Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2015, 01:09   #605
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
No i jak zwykle jako takie szczęście nie mogło się utrzymać o tą chwilę dłużej, żeby to Dirith pierwszy użądlił kolegę. Ale niestety tak już bywa, że niezbadane są wyroki chaosu... znaczy losu. Do tego pewność siebie oponenta zaczynała lekko drowa irytować. A to nie dobrze. Bardzo nie dobrze, bo przez to on stawał się bardziej skłaniać do błędów mogących się źle skończyć. Trzeba było więc podjąć tą samą taktykę co człowiek. Powoli i spokojnie go wykończyć. Wymęczyć, nie odkrywać żadnych kart i wyczekać na odpowiedni moment. Tym bardziej, że nie został od razu uleczony. Czyżby ta podejrzliwa wilczyca w końcu zaczęła działać we własnym interesie potwierdzając wszelkie podejrzliwe uczucia jakie czasem go nawiedzały? Nie wiadomo. Wiadomo było jedno, że trafił na lepszego przeciwnika niż myślał i po prostu trzeba było się do tego faktu odpowiednio dostosować.

Nie było jednak na to czasu, bo okolice dość gwałtownie spowił gęsty dym... Niezła sztuczka. Tym bardziej, że przez to Dirith nic nie widział ledwo oddychał będąc na skraju przytomności. Nie miał pojęcia jakiego gazy użył przeciwnik, ale nie zamierzał się tak łatwo dać i mimo dławienia się i braku tchu zaczął wywijać sejmitarem i sztyletem szerokie młynki mające na celu trawienie każdego, kto podszedłby za blisko. Najdziwniejsze było to, że o ile mroczny elf się nie przesłyszał, to do jego uszy doszły go odgłosy dławienia się jego przeciwnika. Zdawało się to o tyle dziwne, że myślał iż ta zasłona dymna była właśnie jego sprawką. Jednak zdziwiony za długo być nie mógł, bo nagle ktoś coś do niego syknął i zaczął się z nim szarpać po przedarciu się przez obronne młynki. I to w dodatku od tyłu, co wskazywałoby na kolegę zabójcę, więc jednak musiał się przesłyszeć. Tylko czemu nagle zaczął się z nim szarpać zamiast po prostu potraktować jego nerki sztyletem?

Wszystko stało się jasne, kiedy rozległ się metaliczny brzdęk upadającego miecza. To nie on był celem kolegi tylko Hell Light. Było to całkiem logiczne. Jeśli ktoś planowałby samemu okiełznać moc Timewalkera, to zależałoby mu na zdobyciu miecza nie zabijając boundera. Gdyby zabił boundera, sejmitar stałby się bezużyteczny. Sklejając te myśli do kupy Diritch próbował uformować Tysiąc Ostrzy w szpikulec wystający z jego łokcia, żeby odpowiednio potraktować nim przeciwnika... Tylko właśnie! Jakim cudem Tysiąc Ostrzy rozluźnił uchwyt na rękojeści sejmitara? Przecież właśnie po to w tej sytuacji używał go defensywnie jako zabezpieczenia właśnie przed wytrąceniem go z jego ręki. Coś tu stawało się coraz bardziej podejrzane...

Tylko Dirithowi nie było dane jakiekolwiek zastanowienie się nad tą sytuacją, bo właśnie gleba postanowiła podskoczyć i się z nim przywitać pozbawiając go przytomności. Na szczęście tylko na chwilę, po której szybko zaczął macać otoczenie poszukując sejmitara. Nie miał wielkich nadziei na jego znalezienie, jednak mimo wszystko spróbował. Do jego uszu dobiegły go kolejne odgłosy dławienia się. Tym razem liche, dobiegające gdzieś z ziemi nieopodal. Tym razem był pewien, że to człowiek z którym walczył. Sądząc po tym co słyszał to nie on go zaatakował od tyłu, bo teraz nie miał najmniejszych sił aby kontynuować walkę. Mroczny elf zaryzykowałby stwierdzenie, że po pojawieniu się gazu został sprowadzony na glebę szybciej od niego i to nie on odpowiada za kradzież Hell Light. Tym bardziej, że sądząc po jego pewności siebie nie zastosowałby w walce czegoś na co sam nie byłby odporny i tym samym podpisał własny wyrok śmierci.
Mimo, że dym zaczynał się powoli przerzedzać nadal ledwo można było otworzyć oczy i nic nie było widać. Na szczęście Dirith mógł skorzystać z infrawizji i jako tako rozejrzeć się po okolicy. Dużo to nie pomogło, bo nadal ledwo widział, ale przynajmniej jakieś sylwetki ciepła już mógł dostrzec. Dlatego jeszcze wstając starał się zlokalizować oddalające się sylwetki. Jako że takich nie było, to rozejrzał się po ziemi aby przy odrobinie szczęścia zlokalizować jakiś ślad najnowszego napastnika. Z początki nie było nic jednak dzięki temu, że znajdował się na klęczkach udało mu się znaleźć jakiś ślad czegoś co mogło przypominać stopę. Tylko taką nie za bardzo ludzką. Czyżby miał do czynienia z inną chimerą? Sądząc po kształcie śladu i jego wielkości było to możliwe. Tym bardziej, że ślad był pozostawiony przez bosą stopę. Tym lepiej dla niego, bo tym dłużej ciepło pozostawione przez złodzieja będzie się utrzymywać na powierzchni po której przeszedł.

Jeszcze przez krótką chwilę zastanowił się nad kształtem śladu, gdyż chciał się upewnić jak on wygląda i w którą stronę prowadzi. Nie zwlekał jednak długa zanim chwiejnie podniósł się z klęczek i ruszył najszybciej jak mógł za świeżym tropem. Przez moment zastanowił się nad przemianą w tygrysa lub tygrysołaka aby spróbować wyłapać zapach napastnika. Był to jednak kiepski pomysł. Po pierwsze, pod innymi postaciami nie miał dostępu do infrawizji. A po drugie nadal ledwo mógł oddychać więc po przemianie wyczulony węch najprawdopodobniej wyrządziłby więcej szkód niż pożytku, bo w tej chwili zapach złodzieja raczej był zamaskowany dławiącym smrodem gazu. Dlatego nie tracąc czasu chwiejnym krokiem trzymając się nisko ruszył pod postacią drowa za świeżymi śladami stóp. Ostrożnie i uważnie, żeby nie dać się zaskoczyć przez jakąś pułapkę jaką mógł za sobą zostawić, jednak najszybciej jak tylko chwiejne kroki i rana na nodze na to pozwalały. Broni nie chował. Jeśli będzie musiał biec z nią przez miasto to trudno, ale nie zamierzał dać się zaskoczyć tropionemu stworzeniu po raz drugi.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline