Eddie Crispo
Zdążył się w spokoju przebrać, co to była za ulga! Nawet odlać się zdążył i na powrót uzupełnić płyny. Wykonywał standardowe poranne czynności jakby wcale nie miał tuż obok pasażera na gapę. Choć w sumie czy było się czym przejmować? Mała wydawała się niegroźna i była nieuzbrojona. Podczas krzątaniny Eddiego nie zmieniła się nie do poznania, nie wyrosły jej pazury ani nie rzuciła się w locie na jego gardło. Zjadła co miała zjeść i wróciła do oglądania sterty sprzętu zespolonego w jedną, fascynującą ją nader konstrukcję.
Eddie wrócił na pakę i zasugerował jej, że dość sobie pomacała jego elektroniki, czas się zmywać. Twarz dziewczynki wykrzywiła błagalna mina, padła przed Crispo na kolana, złożyła nawet małe rączki jak do pacierza.
- Pan pomóc - broda drżała jej widocznie. Ogromne niebieskie oczy wzbudzały mimowolną litość w nawet najbardziej zatwardziałym sercu. - Moja mama ranna. Tam - chude ramionko wystrzeliło w kierunku otwartej pustyni. Dahlia Crowl
Dahlia niewiele myśląc popędziła w kierunku, z którego dobiegał krzyk. Wiedziała, że ryzykuje ale czy nie było to wpisane w jej niepokorny teksański genotyp? Musiała sprawdzić, tak samo jak musiała być w ruchu czy stawiać na swoim. Bo tak.
Z niechęcią stwierdziła, że będzie ją widać jak na dłoni. W takim terenie skryć się można co najwyżej za kolonią kaktusów a i najpierw wypada przejechać spory kawał wolnej przestrzeni.
Rozglądała się uważnie za źródłem problemu aż ujrzała go w oddali. Pickup zaparkowany gdzieś opodal czarnej wstęgi autostrady przecinającej pustynię. Spięła wodze i podjechała bliżej aby rozeznać się w sytuacji. Dostrzegła tylko dwie sylwetki na skrzyni załadunkowej wozu. Wyprostowanego mężczyznę w wojskowych ciuchach uzbrojonego w dwururkę i klęczącego u jego stóp dzieciaka, zapewne sprawcę niedawnych hałasów.
Ostatnio edytowane przez liliel : 18-08-2015 o 07:58.
|