Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2015, 17:25   #2
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
https://www.youtube.com/watch?v=5QSP51TNTdQ


Decyzję o wyruszeniu z Ruchomego Miasta podjął dość szybko, jak na swoje zwyczaje. Nie było nerwowego zbierania sprzętu, wykłócania się z kwatermistrzostwem o zapasy, dane wywiadowcze i inne takie pierdoły. Szast prast i w drogę. Nie było przecież czasu na to wszystko. Nie teraz, kiedy sygnał zanikał co chwilę. No i… trzeba było przecież wyruszyć po cichu.





Eddie Crispo, zwany Mikrusem ciemną nocą chyłkiem przemknął ze swojego warsztatu, niosąc swoje podstawowe wyposażenie. Wspiął się na pakę wysłużonego Forda i sprawdził pieczołowicie pasy spinające zmajstrowany parę dni temu skaner. Całe urządzenie wyglądało jak zmutowane dziecko pralki, sporej anteny i kilku tosterów, ale miało być skuteczne a nie zajebiste, prawda? Jeszcze godzinę temu sygnał był, teraz wolał nie sprawdzać by nie zapeszać. I nie zaalarmować kogoś, kto mógł zacząć pytać dokąd mu tak spieszno. Niewielka sylwetka mężczyzny krzątała się chwilę wokół wozu. Sprawdził poziom paliwa, niespokojnie rzucił okiem na przechodzący kilkadziesiąt metrów dalej patrol. Paranoja Posterunku zaczęła mu się udzielać, a przecież kurwa nie robił nic złego! Może… nieregulaminowego, ale no bez jaj. Przecież skoro oni palcem nie chcą kiwnąć, to on ten sygnał musi sprawdzić sam.

Przez pierwszy dzień cisnął ile tylko ford wytrzymywał. Wolał pozostawić za sobą sporo asfaltu, nie sądził żeby już wysłali za nim kogoś, ale jakoś tak mieszanka ekscytacji i niepokoju sama wdeptywała gaz w podłogę. Potem zaś zaczęła się rutyna i spokój. Eddie wskakiwał w znane tory i schematy wymuszane przez ten cały zasrany świat. Unikał głównych dróg, bo choć oznaczało to straty w czasie, to wydawało mu się bezpieczniejsze. Czysta naiwność, nie? Tak jakby cokolwiek mogło gwarantować że pieprzona szutrowa droga będzie lepsza od pieprzonej stanowej. Przypomniał sobie jednego świra z Salt Lake City, który chciał mu koniecznie sprzedać amulet, który będzie prowadził bezpiecznie przez pustynię. A może on był z Vegas? Uśmiechnął się do siebie i zerknął na deskę rozdzielczą. Na razie wszystko szło całkiem nieźle, co oznaczało że zaraz coś pierdolnie. Już dawno się nauczył, że taka jest normalna kolej rzeczy.

Piąty dzień i dalej wszystko było w porządku, nie licząc jakiś bzdur, z którymi szybko sobie poradził. Ze dwa razy zagotował chłodnicę, raz spędził trzy godziny czekając w napięciu za wydmą aż strzały i wycie, które było słychać przed nim ucichną. Nie zdecydował się sprawdzać co to było, objechał w końcu niebezpieczne miejsce sporym łukiem. Mogło to oznaczać albo niespotykane szczęście, albo jedynie tyle że fatum wybiera sobie odpowiedni moment by przypierdolić mu tak, że się już nie pozbiera, teraz zaś buduje napięcie. Jak w dobrym thrillerze.
Zerknął na mapę i skrzywił się. Szlag, nie da rady doskoczyć na raz do celu, który wyznaczył sobie rano. Oczy same mu się zamykały, wolał nie ryzykować dalszej jazdy. Zaczął się rozglądać za miejscem by zanocować, wizja w miarę wygodnego łóżka w barze przy drodze zakłuła jeszcze raz i odpuściła. Wybrał w końcu niewielkie wzgórze, tak by nie było widać wozu z drogi. Przeciągnął się raz i drugi. Zimno jak cholera i bardzo dobrze. Eddie wolał zdecydowanie noce od dni. Nienawidził słońca, potu i pyłu. Wszedł na pakę i spojrzał na zakurzony ekran skanera. Nie, jeszcze nie teraz. Rano sprawdzi, trzeba oszczędzać akumulator, a po ośmiu godzinach snu sygnał i tak może zmienić położenie. Ziewnął rozdzierająco, omiótł wzrokiem okolicę. Wszystko wydawało się takie spokojne i ta myśl znowu go przeraziła.
Wyciągnął z plecaka folię NRC i zaklął kiedy rozdarł się jej brzeg. Trzeba będzie się w końcu rozglądnąć za nową. Otworzył skrzynkę z narzędziami i grzebał dłuższą chwilę. Usiadł i nieświadomie rozpoczął jeden ze swoich rytuałów. Ciche gwizdanie rozległo się wokół kiedy sklejał brzegi folii taśmą izolacyjną. Precyzja niezbyt tu była potrzebna, ale przyzwyczajenie zwyciężyło. W końcu wykopał spory dołek w rozgrzanym ciągle podłożu, wstawił do środka aluminiową miskę i ustawił na rogach kamienie po czym rozpostarł folię. Na wierzch położył kilka drobnych okruchów i gotowe. Miał jeszcze zapas wody, ale każdą okazję by go uzupełnić trzeba wykorzystać. Przyglądnął się jeszcze uważnie spaślakowi, ale wszystko było w najlepszym porządku. Dbać o broń nauczył się w wieku 6 lat i nie miał zamiaru zmieniać przyzwyczajeń. Własnoręcznie zmontowany shotgun nie zawiódł go jeszcze i nie chciał się przekonywać jakie to uczucie usłyszeć suche “klik” zamiast jeeebuuut po naciśnięciu spustu.
Zimno, cholera. Nie, zimna chyba również nienawidził tak mocno jak słońca. Wsiadł do forda i zmęczenie wygrało po kilku minutach.

***

Otworzył oczy i zamarł. Wysoko stojące już słońce poraziło źrenice. Pomimo wszystkich swetrów na grzbiecie, zimny dreszcz przeleciał mu po plecach. Dał się podejść jak dziecko, nie usłyszał niczego, dopiero aż… W pierwszym odruchu chciał złapać spaślaka i wywalić porcję śrutu prosto przez tylne okienko kabiny. Brzytwa Ockhama, jak mawiał uczony ojciec. W ostatniej chwili pomyślał, że przecież może uszkodzić skaner i wtedy całą tą wycieczkę będzie można o kant dupy potłuc. Chrobot z tyłu powtórzył się, ale w lusterku wstecznym niewiele było widać. Setki myśli zaczęło przelatywać przez umysł. Rabusie, gangerzy, mutanci. Ale czemu jeszcze żył? Powinni najpierw rozwalić mu łeb, a potem grzebać w jego sprzęcie.
Odetchnął raz i drugi, choć jak zwykle gówno to dało, po czym wyrwał spaślaka z uchwytu pod kolumną kierownicy i wypadł przez drzwi na zewnątrz. Już wysiadając wpompował pierwszy nabój do komory.
Rozglądnął się uważnie, serce waliło w przełyku jak szalone. Narobił tyle hałasu że nie było bata by skurwysyn na pace go nie słyszał. Wycelował, gotów do wygarnięcia śrutem jak tylko zobaczy jakiś cel.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 14-08-2015 o 17:34.
Harard jest offline