Ostrzeżony przez towarzyszy chwycił za broń i zerwał się na nogi. po chwili dostrzegł przyczynę niepokoju. Zbliżająca się postać z pewnością nie była człowiekiem. Nie wyglądała przy tym jak odmieńcy, których wcześniej spotkali - tamci przypominali potwornie zdeformowanych ludzi, a to tutaj było inne, jakby z rozmysłem zaplanowana forma wzorowana na ludziach, a ludzkie atrybuty zmieszano z fragmentami potworów albo demonów. Czyżby to był jeden z awatarów Mrocznych Bogów? Demon kroczący po świecie ludzi i spełniający zachcianki swego patrona?
Cokolwiek by to nie było nie wyglądało zbyt przyjaźnie. Z ruchów tej dziwnej istoty emanowała pewność siebie, a wielkie szczypce w miejscu ramion potwierdzały mało pokojowe zamiary.
Spojrzał co robią pozostali. Najlepiej byłoby uciec stąd i liczyć na to, że bestia zgubi ślad. - To nic nie da! - krzyknął do Gunthera. - Wyczuł dym ogniska i pieczone mięso! - wskazał na węszącego stwora, a przeraźliwy wrzask tamtego stanowił potwierdzenie podejrzeń Mortensena. - Wejdźmy na górę. Łatwiej będzie się bronić! - Zaproponował, szykując łuk do strzału. Przeszło mu też przez głowę, że mogliby otoczyć demona i zaatakować go z czterech stron jednocześnie, ale tylko bogowie mogliby uratować tego, który stanie naprzeciw potwora.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |