Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2015, 11:02   #89
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
współtworzone z Miszczem i Dziadkiem od Zioła...

Steven, powstrzymując śmiech, trącił Nathana w ramię i pokazał stojącego po drugiej stronie ulicy siwowłosego mężczyznę.

Nathan zawiesił na moment głos rozglądając się za źródłem wesołości towarzysza, a zauważywszy rozczochranego staruszka zmagającego się z hałasem sam szczerze się uśmiechnął.

- Panie Roos, nie uwierzy pan ale zupełnie przypadkiem jesteśmy w pobliżu. Proszę się rozejrzeć, kawiarnia “Jellies”. - Mężczyzna zamachał ręką nie spuszczając wzroku z Teo Roosa. - Tuż przy wejściu od ogródka.

Weston odczekał aż roztargniony emeryt odszuka ich wzrokiem, po czym krztusząc się dychawicznym śmiechem pospiesznie przyczłapie do stolika.

- To ci dopiero. Ładne rzeczy. - skrzeczał pan Roos trzymając oburącz telefon i w sposób charakterystyczny dla osób w tym wieku pieczołowicie wciskając przycisk kończący połączenie. - Przysiągłbym, że mnie śledziliście, gdyby nie było to niemożliwe. Chyba, że mnie śledziliście? - senior zmierzył ich uważnym spojrzeniem spod zmarszczonej teatralnie brwi, by po chwili zachichotać i klepnąć się radośnie w kolano. - Hoho, ładne rzeczy.

- Proszę siadać, Panie Roos. Nazywam się Nathan Weston, mieszkam w okolicy, na codzień zajmuję się fotografią. To jest Steven Craven, - Steven wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Roosa - od niedawna mieszka z rodziną w Plymuth. - Weston przez moment poczuł się jakby miał deja vu, po raz kolejny przedstawiając komuś skąd inąd obcego mu Stevena jakby ten był jego dobrym znajomym. Otrząsnął się z tej myśli. - Kawy?

Leciwy jegomość rozsiadł się na krześle i przytaknął z aprobatą chowając telefon do kieszeni na piersi.

- Interesujemy się kapitanem de Hourtewane. - Nathan przeszedł od razu do sedna nie siląc się na uprzejmości - Zbieram materiały i ciekawostki na jego temat. Słyszałem od Jima Denvera że jest pan dobrze obeznany z tematem słynnego kolonisty.

- Toście źle słyszeli - Starszy mężczyzna otarł pot z czoła. - Kilka lat temu załatwiałem jednak pozwolenie na otworzenie grobu kapitana, jak jeszcze pracowałem w urzędzie miasta. Skomplikowana procedura. Mnóstwo papierkowej, niepotrzebnej roboty. Mówię wam. Ale uwinąłem się w miesiąc, bo klientowi zależało na czasie działania. Zawsze powtarzał, że to sprawa życia i śmierci. Wesoły jegomość. Nie powiem. Eh.

Do stolika podeszła kelnerka i na chwilę potrzebną na złożenie zamówienia dla Rossa przestali rozmawiać.

- Więc Jim się trochę pomylił. Osobiscie nie intersuję się aż tak bardzo historią regionu, wstyd się przyznać po tylu latach piastowania rangi urzednika, zajmującego się właśnie sprawami zabytków w hrabstwie i turystyką. Za to lubię ryby. Wędkują panowie?

Jak kazdy starszy człowiek rownież Ross miał wyraźnie tendencję "dryfowania" z tematami i częste zmiany celu rozmowy podczas jej trwania.

- My nie ale… - Steven zaczesał długą grzywkę - powiada pan, że komuś się spieszyło z otworzeniem grobu? Pamięta pan kto to był?.

- Tak. to był Indianin, nazywał się Twinoak. Czy jakoś tak. Starszy i sympatyczny człowiek. Też wędkował.

Craven spojrzał uważnie na mężczyznę. Podchwycił jego wzrok.

- A czy ten indianin podał przyczynę, dla której chciał otworzyć grób? - uniósł dłoń nie dopuszczając Roosa do głosu. - Jestem pewien, że podał. Musiał podać oficjalną przyczynę dla urzędników. Czy rozmawiał pan z nim i być może podał prawdziwą przyczynę.

- Prowadził badania historyczne. Amatorskie. Ale miał wszystkie niezbedne pozwolenia. Chodziło chyba o ustalenie jakiejś zbrodni sprzed lat na jego ludziach. Oczywiście, w dobie nowej polityki rasowej praktykowanej w Stanach od kilku lat, zarówno wladze stanowe, jak i federalne wspierają tego typu inicjatywy. Wiem, że grób zostal otworzony. Indianin porobił zdjęcia i znów go zamknięto. Tak. Nawet byl jakiś artykuł w miejscowej gazecie na ten temat.

Kelnerka przyniosłą zamówienie. Ross z przyjemnością napił się zimnej wody z plasterkiem pomarańczy zatkniętym na obrzeżu szklanki.

- Zawsze zastanawaiło mnie, szczerze mówiąc, po co ten Twinooak chciał robić zdjecia kościom w szczątkach munduru. Nie pamiętam też, by opublikował wyniki tych swoich badań. Dziwak. Czasami się tacy trafiają. No, ale wędkarz był z niego znamienity. Pokazywał mi, jakiego suma złowił w pobliskich jeziorach. Taki okaz, ze zazdrość brała.

- Ma pan może kopię tych zdjęć? - Steven zupełnie ignorował temat ku któremu urzędnik chciał dryfować.
- Niestety nie. Wielka szkoda. To mógł być rewelacyjny okaz. Taki sum to rzadkość.
- Urzędnik najwyraźniej opacznie zrozumiał jego słowa.

- Panie, putain- nerwy mu nie wytrzymały - w dupie mam pana ryby!

Chwycił za szklankę i wychylił duszkiem pół zawartości. Zmitygował się chwilę później.

- Przepraszam, źle sypiam ostatnio... O zdjęcia grobu pytam - dodał już spokojnie.
Ross spojrzał na młodego mężczyznę nieprzyjaznym wzrokiem.
- Jakiegoż znowu grobu, młodzieńcze? - Zapytał siląc się na uprzejmość, ale widać było, że wybuch Stevena zburzył spokój mężczyzny i jednocześnie włączył w nim opór przed dalszą konwersacją.

- Przeszła mi ochota na jedzenie - stwierdził w końcu odsuwając głośno krzesło. - Stary pierdziel! - warknął przez zaciśnięte zęby, na tyle jednak głośno, że było go słychać, po czym opuścił lokal.

Nathan ciężko westchnął. W jednej chwili wszystko układało się po jego myśli, w drugiej smarkacz pozwolił sobie na zbyt wiele, tupnął nogą, obraził jedynego gościa, który mógł rzucić trochę światła na sprawę, po czym zniknął. Nic dziwnego, że w tej ich rodzince źle się dzieje z takimi temperamentami.

- Eh, ta młodzież. - mruknął Weston, który zupełnie niedawno przekroczył trzydziestkę, żywił jednak nadzieję że Ross nie zwróci na to uwagi. - Żadnego szacunku.

Informatyk siedział przez chwilę zmieszany bębniąc palcami o filiżankę, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć. Nachmurzone oblicze staruszka zmieniało się nieznacznie, a wodniste oczy rzucały na niego gromy spod krzaczastych brwi, uznając najwyraźniej za współwinnego ordynarnego sposobu w jaki go potraktowano.

- Twinoak był dobrym wędkarzem? - młody mężczyzna zagaił nieśmiało po dobrej minucie milczenia.

Ross trochę złagodniał.
- Tak. Tak mi się wydaje. On i jego rodzina prowadzi sklep wędkarki niedaleko stąd. W Plymouth. Może pan zna. Ja wolę łowić w Mississippi. Zdecydowanie bardziej wolę wędkarstwo rzeczne niż na jeziorze. Nie bawi mnie aż tak bardzo obserwowanie spławika. Wolę przepływówkę. Rzuca pan, chodzi, zdrowsze. O co chodziło temu dzieciakowi? - Spojrzał za odchodzącym Stevenem. - Co tak się naburmuszył?

Potem pochylił się konspiracyjnie i szpenął:
- Narkotyki pewnie, co?*

- Kto tam ich wie, może i narkotyki, ja bym raczej stawiał na trudną sytuację w domu. Wie pan, chłopak niedawno stracił kogoś bliskiego z rodziny, nie obwiniałbym go za bardzo. - Nathan sam nie wierzył, że broni teraz lekkomyślnego gamonia, który najpierw działa potem myśli. Teraz jednak liczyło się żeby uspokoić sytuację, a Stevena ustawi się później.

- Rozumiem. Szkoda. Przykro mi. - Ross wyraźnie posmutniał. - No tak. Dzieciak pogubił się w takiej sytuacji. To zrozumiałe.

- Łowił pan kiedyś nad Latonka?

- Raz czy dwa. ALe w naszym hrabstwie są ladniejsze i bardziej rybne jeziora. Nie trzeba daleko szukać. ALe, jak mówiłem, wolę połowy rzeczne. Ryba ma inny smak. Wie pan. Nie tak mulisty. Chociaż ostatnio to mało co zjadam z połowów. Wiecie wypuszczam. Taki sport emeryta. Ha, ha ha- zaśmiał się.

- To pewnie ten cholesterol. - uśmiechął się Nathan. - Chociaż ryby mają dobry wpływ na zdrowie. Słyszałem, że ten Twinoak też przeżył jakąś rodzinną tragedię, zupełnie jak Steven. - wtrącił niby przypadkiem - Ponoć od tamtego czasu strasznie się zmienił. Mówił coś o tym?

- Wie pan. Raczej nie miałem z nim później kontaktu, po tym jak załatwiliśmy tę sprawę. W sumie to nawet nie wiem, czy widziałem go od tamtego czasu.

Ross zmrużył oczy, jakby się nad czymś zastanawiał.

- Nie. Nie widziałem ani nie rozmawiałem - dodał po chwili.

- Dawno to było? Wie pan, ta ekshumacja i sprawa z otwieraniem grobu? Ktoś robił jakieś problemy z tego powodu?

- Jeszcze przed moim odejściem na emeryturę. Czyli może sześć lat temu. Albo i dawniej. I z tego co pamiętam było trochę kłopotów z ochroną zabytków. Posadzka w kośćiele jest ważnym elementem naszej kultury i dziedzictwa architektonicznego. No, ale udało się ją otworzyć bez naruszenia niczego, co cenne. Wie pan, byłem przy tym. Brrr. Kości. Tyle zostało z naszego założyciela. W sumie tyle zostanie z każdego z nas. Ja tam już zapisałem w testamencie, że chcę zostać skremowany.

- Same kości? Żadnych malunków, dokumentów, trofeów? Z tego co wiem na temat zwyczajów w tamtym okresie bohaterów często chowano z jakimiś pamiątkami, albo skarbami świadczącymi o ich licznych dokonaniach. Czy w grobie były tego typu pozostałości?

- No oczywiście że chowano. Ale kapitan chyba był najpierw pochowany normalnie, na cmentarzu miejskim, a potem przeniesiono go do zaszczytnej krypty w kościele. Chyba tak było. - Ross myślał długo, zastanawiał się, przypominał . - Ale wszystko z czasów kolonizacji i wojen francusko - angielskich mamy w muzeum na ekspozycji stałej. Chyba też pamiątki po ojcach założycielach miasta. Możliwe że i po kapitanie, który was interesuje. Nieczęsto korzysta pan z dobrodziejstw naszej historii. Prawda? Jest pan raczej typem człowieka, który idzie do przodu. Technologia. Nowoczesne wynalazki. Zgdałem?

- Ma pan nosa do ludzi. - Weston puścił oko do Rossa - Rzeczywiście interesuję się technologią, zwłaszcza fotografią i filmem. Komputerowa obróbka obrazu i tego typu zabiegi.

Weston dopił swoją kawę, chwytając kątem oka odległą figurkę Stevena krążącego po alejce.

- Cóż panie Ross, chyba już czas na mnie. Gdybym czegoś potrzebował, albo panu przypomniałoby się coś ciekawego proszę się nie krępować, ma pan do mnie numer. Raz jeszcze przepraszam za zachowanie kolegi. Było mi bardzo miło.

- Nie ma sprawy. Pozdrawiam. Prosze pozdrowić tego młódzieńca i złożyć moje kondolencje.

***

Steven stał na ulicy. Sięgnął po paczkę i odpalił papierosa. Zaciągnął się głęboko. Wypuścił powoli dym ustami wpatrując się w niebo. Ktoś trącił go ramieniem. Przeklął.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline