Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2015, 22:33   #8
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Najtrudniejszy… jest pierwszy krok.

- stare terrańskie powiedzenie
.

- Miejmy nadzieję, że nie będziecie go potrzebować. - odparł Jophielowi zbrojmistrz po czym podniósł głos - Kuzyni dozbrojeni? No to w drogę. Ubogi - pozostawiam ich pod twoją opieką.

Kruczy Gwardzista zamknął zbrojownię za drużyną i oddał im salut. Korytarz nadal był skąpany w czerwonym świetle awaryjnych lamp.

- Victorus Aut Mortis - rzekł, postąpił krok w tył, odwrócił się… i zniknął.

***

Decyzją dowodzącego Brata Ubogiego drużyna miała wyruszyć powierzchnią. Zapowiadał się spacer w próżni.

Drużyna ruszyła przez korytarze Hallowed Sworda. Mieli teraz okazję podziwiać dzieło zniszczenia jakie zostało poczynione przez niezaplanowane lądowanie na kosmicznym wrakowisku. Kłęby pary, dymu, trzaskające iskry. Załoganci starający się pomóc rannym towarzyszom lub w pośpiechu starając się naprawić pomniejsze uszkodzenia. Techkapłani nieustannie trzaskali w maszynowym języku starając się ukoić ranne Duchy Maszyny. W pośpiechu na noszach dźwigano rannych w kierunku pokładu medycznego. Na prawie wszystkich kanałach vox wzywano pomocy, raz bardziej trwożnym, raz bardziej panicznym głosem.
Aż trudno było uwierzyć, że ktokolwiek ma nadzieję przywrócić okręt z powrotem do sprawności.

Kolejne korytarze i sekcje mijali w ciszy. Niewielu widzieli bitewnych braci. Wszyscy zostali przydzieleni do pilnowania wyrw, patrolowania zewnętrznych pokładów lub do pomocy w naprawach przy krytycznie uszkodzonych podzespołach okrętu. Dopiero kiedy od grodzi dzieliło ich kilkadziesiąt metrów natrafili na patrol trójki marines, którzy minęli drużynę pozdrawiając braci niemym pozdrowieniem uniesionych dłoni.

Wyjścia poza bezpieczny obręb okrętu pilnowało kilku uzbrojonych załogantów oraz techadept. Ten widząc nadchodzących marines przedsięwziął odpowiednie rytuały, aby otworzyć gródź. Sprawa szła jednak opornie. Duchy Maszyny były przerażone i nieskore do współpracy. Kiedy techadept próbował naprawić sytuację Kill-team czekał spokojnie, jednak wszystkie wizjery hełmów były zwrócone na Brata Bohuna, czekał niewzruszony z zaciętą miną. Typową dla synów Russa. Dopiero po chwili zauważył, że pozostali Bitewni Bracia i zwykli załoganci spoglądają na niego dość otwarcie.
- Ahhh… zatraceně - zaklął Bohun gdy do niego wreszcie dotarło...
Chwilę potem pobiegł z powrotem

***

Chyba w rekordowym czasie powrócił do reszty szwadronu. Biorąc pod uwagę, że musiał znaleźć otwartą zbrojownię i "skołować" możliwość zhermetyzowania swojego pancerza. Ale powrócił. Porządna, gruba warstwa kombinezonu ciasno opinała ciało zwiadowcy. Na nią nałożono pancerz. Na twarz zaś założono prosty hełm z przyłbicą oraz aparatem oddechowym przypiętym do butli zamontowanej z tyłu pancerza.
- Promiňte mi - Bohun schylił głowę w pokorze przed drużyną - Můžete wpisat do raportu, bratre Nędzarzu, pokud uznajecie to za stosowne.
Nędzarz przez dłuższą chwilę spoglądał na Bohuna, milcząc. Ponury nastrój potęgował stary, obtarty hełm pancerza MkIV “Maximus” oraz kaptur żebraczego płaszcza. Wreszcie się odezwał. Chłodnym, pozbawionym emocji tonem. Jak zawsze.
- Idziesz na szpicę. Wyczerpałeś swój roczny limit pomyłek, Marine.
Ponownie w komplecie kill-team zwrócił się ku tech-adeptowi, który zdołał w końcu zmusić oporne Duchy Maszyny do współpracy. Właz rozsunął się. Musieli wejść teraz do komory, aby przejść Rytuał Przejścia. Po drugiej stronie ostatniej warstwy plastali oczekiwała ich cisza, pustka i chłód kosmosu.

***

Muzyka

To był całkowicie obcy świat.

Wydostali się z okrętu przez śluzę w średnich pokładach. Jako że okręt był lekko przekrzywiony i zagłębiony w skały mieli do powierzchni stosunkowo niedaleko, ledwie sto metrów. Grawitacja była nieduża i z pewnością mocny skok wprost w górę mógł ich wyrzucić w przestrzeń (podobnie jak siła odrzutu niektórych broni większego kalibru). Jednak rzeczy te były nikłe w porównaniu do krajobrazu jaki się przed nimi roztaczał.

Hallowed Sword rzeczywiście wylądował na terenie skalistym, powstałym ze skrystalizowanych minerałów. Przy oględzinach z przybliżenia kamień wyglądał na wyjątkowo kruchy. Paręset metrów od ich fregaty w podobnej pozycji co ona spoczywał krążownik, bez wątpienia dzieło imperialnej stoczni. Co jednak było zatrważające, bok którym był ustawiony do nich wyglądał, jakby jakąś gigantyczna bestia próbowała pożreć bok kadłuba. Od rufy, aż po dziób poszycie zostało oderwane kilkoma potężnymi kęsami. Dalej po prawicy, za ich okrętem w pewnej odległości wyrastały pod kątem z podłoża wielkie skalne iglice, na oko z tego samego kamienia co grunt pod Swordem. Dopiero jednak jak spojrzeli w lewo dostrzegli cel swojej misji.

Skaliste podłoże może z dwieście metrów od krążownika przechodziło w regularne wrakowisko złożone z poskręcanych i zmiażdżonych między sobą poszyć statków. Z tego morza złomu wyrastała w pewnym momencie iglica podobna do tych, które spotyka się na największych imperialnych okrętach. Widać jednak było, że czymkolwiek była ta struktura, czas obchodził się z nią mało łagodnie - wyrwy, ubytki i uszkodzenia były nader wyraźne.

Obaj kronikarze spojrzeli w stronę wieży i poczuli od niej potężną psychiczną emanację. Jakby struktura promieniowała psykerską aurą.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 12-08-2015 o 01:22.
Stalowy jest offline