Śmerć Bhazera, później Moritza, oblężona wioska, śmierć Ivana i elfiego zwiadowcy, podróż do miasta do wielkiego maga – Dehma, emerytura Jochena . Nowi towarzysze, wyprawa na bagna, nieudolność Volkera i schwytanie w niewole, następnie rozpoczęcie zadania i jakże szybkie go porzucenie.....
Roran, były członek Górskiej Straży, weteran nie jednej bitwy, świetny fechmistrz a także lojalny towarzysz, który nie opuszcza swoich po raz wtóry wrócił myślami do tych ostatnich wydarzeń. Wydarzeń, które zmusiły ich do porzucenia ostatniego zadania. W zamian za to zajęli się tym czym najdłużej się zajmowali od kiedy są razem i co przy okazji najlepiej im wychodzi. Mianowicie uciekanie przed potężną magią i podrożą w nieznane. Taki już los awanturników, nie mają stałego domu czy choćby miejsca gdzie głowę położyć.
Jest to los z którym każdy musi się pogodzić. Syn Utha przez swoją wędrówkę - która jest nie jako zaprzeczeniem jego wczęśniejszego osiadłego aczkolwiek pełnego przygód trybu życia – zdążył się z tym pogodzić. Tak samo jak pogodził się z faktem, że stracił nie tylko najlepszego przyjaciela – Bhazera - ale także wiernych towrzyszy z którymi co by nie mówić szary krasnolud się poważnie zżył.
Z pierwotnej drużyny, która zrodziła się dzięki temu, że kupiec Edmund ich wydymał, Roranowi ostało się jedynie dwóch kompanów: Felix i Thurin. To własnie im najbardziej ufał i liczył się z ich sugestiami a także oceną sytuacji. Obecnie nie wiedział na co stać resztę drużyny. Podczas wyprawy na bagna współpracował jedynie z elfim magiem oraz z ludzkim tropicielem. Ten ostatni ostro mu podpadł gdyż to przez niego wylądowali w niewoli u bandytów, sprawa była dośyć powaznie skomplikowana. Co prawda Volker ich później z tego wyciągnął ale nie musaiłby gdyby najpierw nie zawalił, prawda?
Nie mniej w chwili obecnej, sam miał sprzęt wspinaczkowy i nie raz wspinał się na podobne wysokości wiec uważał że poszło by mu to lepiej niz temu elfowi ale postanowił póki co się nie wychylać i dać możliwość innym sie wykazania. Podróż w stronę jeziora mu odpowiadała podobnie jak walka ze statuami.
Poczekał aż wypowie się krasnolud jak i mag po czym sama rzekł:
- Chędożony Edmud długo nas ściga...nawet mi by się już chyba nie chciało. Mówiłem, że trzeba się było go od razu pozbyć a nie ciotować...Teraz mamy za swoje – splunął na ziemię, wyciągnął swoją nieodłączną butelczynę gorzały i wziął dwa porządne łyki na rozgrzanie wnętrzności po czym swym zwyczajem puścił ją w koło by każdy mógł również jej skosztować
– Coś mi mówi, że tej konfrontacji nie unikniemy. W takmi razie wydajmy im bitwę na wybranym przez nas terenie. Zorganizujmy zasadzkę i dopiero po odpowiednimy ostrzelaniu ich przejdzmy do walki w zwarciu. Tak własnie by to też zrobił Wolfgang, który między nami mówiąc magu z nie jednego pieca chleb jadł i na pewno se poradzi.... – zakończył Roran