Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2015, 13:48   #92
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Daniel milczał przez całą podróż z powrotem do Plymouth. I było to ponure milczenie. Następnie zadzwonił do Meg by obie dziewczyny przenocować w sprawdzonym motelu. Zamierzał jak najszybciej zostawić Mads w rękach ciotki i wrócić na chwilę do domu. Po czym na noc zatrzymać się na poboczu. Nieopodal sklepu Harrolda Twinoaka. Wyciszyć się w samotności...
- Co zamierzasz robić tato? - zapytała Maddison nadal nie ruszając się z fotela pasażera. Za oknem migotał neon znajomego już motelu, w którym ostatnimi czasy spędziła więcej nocy niż we własnym domu. - Mogłabym iść z tobą, wiesz.
Ojciec patrzył przed siebie na opustoszałą ulicę. Dłonie miał nadal założone na kierownicę jakby uznawał, że rozmowy nie ma i nadal czekał aż Maddy wysiądzie. Po chwili odwrócił się do niej jednak.
- Mogę Ci Maddy powiedzieć co zamierzam. Wręcz powinienem. Ale nie potrafię stwierdzić jak to się skończy - powiedział poważnie - Ani czy nawet dotrwam w tym zamiarze do końca. Tak czy inaczej myślę, że będzie lepiej jeśli w tym czasie zostaniesz z Megan. A teraz posłuchaj mnie uważnie…
- Co to do jasnej cholery ma znaczyć “nie wiem czy dotrwam do końca”! - przerwał mu wybuch dziewczyny.
- Maddy! Po prostu posłuchaj mnie najpierw… Proszę.
- Mam teraz tylko ciebie, rozumiesz? - pogroziła mu palcem zaciskając w zacietrzewieniu usta. - Nie pozwalam ci robić nic głupiego żebyś zginął albo dał się zamknąć w pierdlu… Nie pójdę do żadnego sierocińca a z ciotką samą nie zostanę, prędzej się zawinę w długą!
- Maddison! Nie zginę i nie pójdę do więzienia! - powiedział to pewnie i stanowczo. Znacznie bardziej niż o tym myślał przed chwilą planując jutrzejszy dzień. Zaskakująco bardziej. - A teraz… posłuchaj…

***

Miał zamiar wziąć pistolet. Wiedział, że jeśli się wda w dyskusję z Twinoakiem to skończy się ona najpewniej jeszcze gorzej niż ta z Wolfhowlem. Wolał by facet posłuchał go bez gadania. Dlatego miał taki zamiar. I ostatecznie prawie niczego w tym zamiarze nie zmienił. Ten moment jednak, w którym wyciągnął ze swoich rzeczy futerał i go otworzył… W głowie jak cholera mu dzwoniło. Nie rób tego! Nie wolno Ci! I nawet nie było to w tonach przestrogi Wolfhowla. To był głos równie ostrzegawczy, ale zupełnie mu milszy. Głos Ren. Nie mógł jednak usłuchać. Musiał sięgnąć ręką w ten mrok. Choć rzeczywiście nie tak jak to wczoraj planował. Nie tak jak gdyby wczoraj nie rozmawiał z Mads.

***

Noc spędzili w samochodzie zaparkowanym na ulicy. Spokojnie. Obok stało jeszcze kilka innych aut więc nie było w tym niczego dziwnego. Maddy położyła się z tyłu, a on rozłożył fotel kierowcy. Budzik nastawił na wpółdo ósmej. Zgodnie z plakietką na drzwiach sklepu Twinoaka. Ciemność ulicy nie ożyła ani razu. Czarna tafla asfaltu pozostała nieruchoma. Nic w powietrzu nie załopotało skrzydłami. Nic ich nie niepokoiło…

Rytmiczny sygnał alarmu wybudził go ze snu. Słońce już dawno wstało. Obok Cadillaca co jakiś czas przejeżdżał jakiś pickup na lokalnych rejestracjach. Daniel rzucił nerwowe spojrzenie na sklep wędkarski. Zamknięty. Odwrócił się do tyłu.
- Maddy - dziewczyna poruszyła się, ale nie otworzyła oczu - Maddy, już czas.
Otworzyła oczy.
- Nadal jesteś pewna?
Półprzytomnie rozejrzała się dookoła. Potem spojrzała na niego. Kiwnęła głową.
Pozostało czekać.

***

Pickup Twinoaków nadjechał z opóźnieniem. Małomiasteczkowy sklep wędkarski nie musi być punktualny. Wysiedli obaj. Otworzyli sklep i zniknęli w środku. Jeśli Daniel dobrze zgadywał, młody Twinoak długo nie zamierzał zabawić w pracy. Znał ten typ syna. I tą bolączkę ojca. I rzeczywiście. Długo czekać nie musieli. Młody Twinoak pośpiesznie wyszedł ze sklepu nawet nie domykając do końca drzwi i ruszył do swojego pickupa. Maddy wysiadła z samochodu. Albo cholernie się starała, żeby nie pokazać strachu, albo zwyczajnie się nie bała. W obu przypadkach wiedział, że powinien jej zaufać.
Pobiegła do pickupa. Zagadała. Po chwili wsiadła do środka i pickup odjechał. Daniel wysiadł z samochodu.

Brzdęk dzwonka sklepowego zaanonsował jego wejście. Twinoak, który właśnie włączał radio odwrócił się w jego kierunku. O tej porze nie było nikogo innego.
- Dzień dobry - powiedział.
- Panie Twinoak. Muszę prosić, żeby zamknął pan sklep i pojechał ze mną. - powiedział poważnie.
Indianin znieruchomiał.
- O co… o co panu chodzi, panie Craven?
- Na razie tylko o to, żeby zamknął pan sklep i pojechał ze mną. I proszę się pośpieszyć. To bardzo ważne.
Mężczyzna długo badał Daniela wzrokiem. Oceniał. Daniel dobrze wiedział co. Czy i ile wie…
- Mam za godzinę dostawę. Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę panu pomóc.
- W takim razie muszę nalegać.
Daniel wyjął zza pasa pistolet. Nie wycelowywał go. Po prostu wziął do ręki skierowany lufą do podłogi.
- Potrafi pan prowadzić automatyczną skrzynię biegów?
Indianin kiwnął głową.
- Dobrze. Będzie pan prowadzić.

***

Cmentarz komunalny miasta nie był duży. I tylko w swojej centralnej części naprawdę zadbany na chicagowską modłę. Im dalej w stronę pól, tym trawa była rzadziej koszona.


Twinoak kilka razy w trakcie drogi próbował wypytywać Daniela o co chodzi. Ten jednak poza podawaniem kierunków, milczał. I milczeć zamierzał. Na miejscu gdy wysiedli, Daniel podszedł na chwilę do dozorcy i zapytał o coś. A otrzymawszy kierunek tam właśnie siebie i Twinoaka. Nie musiał nawet przypominać mu groźby. Indianin zdawał się już chyba wiedzieć dokąd to wszystko zmierza…

Grób starego Hortona. A raczej grobowiec całej rodziny. Już na pierwszy rzut oka zaniedbany i popadający w ruinę.
Zatrzymali się. Daniel nie odzywał się przez bardzo długo patrząc tylko na miejsce pochówku mężczyzny, który postawił Dom Cravenów. Indianin też po pierwszym “po co mnie pan tu przyprowadził?” nic nie mówił. I to Daniel w końcu przerwał ciszę.

- W czym pan jest od niego lepszym człowiekiem, panie Twinoak?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline