Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2015, 14:02   #16
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pierwszym łykiem niemal się udławił. Nie tak łatwo wlać w siebie cokolwiek gdy wnętrze ust przypomina rozgrzaną Mojave w porze letniej. Przełknięcie zaś to już po prostu ból, który jednak i tak był pieszczotą w porównaniu do tego co odczuwał resztą ciała…
Odetchnął ciężko kilka razy po osuszeniu szklanki, która zaraz zresztą wypadła mu z obolałych palców na podłogę. Szczęśliwie nie tłukąc się jednak i nie czyniąc hałasu. Przejechawszy językiem po wyschniętych na wiór wargach na których nadal pozostała odrobina rdzą smakującej wilgoci zebrał myśli by ostatecznie oddzielić mary od rzeczywistości. A rzeczywistość była taka, że sam tu nie dotarł. Sam się nie opatrzył. I że jego kochana matka od niepamiętnych już lat Minionych zwyczajnie nie żyła. Komuś zatem swój obecny stan zawdzięczał…

Aiden Portner znał preriową gościnność. Wartość miłości bliźniego jaką przejawiają napotkani na pustyni eremi, mutanci i szaleńcy można najczęściej i najłatwiej przeliczyć na kilogram żywca jaki mogą z Ciebie uzyskać. Można wiele nieprzyjemnych rzeczy powiedzieć o mieszkańcach dogorywających miast i osiedli Stanów Zjednocznych Ameryki Północnej i państw ościennych, ale żadne z ich cech nie zbliżą się nawet na rzut granatem do kanibalistycznego pragmatyzmu pustynnych wykolejeńców. Widział już kiedyś “spiżarnię” pełną takich uratowanych wędrowców.
Pierwszy więc odruch Aidena Portnera, kazał mu wstać, uzbroić się i być gotowym na wszystko. Ten sam jednak pierwszy odruch skończył się na ciężkim do wyartykułowania jęknięciu gdy spróbował napiąć mięśnie i unieść się na posłaniu. Opadł na nie z powrotem. Bolało. Bolało jak chuj.

Ponownie odetchnął ciężko kilka razy zagryzając zęby. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że obok dostrzegł swoje manatki. A raczej zestaw tych niepraktycznych gówien, które raczył mu łaskawie zostawić Seth. Plecak z paczką fajek, zwiniętym w kłębek stalowym drutem, poplamioną książką, którą tydzień temu wygrał w karty, owymi kartami i… mocno zdezelowanym Llama Comanche. Tym samym zresztą, którym Seth położył psa. Na tym jednak nie kończyło się poczucie humoru Setha. Do rewolweru dołączona była jedna jedyna kula z wyrytymi drobnymi literami. “Shaggy dog tale” głosił koślawy napis. I pewnie Aiden uśmiechnąłby się do tego wspomnienia gdyby nie to, że rewolwer leżał dokładnie na plecaku. Na wyciągnięcie ręki…

Z trudem po niego sięgnął i upewniwszy się, że kula jest na swoim miejscu, schował w kalesonach. Bo choć fakt opatrzenia, napojenia, nieskrępowania i już najbardziej niepozbawienia broni, potężnie godził w wizerunek pustelnika kanibala, to Aiden jak już zostało powiedziane wywodził się z prominentnego grona ludzi ostrożniejszych. I zamierzał udawać śpiącego do momentu pojawienia się jego zagadkowego wybawcy. Jego matki.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline