że pod drzwiamy prywatnego pokoiku nikt nie podsłuchuje, zapytała prosto z mostu:
-
Czy coś się stało?
-
Nie zostawiłaś chyba adresu kontaktowego adwokatowi.
-
Nieprawda - zaprzeczyła blondwłosa. -
Oczywiście, że zostawiłam. Jak inaczej miałby się ze mną skontaktować?
-
Ah, tak? - Zdziwiła się wręcz teatralnie Tamara. -
Stary… No nie ważne. Pan Heegaard poinformował mnie o pewnych, drobnych komplikacjach. Myślę, że powinnaś się do niego udać, żeby wysłuchać co udało mu się ustalić
-
Jakich komplikacjach?- westchnęła Katia, z wyraźnie wyczuwalną nutą irytacji.
-
Ja wiem tylko tyle, że asystent pana Heegaard był w sierocińcu, ale ze względu na chorobę, której się tam prawdopodobnie nabawił, nie mógł swojemu pracodawcy złożyć raportu.
Popow wyglądała jakby miała tupnąć ze złości nogą, ale się powstrzymała.
-
Oczywiście, że jest chory, przecież kazał sobie płacić od dnia - przeklęła pod nosem.
-
Heegaard ?
-
A mam innego prawnika?
-
Nie on jest chory.
-
Ale on się wysługuje chorymi podwładnymi - odparła. -
Gdzie mieszka ten jego asystent?
-
Nie wierzysz lekarskim kwitkom?
-
Nie wierzę leniom, którym nie chce się iść po raport, bo płaci im się za siedzenie przy biurku - stwierdziła.
Le Paige westchnęła i dodała.
-
Po pierwsze spóść z tonu.
Tancerka spojrzała na Tamarę ze zdziwieniem.
-
Niby dlaczego? Odłożyłam pieniądze, żeby odzyskać moje dziecko, a nie opłacać komuś chorobowe.
-
Ponieważ żale kierujesz do niewłaściwej osoby. - Le Paige powiedziła spokojnie i bez cienia urazu czy przygany w głosie.
Ten spokój chyba udzielił się Katii, bowiem faktycznie trochę się uspokoiła. Nie zmieniła jednak zdania -
i tak do niego pójdę i powiem co o tym myślę. A jak nie będzie chciał sam mi przedstawić tego raportu, to osobiście odbiorę go od jego asystenta.
Tamara tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Popow wzięła jeszcze jeden głęboki oddech, żeby się uspokoić.
-
Ma pani coś jeszcze do przekazania? Taniec powinien się już kończyć. I mogę podać pani mój numer telefonu. Rozumie pani... żebyśmy nie musiały się spotykać tutaj, jeśli kiedyś jeszcze będzie potrzeba.
-
A tak polubiłam ten lokal. - Nadal uśmiechając się Le Paige wyciągnęła notes i pióro. Katia podyktowała ciąg cyfr. Na powierzchni telefony dopiero zdobywały masową popularność, ale w Rapture ich ceny były całkiem przystępne.
-
Zechciałaby pani podać jakiś sposób kontaktu? Kiedy to wszystko szczęśliwie się skończy, chciałabym pani jakoś podziękować.
-
Tak, oczywiście. - Też podała swój numer telefonu.
-
Gdy skończysz zmianę pójdę z tobą do pana Heegaard.Chętnie posłucham jego dalszych tłumaczeń. - To nie była prośba. To było proste wyartykułowanie tego co się stanie bez sznasy na wniesienie sprzeciwu.
___________________________
1 - Pin-up-girl