Pot zalewał mu oczy, dyszał ciężko, z nerwów i zapewne upału. Cztery warstwy ciuchów nie pomagały. Pomimo jego chaotycznych i wcale nie dyskretnych ruchów dźwięk dobiegający z paki wcale nie ucichł, ba, nie zmienił swojego monotonnego niedbałego rytmu. Chrobotało z lekka, szeleściło.
Eddie, uzbrojony i gotowy na wszelką ostateczność, wskoczył na skraj skrzyni ładunkowej pickupa aby stanąć oko w oko z intruzem. A dokładniej... oglądnąć jego chuderlawe dziecięce plecy.
Po ilości szmat okalających wątle ciałko nie można było nawet stwierdzić płci. Dziecko na pewno go usłyszało. Ale z jakiegoś niepojętego powodu nie obróciło choćby głowy. Brudne kościste palce muskały elektroniczną hybrydę zajmującą większą część paki. Z dziwaczną fascynacją sunęły po przewodach, panelach, pokrętłach i klawiszach.
Eddie mimowolnie poczuł niepokój. Nadal nie widział twarzy drobnej istoty o dziecięcej budowie. O ile miało twarz... Wyobraźnia podsuwała wiele przerażających możliwości. Czekać aż wątpliwości same się rozwieją? A może przezornie strzelić złodziejowi w plecy? Eddie doskonale wiedział, że ostrożność nigdy nie zawadzi. |