Spojrzał w niebieskie latarenki z niedowierzaniem. No serio? Teraz sobie przypomniała o rannej mamusi, akurat jak kazał jej zejść z wozu? Coraz bardziej śmierdziało to wciąganiem w pułapkę. - Dlaczego nie mówiłaś od razu? Dlaczego nie obudziłaś mnie, tylko wlazłaś na pakę, skoro twoja mama potrzebuje pomocy? - Eddie próbował znaleźć choć trochę sensu w tej sytuacji. - Co jej się stało w ogóle i co robicie na środku pustyni? - Sam nie wiedział czy próbuje przyłapać ją na jakimś kłamstwie, czy dowiedzieć się czegoś więcej zanim podejmie decyzję. Najprościej było by ją przegonić w diabły, bo nawet jak to nie jest kit i próba wciągnięcia w zasadzkę, to nie miał czasu na samarytańskie gesty. - Gdzie ona… - Obrócił się nagle w stronę dźwięku dobiegającego z oddali. Koń chyba, nie? Na tych niemechanicznych nie wyznawał się za bardzo, do Posterunkowych stad nie zbliżał się bo nie miał tam czego szukać. A więc jednak zasadzka. Ktoś kto czekał na niego nie zapanował nad wierzchowcem. - Ty mała… - Złapał dziewczynkę za rękę i ściągnął z paki. Przycupnęli za wozem tak by nie było ich widać od strony dochodzącego dźwięku. - Ilu was jest? - warknął i groźnie spojrzał na dzieciaka. - Czego chcecie ode mnie? |