Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2015, 02:06   #52
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Karl Hoobs - zapracowany optymista



- Home, home, sweet home... - mruknął pod nosem Karl widząc wreszcie przed sobą ich kamienicę. Spojrzał na siedzącą obok Olgę i uśmiechnął się do niej. Wreszcie dojechali. Zdawało się, że ich wieki nie było. Jeszcze wczoraj zdawało się wyjeżdżali z domu który był jednym z wielu w tej metropolii ale świat zdawał się być inny. Miasto zakrztusiło się awariami i brakiem prądu czy mediów ale wyglądało, że to chwilowe. Byli przecież Amerykanami i Detroit'czykami. Ze wszystkim daliby sobie radę prawda?

Teraz jednak zaczynał w to wątpić. Wydarzenia w szpitalu i podczas powrotu... A właściwie ucieczki z niego i to co im się przydażyło po drodze wstrząsnęło nim. To nie był świat jaki znał. Znał się na planowaniu i prowadzeniu restauracji, na gotowaniu, na obsłudze klientów i byciu raczej ludzkim szefem. A nie ganianiu się z... No własnie nie wiedział nawet dokładnie z czym. No i jak teraz wracali przez miasto które tak dobrze znał wydawało mu się kompletnie inne. Niby te same domy i ulice, niby mógł jechać na pamięć a jednak wszystko było inne. Jakby wjechali do jakiegoś innego miasta ogarniętego wojną czy innym kataklizmem.

Widzieli ślady walk, spustoszeń jaki uczynili szabrownicy i chyba te stwory. Zdawało mu się, że jego wcześniejsze wahania i rozterki były nie na miejscu. Chyba inni ich nie mieli. Przynajmniej tych co się na ich ślady natykał. No ale przecież musieli być chyba jeszcze jacyś normalni ludzie z zasadami jakie on wyznawał? Tacy choćby jak Pam. Znaleźli ją przecież w szpitalu opanowanym przez te monstra. Zachowywała się normalnie jak na tą sytuację. No i on i jego sąsiedzi. Musieli przecież pozostać tymi "good guys" prawda?

Gdy zobaczył budynek po pierwszej chwili radośći ogarnął go niepokój. Co zastanie w środku? I kogo? Widział jednak samochody sąsiadów no i swój więc była nadzieja.

Wrócili. Okazało się, że inni też mieli podobne przeżycia do nich. Wyglądało na to, że tak jest w całym rejonie może nawet w całym mieście. Uśmiechnął się widząc powitanie Paula i Mindy. Gdy minął pierwszy szał radości nie omieszkał pochwalić męża przy żonie - Paul był bardzo dzielny, towarzyszył nam wszędzie gdzie się udaliśmy. Nie wiem jak pradzilibyśmy sobie bez niego. - położył dłoń na zdrowym ramieniu mężczyzny. Uznał, że Paul zasłużył sobie na pochwałę.

Relacjom zaś drugiego małżeństwa wewnętrznie się zdziwił. Peter co prawda właściwie zachowywał się tak jak Karl się spodziewał po tak długim rozdzieleniu ale Olga wyglądała jakby strzeliła focha czy coś w ten deseń. Ich wewnętrzne życie to było ich wewnętrzne życie i właściwie to nie była jego sprawa. Był jednak trochę starszy od nich i swoje przeżył w małżeństwie też. - To była długa i ciężka noc. Dla nas wszystkich. A czeka nas kolejna. I następne. I nie wiemy co nam przyniesie los. - rzekł mając nadzieję, że pojmą aluzję. Szkoda mu ich było. Niby mówiło się, że kazdy może umrzeć każdego nowego dnia ale obecnie jakoś nabrało to dziwnej realności. Ich też to dotyczyło tak samo jak jego. Poza tym obecnie naprawdę nie potrzebowali ich sławnych na cały dom kłótni.

- Przykro mi Rose. Jak się obudziłem to już było po wszystkim. - nie wiedział co więcej powiedzieć starszej od siebie sąsiadce która opatrywała jego stłuczenia jak prawdziwa pielęgniarka chociaż chyba nią nie była o ile zdołał się zorientować. Oddał jej rzeczy osobiste jakie wcześniej zabrał Bert'owi. Rzeczy zabrane Brian'owi zaniósł do jego mieszkania zaś klucze oddał Wade'owi.

Cieszył się widząć, że Pam wyrwała się ze swojego marazmu. Zaproponował jej, że może zająć jeden z jego pokoi na co ta się zgodziła. Spytał czy jest głodna, miał coś w swojej lodówce, mogła się poczęstować do woli. Na razie zrobił herbaty i kanapek. I tak trzeba było zjeść bo bez prądu sporo rzeczy zaczynało się psuć. A te lody co trzymał na wizytę swoich dzieci ot tak na wszelki wypadek właściwie musieli wypić. Smakowały jak ciepławy, gęsty jogurt. Nie wiedział jak należy postepować z ludźmi po traumie to zachowywał się tak jak kiedyś gdy któreś z jego dzieci było chore.

Jakoś rozmowa i przyrządzanie posiłku oraz wspólne jego spożycie pomogło mu zrelaksować siły. Najchętniej by się położył, włączył telwizor by leciało cokolwiek i zasnął pozwalajac by go migoczący ekran uspił. Nie mógł jednak zrobić żadnej z tych rzeczy. Westchnął gdy spojrzał za okno. Popołudnie. Noc się zbliżała a wraz z nią...

- Choć, Pam, pokażę ci coś. - rzekł i wyciągnął rękę kiwając zachęcająco głową. Zaprowadził ją do kuchni i chwilę tłumaczył gdzie co jest. Herbata, kawa po kilkanaście rodzai, lodówka, szafka z chlebem, nawet trochę coli mu się ostało. Następnie zaprowadził ją do pokoju który dla niej wybrał. Otworzył szafę i kredens gdzie miał ubrania. No niestety dla siebie no ale może coś sobie wybierze jeśli chce. Przynajmniej były czyste. Jeśli chce może się rozgościć. On jednak musi iść na dół. Trzeba było przygotować się do kolejnej nocy. Musieli jeśli nie chcieli mieć tu tego co w szpitalu.


---




Mieli trochę do obgadania. Możliwości mieli całkiem sporo. Karl uważał, że najlepszą ochroną jest uniknięcie zainteresowania obcych ich domem. Temu powinna sprzyjać ciemność i cisza. Za podstawę uważał zasłonięcie wszelkich okien i siedzenie po cichu. Był też za tym by przygotować dwa czy trzy pojazdu do odjazdu. Pomysł z plecakami dla kazdego z minimum też mu się spodobał.

Naniesienie rzeczy do zabarykadowania parteru trochę czasu zajęło. Zaczął też wybijać dziury jako strzelnicę nad klatkami schodowymi. Spodobał mu się pomysł narobienia dziur pomiędzy mieszkaniami. Drzwi były naturalną barykadą, wystarczyło je zamknąć. Jakby narobić przejść w pionie możnaby się poruszać wewnątrz mieszkań pomiędzy piętrami nawet jeśli klatka byłaby zajęta przez te cosie. Narozkładał też blach i wszelakiego głośnotwórczego złomu wokół budynku by bedąc wewnątrz można było określić ruchy tych z zewnatrz no i jakoś alarmowało o tym nawet jeśli byli niewidoczni.

Namawiał też sąsiadów by zgromadzili się i żywność na górnych piętrach. Te stwory raczej chyba powinny się wdzierać od doły więc pewnie zaczęłyby od parteru i pięły się ku górze. Gdzie się dało możnabyło ustawić barykady by spróbować stawić im opór. W połączeniu z tymi strzelnicami w ścianach i sufitach mogło to dać temu czemuś na tyle w kość by się zniechęcił. Bo to co widział wczoraj w nocy zdecydowanie nie zachęcało go do zadzierania z tym czymś.

No i światło. Światło jakoś dziwnie działało na te stwory. Miał nadzieję, że każdy z nich da radę sorganizować sobie jakąś latarkę czy inny halogen. Od razu trzeba było nastawić na maksimum lumenów by miało maksymalny efekt. Niezłe mogły się też okazać koktajke zapalajace choć nie uśmiechało mu się używanie ich wewnątrz budynku póki nie było to absolutnie konieczne. Zwłaszcza jeśli sami w nim byli. No ale na zewnątrz to już chyba powinno być lepiej. Butelka zrzucona z któregoś tam piętra spadała w dół i roztrzaskiwała się na ziemi zostawiając płonącą plamę. Jakby dało się tak zablokowac wejście to może by to jakoś opóźniło wdarcie się potworów do środka.

No i Phil. Karl czuł, że Pam ma rację. Phil mutował i zapewne zmieniał się w takiego strasznego stwora. Ale na razie był człowiekiem. No i może była jakaś nadzieja? Może znajdzie się jakieś lekarstwo albo Phil okaże się odporny? W kazdym razie nie mógł się przemóc by "coś z nim zrobić" i przystał na pomysł Alistara by zamknąć go w pustym mieszkaniu.

- Potrzebujemy źródeł światła. Silnego światła jak halogeny, może lampy UV i takie tam. No i baterii i ładowarek do nich. Ja mam u siebie w sklepie generator. Spokojnie by starczył na najwazniejsze potrzeby. Trzeba tylko go przywieźć i zadbać o benzynę. No i żywność. W pracy mam jej co nieco. I tak trzeba ją wykorzystać bo albo się zepsuje no albo niestety ją rozkradną. W końcu po szyldzie nawet widać, że to lokal z jedzeniem... - pokręcił głową zniesmaczony i smutny bojąc się o swoją własność. Bał się o to jak kazdy właściciel posesji czy lokalu jesli wie, że przez jego okolicę nawiedziło jakieś nieszczęście. No a było przecież gorzej niż przy jakiś zamieszkach. A generator bardzo by im pomógł. Mógłby utrzymać przy elektronicznym życiu sporo użytecznych przedmiotów. Ale przede wszystkim światło.

- I jeszcze coś. Radio. Nie wiem czy by działało ale jakby się dało trzeba nad tym pomyśleć. Takie by dało się nawiązać kontakt z kimś spoza miasta. Radio to nie telefon czy internet i jak ma zasięg powinno działać. Zwłaszcza jak będziemy mieli ten generator. A na mniejszą skalę można pomysleć o krótkofalókach. Pomyslcie o tym czy wiecie coś gdzie to możnaby zdobyć. Ale to już pewnie jutro. A na razie dobranoc i do zobaczenia rano. Jakby co będę u siebie. - rzucił jeszcze na koniec nim faktycznie wziął jedną ze strzelb i wrócił do siebie na górę. Ostatnie kilkadziesiąt godzin dało mu się we znaki tak samo jak i jego sąsiadom ale oczywiście jego zmęczenie wydało mu się największe.

Wrócił do siebie zmęczony gdy już zapadał zmierzch. Aż się zdziwił gdy spotkał w swoim mieszkaniu blondlekarkę. Prawie zapomniał, że ona tu przecież powinna być. Zrobili co mogli. Albo podziała albo nie. W kazdym razie zapadł zmierzch i należało przerwać wszystkie prace by nie robić hałasu. Okna były zasłonięte. Poszedł przy grubej, zapachowej świecy do kuchni i wrócił do saloon'u.

Usiadł na podłodze opierając się plecami o kanapę. Świecę postawił na stoliku. Dawała strefę ciepłego, przyjaznego i kojącego światła. Na stoliku wylądował też talerz z kanapkami i butelka wina. ~ Piję sam w ciemnym pokoju jak jakiś pijak... Dobrze, że wino nie jest z tych najtańśzych... ~ uśmiechnął się w półmroku jaki dawała świeca. Pił wino z kieliszka, żuł kanapki, zastanawiał się czy Pam śpi czy znów pogrążyła się w swojej apatii. Powinien pójść i sprawdzić ale sam też już miał dość tego dnia. Osiągnął specyficzny stan gdy czuję się zmeczenie i senność ale nie można zasnąć.

Wziął do ręki płaski, prostokątny przedmiot jaki położył na kanapie. Wpatrywał się w niego. Szczegółów nie dostrzegał ale nie musiał. Znał je na pamięć. Mężczyzna, kobieta i dwójka dzieci. Wszyscy radośni, roześmiani, zdrowi, weseli... Po prostu szczęścliwi. Heh... No i młodzi. Taa... A przynajmniej młodsi. ~ Co się z nami stało? ~ normalnie unikał tego tematu. Ale teraz... Nawet nie było pewne czy dożyje ranka. Ale do tej pory nie wiedział co się stało. Jak do tego doszło, że ta czwórka szczęśliwych na zdjęciu ludzi teraz z trudem znosiła swój widok. Przynajmniej mężczyzna i kobieta. Powinni być teraz razem. Jak wtedy na zdjęciu. Szczęśliwi czy nie, bezpieczni czy nie powinni byc razem. I razem przez to wszystko przejść. ~ Muszę po nich pojechać ~ przemknęło mu już w szumiącej od wina i zmęczenia głowie. Czuł jak powieki mu ciążą. Właściwie powinien pójść do swojego pokoju ale dał się ogarnąć Morfeuszowi i zasnął jak siedział.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline