Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2015, 08:36   #51
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Dla Alistaira to był długi dzień. I pracowity. Najpierw trochę jeżdżenia po opustoszałym, zdziczałym mieście. Po Detroit. To znaczy nawet przed wybuchem tajemniczej epidemii Detroit było w kilku dzielnicach bardzo podobne do tego, co działo się teraz w lepszych regionach miasta. Wysoka przestępczość, gangi afro-amerykanów, – bo przecież słowo „czarnych” było rasistowskie i złe. Tak działo się od dawna, kiedy podupadł przemysł samochodowy. Alistair nie odczuwał tego wcześniej – w końcu był hydraulikiem i miał potrzebny fach w rekach. Zarabiał bardzo dobrze.

Potem stanie „na czujce”, co było może mało absorbujące fizycznie, ale za to mocno psychicznie. Alistair wypatrywał wzrok i nasłuchiwał, czy sąsiedzi nie mają jakiś problemów, albo czy jakieś problemy nie zbliżają się do nich ulicą. Szabrownicy spotkani pod Wal Martem nie wyglądali na takich, którzy chętnie pomogą bliźniemu. Mógł się mylić, ale wolał nie ryzykować.

Aby przyśpieszyć załadunek wyskakiwał z samochodu, za każdym razem, gdy pozostali mężczyźni wracali z „towarem” i pomagał pakować zdobycze do samochodu. To przyśpieszało pracę. W drodze powrotnej zatrzymał się jeszcze przy kilku automatach ze słodyczami w punktach węzłowych.

Większość był nieruszona, a po rozwaleniu kamieniem szyby dość łatwo dało się uzupełnić zapasy „żywności”. Batoniki i słodycze może nie były zdrowe, ale w czarnej godzinie mogły się przydać. Podobnie napoje gazowane w puszkach.

Potem pomógł rozładować samochód, co też nie należało do najłatwiejszych zadań. Gdy ludzie zastanawiali się, co zrobić i jak wykorzystać przytargane materiały budowlane Alistair poszedł do swojego mieszkania. Napił się wody, przebrał, opłukał, – ale nie marnując za dużo wody i sprawdzając najpierw, czy ta w zlewie jeszcze płynie. Potem zrobił sobie kawy i porobił kanapek z łatwo psujących się rzeczy, które miał w lodówce. Poczęstunek zaniósł do „świetlicy”, by mogli skorzystać z niego sąsiedzi.

Gdy ludzie zajęli się jedzeniem, Alistair poszedł po swoje narzędzia. Na elektryczności się nie znał, ale barykadę potrafił zrobić, że mucha nie siada. Wiele lat doświadczenia w pracy z młotkiem, wkrętarką i innymi narzędziami budowlanymi znów mogło się do czegoś przydać.

Co prawda Dowson nie widział jeszcze potworów, o których wszyscy tyle gadali, ale wierzył ludziom na słowo. Zresztą widział ulice i krew na nich. To faktycznie nie wyglądało najlepiej.

- Powinniśmy na wszelki wypadek spakować po małym plecaku. W nim jakieś najpotrzebniejsze ubranie, trochę wody, lekarstwa pierwszej potrzeby, dla tych, co ich potrzebują, jakieś niepsujące się i wysokoenergetyczne jedzenie, latarka, może zapasowe bateria. To na wypadek, gdybyśmy musieli nagle uciekać. Niech każdy spakuje coś takiego. I oby się nie przydało.

Potem zajął się wysłuchiwaniem planów. Nie wtrącał się. Nie miał doświadczenia w tego typu sprawach. Najrozsądniejszym wydawało mu się zamknięcie w mieszkaniach na górze, chociaż wierzył w swoje rolety antywłamaniowe i solidne drzwi. Nie tylko doskonale chroniły przed włamaniem, ale też skutecznie wygłuszały dźwięki z mieszkania. Jeśli będzie cicho i nie będzie palił światła powinien spokojnie przetrzymać do rana.

Podobało mu się zachowanie ciszy. Uważał, że lepiej ją utrzyma sam, niż z młodszymi sąsiadami, ale nie podzielił się swoimi myślami. Miał zamiar zachować się, jak rasowy konformista. Jeżeli sąsiedzi zdecydują, że śpią razem, na górze – dostosuje się. Osobiście wolałby jednak zaszyć się na noc, cicho jak myszka, w swoim czterech ścianach. Gdyby zapadła decyzja o tym, że można noc spędzić we własnych mieszkaniach, poświęciłby jeszcze z dwie godziny czasu na zabarykadowanie drzwi i wzmocnienie od wewnątrz okien.

Podobał mu się pomysł, aby rozsypać i porozkładać bezpośrednio wokół budynku blachy, puszki i inne takie rupiecie – ich hałas mógłby być dobrym wskazaniem na to, co dzieje się na dole.

Potem zajął się barykadowaniem wskazanych miejsc. Miał znaczną wprawę w używaniu narzędzi, więc dzięki temu powinni zaoszczędzić trochę czasu i zrobić coś naprawdę solidnego. Coś, czego monstra nie rozwalą od razu. Liczył jednak na to, że nie będą musieli testować ich wytrzymałości.

Jeśli zapadnie decyzja o przejściu na górę, Dowson poprosi kogoś o pomoc przeniesieniu zdobytych wczoraj zapasów żywności oraz wybraniu wiaderkiem wody i przelaniu jej do innej wanny, na górze. Nie miał zamiaru marnować zapasów, gdyby okazało się, że zostaną odcięci od dołu.

Na godzinę przed zachodem słońca, dla odwagi, napił się małą porcję whiskey dolaną do kawy. Do broni się nie pchał. Nie potrafił strzelać, a doświadczenie z czasów młodości to było dawno i nieprawda. Postarał się jednak o jeden pistolet z małym zapasem amunicji – na czarną godzinę. Zaopatrzył się też w mocną latarkę, której używał podczas pracy. Solidny halogen dający mocne i jasne światło.

Na koniec została kwestia Phila.

- Możemy zamknąć go moim mieszkaniu. Jest teoretycznie bezpieczne. Opuszczone rolety antywłamaniowe i solidne drzwi powinny zatrzymać go w środku.. gdyby… no wiecie. A jeśli będzie krzyczał, czy coś nikt nie powinien go usłyszeć, więc nie zwabi nam ich na głowę. No i, najważniejsze, jeśli okaże się niegroźny, powinien być moim mieszkaniu bezpieczny.

Uzbrojony w pistolet i długi nóż, którym czuł się idiotycznie, Alistair zajął wskazane mu mieszkanie na górze, upewniwszy się, że wejście na górę jest solidnie zabezpieczone.

Teraz pozostało czekać, co przyniesie noc…

Alistair był zmęczony pracowitym dniem. Wziął swoje tabletki, popił kawą z „dolewką” i czekał.

Nie rozmawiał. Mieli być cicho. Nasłuchiwał.
 
Armiel jest offline